Zapętleni #6
Marta Rosół słucha: Mumford & Sons, Baaba Maal / There Will Be Time / Live in South Africa
Uwielbiam wszelkiego rodzaju programy do słuchania muzyki, które sugerują, co mogę polubić. Oczywiście, ich nieznajomość mojego gustu (albo raczej źle zaprogramowany logarytm) czasami aż śmieszy, ale (co ważniejsze) zdarzają się perełki. Tak właśnie trafiłam na piosenkę Mumford & Sons „There will be time”, która pochodzi z płyty „Johannesburg”, wydanej w czerwcu 2016 roku po trasie koncertowej w Republice Południowej Afryki z początku roku. Płyta ta jakoś dziwnie przeszła bez echa na polskim rynku. Chyba że niewystarczająco go obserwuję i o czymś nie wiem…
Do sedna: zapętlam nie tylko piosenkę, ale i nagranie z koncertu. Dzięki temu utwór zyskuje moc, której nie sposób się nie poddać. Widząc na twarzach członków zespołu, senegalskiego artysty Baaba Maala i innych występujących, radość ze wspólnego grania, ma się wrażenie, że to powrót do korzeni, do jakiejś pierwotnej energii, która płynie z muzyki.
Bernadeta Prandzioch słucha: Leonard Cohen / You want it darker
Nic nie pasuje do jesiennej szarości, do wilgoci przenikającej ubrania, do słodkawego zapachu rozpadu i melancholii tak bardzo, jak ballady Leonarda Cohena. Jego głos zdaje się wówczas ostatnim, migoczącym w oddali światełkiem, nadzieją, że ta ciemność nie potrwa wiecznie. Chropowaty szept rozgrzewa lepiej niż najpiękniejsze wspomnienie lata. Pamiętam z dzieciństwa nocne słuchanie muzyki. Kiedy nie chciałam zasnąć, rodzice zakładali mi na uszy słuchawki i puszczali swoje ulubione płyty. Był wśród nich także winyl z balladami Cohena. Minęło ponad dwadzieścia lat i nic się nie zmieniło. Wieczorem przygaszam światło, podkręcam głośność na wieży i… od trzech tygodni nie słucham niczego innego, tylko „You want it darker”. W kółko. Jak mantrę. Czekając na premierę nowej płyty, która ukaże się niedługo. I want you darker, Mr Cohen. Z tobą żadna ciemność nie jest straszna.
Angelika Ogrocka słucha: The Kills / Doing It To Death
Chyba każdy nastolatek ma to za sobą… Ktoś z was nie wyobrażał sobie własnego pogrzebu? Kto przyjdzie, kto zapłacze albo jak was ubiorą? No właśnie. Kiedy na ARSie w secie wideoklipowym obejrzałam ten teledysk, wiedziałam, że tak prędko ode mnie nie ucieknie. I nie mam na myśli samego obrazu – muzyka hipnotyzuje o wiele bardziej. Nietypowemu konduktowi, który rytmicznie wykonuje dość specyficzny układ choreograficzny przewodzi sama Alison Mosshart. W blond wersji i stylówie na doświadczonego rockmana wije się niczym parodiowane gwiazdki pop, a w ślad za nią nadciąga ciąg czarnych panów. Ale my tu nie o warstwie wizualnej, choć znów powtarzam – jest przepiękna! Nieśmiało rozpoczynająca utwór gitara wkręca się w dźwięki z każdą sekundą, a duet głosami pełnymi emocji zabiera w podróż po życiu do śmierci. Uzależnia tak bardzo, że idąc gdzieś korytarzem czy ulicą, przyłapujesz się nagle na nuceniu: „Oooooo!”. Serio.
