Groźny Ars Independent
Animacje, gry wideo, wideoklip, film. Te sekcje w tegorocznej edycji Ars Independent zostały scalone przez twórców motywem przewodnim – grozą.
Gatunek ten nigdy nie należał do tych, które w jakikolwiek sposób się poważa. Traktowany jest raczej jako nieśmiałe guilty pleasures. Całonocny maraton horrorów ze znajomymi nie jest niczym wyjątkowym, ale roztrząsanie fabuły czy reguł rządzących wykreowanym światem, podejście „na serio” już czasem dziwi. Szkoda, bo w tych mrocznych obrazach poszczególne efekty specjalne są często tylko pretekstem do pokazania poważniejszych problemów.
Szósta odsłona Ars Independent zaskoczyła – po raz pierwszy widzowie mogli obejrzeć wideoklipy, i przyznać wybranemu nagrodę Czarnego Konia. W jednym ze specjalnie przygotowanych setów, nazwanym Dreszcze niespokojne (KLIK!) (Ach! Te polskie, kultowe cytaty), teledyskowa groza zaprezentowana została nie w sposób dosłowny, jako tani efekt, który ma nas przestraszyć, a w formie dekonstrukcji i analizy naszych wewnętrznych leków. Kryterium wyboru tego zestawu były najmroczniejsze produkcje nakręcone po 2010 roku.
Beboki i inne stworzonka
W polskim kinie horrory to niezbyt udany element kinematografii. Twórcy bardzo rzadko próbują osiągnąć coś w tym gatunku, a jeśli już się odważą, filmy te nie należą do arcydzieł. Być może to kwestia braku uwarunkowań historycznych, jednak słowiańska mitologia oraz społeczno-polityczne traumy, jakich doświadcza polski naród, to skarbnica inspiracji na niejedną ciekawą fabułę.
„Bo przyjdzie Bebok” (KLIK!), czyli śląską wersję horroru, zrealizowaną w ramach programu 48 Hour Film Project Katowice 2016 krótkometrażówkę widzowie Arsa obejrzeli jako jedni z pierwszych. Bebok wysysający duszę i młoda ambitna dziewczyna, która marzy o karierze pisarki – taki duet w tych kilku minutach towarzyszy nam w obrazie Aleksandra Kozłowskiego, który czerpie ze śląskiego dziedzictwa dość przewrotnie. Jak to miło usłyszeć z ekranu… „Żŏdyn niy może tymu nic pedzieć. Żŏdyn!”.
Kolejną z propozycji była projekcja hiszpańskiej animacji „Psychonauci: Zapomniane dzieci” (KLIK: http://arsindependent.pl/pl/psiconautas-zapomniane-dzieci/). Obraz tandemu Alberto Vásquez i Pedro Rivero to filmowe przedstawienie powieści graficznej, która w latach 80. za pomocą wielu aluzji komentowała ówczesną rzeczywistość. Panowie minimalistyczną kreską stworzyli psychodeliczny świat nastoletnich, antropomorficznych istot w obliczu katastrofy ekologicznej, utraty wartości i walki o resztki własnej godności.
Animowany obraz strachu
Gry wideo to przestrzeń najbardziej zaanektowana przez klimaty grozy. Interaktywny horror przyciąga, bo właśnie tam najłatwiej spowodować, że gracze są zupełnie pochłonięci rozgrywką. Obawiają się tego, co czeka za rogiem, a jednocześnie – dzięki pięknym wizualizacjom i dobrze napisanemu scenariuszowi – nie potrafią zrezygnować z kolejnych etapów gry.
Gabinet grozy (KLIK!) zaprojektowany w Galerii Engram wprowadzał w nastrój samym wyglądem. Ciemny pokój, do którego wchodziło się poprzez powłóczysty czarny materiał, odcinał od jakiegokolwiek światła. Na każdym z przygotowanych stanowisk komputerowych można było uczestniczyć w wirtualnym świecie horroru – np. prowadzić samochód ciemną nocą lub wydostać się z dziecięcego pokoiku. Z kolei za ścianą znajdował się kącik z łóżkiem. Okoliczny anturaż – wystrój jak w kiepskim szpitalu – był idealnym wstępem do tego, w czym uczestniczyliśmy po nałożeniu urządzenia na oczy i wejściu w wirtualną rzeczywistość.
Najmocniejszym elementem była projekcja setu „niepokój/szorongas/antsietatea/anxiete/anxiety” (KLIK!). Jednym z zaprezentowanych tytułów była „Piwnica” – nietypowy mariaż wrażliwości trzech artystów: malarki Aleksandry Waliszewskiej, pisarza Szczepana Twardocha oraz autora animacji, Wiktora Striboga. Piwnica jako to, co wyparte, ukryte i nieświadome zyskuje tutaj jeszcze jedno oblicze: to, o czym się nie mówi, bo… Tekst opowiadania Twardocha recytowany ze złowieszczą chrypką przez Magdę Dubrowską, zilustrowany gotyckimi, odwołującymi się do średniowiecznych bestiariuów grafik Waliszewskiej sprawia, że ciarki wywołują się same.
Wzbudzenie dyskomfortu i niepokoju – taki cel założyli sobie twórcy tegorocznego Ars Independent. Czy się udało? Jak najbardziej. Horrory w wersji katowickiej to nie te, które za zadanie mają obrzucić widza jak największą ilością wnętrzności czy sztucznej krwi. To raczej horrory rozgrywające się naszych głowach. W końcu to psychika jest naszym największym wrogiem, a świat wewnętrzny najbardziej przerażający.
tekst: Angelika Ogrocka
korekta: Paulina Goncerz