Zagrajmy w porażkę. Lawrence Osborne, „Ballada o drobnym karciarzu”
Upadek to zawsze znakomity temat na powieść: od „Gracza” Dostojewskiego, przez międzynarodowy bestseller „My, dzieci z dworca ZOO”, po naszego dyżurnego alkoholika Pilcha – uzależnienie jest niezmiennie fascynujące i zawsze warto napisać o nim coś jeszcze.
Najbardziej atrakcyjne są oczywiście narkotyki, najbardziej powszechna – wódka. „Ballada o drobnym karciarzu” Lawrence’a Osborne’a opowiada natomiast o hazardzie, nałogu znacznie mniej spektakularnym, a w tym wydaniu wręcz egzotycznym: główny bohater, fałszywy lord, trwoni zdobytą w podejrzanych okolicznościach fortunę, grając (niczym Bond!) w bakarata w dusznych kasynach Makau.
Banco, czyli stawka
Lord Doyle ma swoją ulubioną porę nocy, stałe miejsca i szczęśliwe stoły, a do gry zawsze nakłada miękkie skórzane rękawiczki. Poznajemy go w przykrym momencie: właśnie kończą mu się pieniądze. By kontynuować tryb życia, jaki prowadzi od miesięcy, musi zejść z utartych szlaków: zaczyna chować się przed obsługą hotelu, w którym powinien uregulować rachunek, ściga swoich nielicznych wierzycieli, szuka naiwnych, którzy mogliby mu udzielić pożyczki, zmienia kasyna na podlejsze, by móc obstawiać śmiesznie niskie sumy.
Czasem wygrywa, ale częściej przegrywa i nadchodzi dzień, kiedy nie stać go już nie tylko na nałóg, ale nawet na obiad (choć kolejność zapewne powinna być odwrotna). W twórczości „uzależnieniowej” jest to zwykle punkt kulminacyjny fabuły: bohater, by móc dalej pić/ćpać/grać, zaczyna się prostytuować, kraść, czasem zabijać; osiąga dno. Zgodnie z logiką zdarzeń potem czeka go albo odkupienie, albo śmierć, innych dróg nie ma.
Natural, czyli oczekiwania
Za sprawą spotkania z młodą chińską prostytutką lord Doyle wraca do gry i wygrywa. Cały czas wygrywa. Znów jest bogaty, mieszka w apartamencie ze złotymi kranami i znów może żyć tak, jak lubi (czy też jak musi). Czy o to jednak mu chodziło? „Każdy wie, że nie jesteś prawdziwym graczem, dopóki w głębi duszy nie wolisz przegrywać” – mówi bohater. Być może upadek, jaki staje się udziałem alkoholika, narkomana, hazardzisty, jest nie dramatycznym skutkiem ubocznym uzależnienia, ale jego celem?
Przywykliśmy do czytania książek o nałogu przez pryzmat dydaktyczny, oceniając ich potencjał w kategorii „ku przestrodze”. Tymczasem Tomasz Piątek z czułością wspomina przyjemność płynącą z zażywania heroiny, Juliusz Strachota pisze o uldze, Christiane F. wydała drugą część wspomnień i okazało się, że nadal nie jest „czysta”. Również Osborne uparcie odmawia ukarania winnego bolesnym odwykiem czy jakimś innym marnym końcem.
Bakarat, czyli wynik
Juliusz Kurkiewicz widzi w Osborne’ie moralistę na miarę Houellebecqa i rzeczywiście, przypadek jednego zagubionego hazardzisty zdaje się być bardziej uniwersalny, niż my, ludzie wolni od nałogów, byśmy sobie życzyli. Jeśli sięgając po tę powieść, liczymy na studium choroby, zawiedziemy się – chyba że za chorą uznać kondycję człowieka. Powieść składająca się przede wszystkim z długich, powolnych scen gry i nieco klaustrofobicznych opisów ociekających kiczem kasyn nie jest paradoksalnie książką o hazardzie.
„Ballada o drobnym karciarzu” to kameralna i bezpretensjonalna historia porażki; elegancka proza na chłodny wieczór dla koneserów smutku. Win nie da się tu odkupić, gest w stronę drugiego człowieka zawsze jest spóźniony, nikt nikogo nie może ocalić, a kara przychodzi od nas samych, ponieważ jej pragniemy. „Głębokim nurtem istnienia jest bezcelowa zatrata”, jak pisze Bataille, i niech nikomu się nie wydaje, że go to nie dotyczy.
tekst: Agnieszka Pietrzak
korekta: Paulina Goncerz
Lawrence Osborne, Ballada o drobnym karciarzu, Znak Literanova, Kraków 2016