Marta Połap słucha: Maja Koman / „Jestem”
Jakiś czas temu Empik „polecił” mi utwór „Jestem” Mai Koman, promujący jej płytę „Na supełek” (premiera już 21 października). Ktoś powinien mnie przestrzec przed potencjalnym (i niebezpiecznym) zapętleniem, ale tak się nie stało, więc katuję ten kawałek już od kilku tygodni. Non stop. A nie jest to przecież nic ambitnego, ot, przyjemny pop, taki z powerem i tekstem, który jest średnio na serio, bo sama Maja jest pół-żartem, pół-serio i inaczej jej sobie nie wyobrażam. Z drugiej strony… może warto odczarować pop i oddać Mai co jej się należy, bo skoro sama pisze teksty, komponuje, wymyśla teledyski i śpiewa, to czemu odmawiać jej muzycznych ambicji? Każdy utwór to przemyślana tekstowo i muzycznie historia, a nie gotowy hit „wypluty” przez odpowiedni program. Posłuchajcie „Kocham karpia” albo „Babcia mówi”, żeby przekonać się, że co jak co, ale Maja ma mnóstwo kontrowersyjnych pomysłów na siebie, zdanie na każdy temat i niebagatelne poczucie humoru. Z drugiej strony potrafi zaczarować subtelnością „My Dear Deer” czy niepokojącym klimatem „Dear Sadness”. A teraz porwać do tańca i wkręcić do głowy tekst, którego nie wypada mi tutaj cytować.
Jaka więc będzie nowa płyta? Na pewno pojawi się na niej Grubson, czeka nas kilka żartów słownych, a eksperymentująca z konwencjami muzycznymi Maja nie raz nas zaskoczy. Przeczuwam więc, że zapętlę się „na supełek”.
Patrycja Mucha słucha: Sia & Sean Paul / Cheap Thrills
Wiadomo, że jak Mucha czegoś słucha na okrągło, to pewnie jest to mainstream mainstreamów. No nic nie poradzę, że lubię dobrze wyprodukowane utwory, do których można potańczyć albo przynajmniej przytupywać nóżką, słuchając na Spotify i czekając na zielone. A jak jeszcze obejrzałam klip, który swoją estetyką odwołuje się do paleotelewizji lat 50., to już w ogóle cud, miód i orzeszki. Sia to w ogóle jedna z tych modnych artystek, której każda kompozycja sprawia mi sporo uciechy. Do tego mam gwarancję, że teledysk będzie co najmniej dobry, a zwykle są one po prostu świetne.
To pewnie ostatni miesiąc wesołych piosenek. Za miesiąc przewiduję coś ze skrzypcami, Amy Winehouse albo znów Się – w wydaniu „Big Girls Cry”. Będzie pisane spod koca.
Anna Duda słucha: The Cure / Kyoto Song
W większości przypadków to my znajdujemy sobie piosenki i pozwalamy, żeby zostały przy nas na dłużej. Czasem to piosenki znajdują nas. Ta znalazła mnie w czasie pracy nad spektaklem teatralnym. Szukaliśmy melodii, która wypełni scenę snu, spełniającego marzenie o idealnym miłosnym i uczuciowym happy endzie, który nigdy nie wydarzy w rzeczywistości. Ruch dwójki aktorów w dużym zwolnieniu na granicy iluzji nieruchomości. Idą obok, choć się nie dotykają. To jedynie gra dobrze zsynchronizowanych spojrzeń. Wpuszczając do tej sceny typową romantyczną piosenkę, bardzo łatwo rozmyć niejednoznaczność relacji między tymi postaciami. Uprościć przekaz i zostawić widza w przekonaniu, że to kolejna opowieść o tym, jak to Ona kocha Jego, albo na odwrót. A przecież nie o to chodziło. Ostatecznie na jednej z prób reżyser puścił ten oto utwór. Niezawodny Robert Smith, który sam jest postacią nie z tego wymiaru, podsuwa melodię, od której już nie mogę się uwolnić. W lekkim spowolnieniu, krótkich rozbłyskach perkusji, orientalnym klimacie – tak cudownie nie mówi o miłości, mówiąc o niej bardzo dużo. W tej piosence jest magnetyzm, tęsknota, obawa, iluzja, sen. I ten posmak bliskości, który znika jak tylko budzimy się z intensywnego snu. Wszystko, co miało znaleźć się w tej scenie.
It looks good
It tastes like nothing on earth
It looks good
It tastes like nothing on earth
Its so smooth it even feels like skin
It tells me how it feels to be new
korekta: Paulina Goncerz
Playlista październikowych zapętlonych piosenek: