Książka do plecaka #3: Dzień dobry. Śniadania z Małgosią Mintą
Wakacje to moment, kiedy nasze życie nieco zwalnia. Podczas urlopu wreszcie mamy czas, by celebrować proste rzeczy: leniwe śniadania, popołudnia z książką, wieczory z winem w ogrodzie. Zwłaszcza temu pierwszemu warto poświęcić więcej uwagi, bo w ciągu roku często zaniedbujemy poranny posiłek, połykając w pośpiechu kawę i przegryzając byle co. Dlatego dzisiaj, w ramach cyklu „Książka do plecaka” pozycja nieoczywista, ale bardzo wakacyjna! Mam nadzieję, że dzięki książce „Dzień dobry. Śniadania z Małgosią Mintą”, wasze wakacje nabiorą jeszcze lepszego smaku!
Jeść, ale nie po to, by się najeść
Polskie podejście do jedzenia, a co za tym idzie, także do gotowania, ulega w ostatnich latach intensywnym przemianom. Coraz więcej ludzi podchodzi do tematu w sposób świadomy. Jedzenie, które dla wielu osób było do niedawna zwykłą, codzienną czynnością, a nieraz wręcz jedynie fizjologiczną koniecznością, staje się ważną częścią naszego życia, którą chcemy celebrować. A że raczej niemożliwe jest ciągłe stołowanie się na mieście, pozostaje nam nauczyć się gotować.

Pudding chia – tutaj w wersji truskawkowej. Tak przypadł mi do gustu, że zdążyłam wypróbować już kilka wariantów.
I tutaj w sukurs przychodzą liczne programy telewizyjne, kanały na YouTube, blogi kulinarne i wreszcie tradycyjne książki kucharskie. Te ostatnie wydaje się w Polsce na potęgę, stąd czasem trudno, wchodząc z marszu do księgarni, dokonać trafnego wyboru. A mówiąc o trafnym wyborze mam na myśli zaopatrzenie się w książkę pełną świeżych pomysłów, niebanalną, pięknie ilustrowaną i dobrze napisaną.
Zacznij smacznie dzień
Duże wymagania? Na szczęście wszystkie je spełnia książka „Dzień dobry. Śniadania z Małgosią Mintą”, wydana przez Wydawnictwo Agora, ale po kolei. Małgosia Minta przyzwyczaiła nas na łamach Gazety Wyborczej do swojego ciepłego, a jednak pełnego wyrazistości stylu opowiadania o jedzeniu. Nic więc dziwnego, że jej debiutancka książka kucharska była tak wyczekiwana i – co najważniejsze – nie rozczarowała.
Minta zdecydowała się na – wydawać by się mogło – wąski zakres tematyczny swojej publikacji, bo ograniczający się wyłącznie do śniadań. Każdy, kto sięgnie po książkę, przekona się jednak, że to mylne wyobrażenie. Bogactwo proponowanych przez Mintę przepisów wywołuje w czytelniku przyjemne oszołomienie i chęć natychmiastowego pobiegnięcia do kuchni i testowania wszystkich po kolei.

Tymiankowa tapenada z czarnych oliwek sprawdza się o poranku, ale w razie potrzeby zaspokoi też nocny głód.
I ja tego doświadczyłam, zwłaszcza że za bogatą warstwą językową książki podążają też nie mniej smakowite zdjęcia, w większości wykonane przez autorkę. Miałam ochotę natychmiast rzucić się w wir gotowania, a była pierwsza w nocy. Na szczęście w porę przyszło otrzeźwienie i przypomniałam sobie, że przyjemności należy sobie dozować.
Zapomnij o nudnych śniadaniach
Założyłam, że zanim napiszę recenzję książki, przetestuję ją dla was w kuchni! Bo jak tu rzetelnie zrecenzować książkę kucharską, jeśli nie poprzez gotowanie? Tak się też stało: przez tydzień poranki spędzałam z Małgosią w kuchni, przygotowując jajecznicę z łososiem, kwaśną śmietaną i koperkiem, pudding chia z malinami, duszony rabarbar z jogurtem greckim, tymiankową tapenadę, krem z białej czekolady, tapiokę z mango i granatem i kokosową kaszę mannę.

Zapach jajecznicy z łososiem i koperkiem prawdopodobnie obudził wszystkich sąsiadów skuteczniej niż aromat kawy.
Mam nadzieję, że wywołałam u was właśnie intensywną pracę ślinianek. Zapomnijcie o nudnych śniadaniach typu płatki z jogurtem albo chleb z serem i wędliną! Małgosia Minta udowadnia, że proste nie znaczy nudne. To bardzo ważna dla mnie cecha jej przepisów: wiele z nich da się wykonać w kwadrans, a sprawiają, że śniadanie staje się małą przygodą i słodkim (niekoniecznie w smaku, ale zawsze w odczuciu) rytuałem. Czasem wystarczy do jajecznicy dodać łososia i śmietankę, aby wskoczyć na wyższy poziom kulinarny, czasem przygotować coś poprzedniego dnia, jak w przypadku puddingu chia (nie zajmie Wam to więcej niż kilka minut – przetestowane). Efekt: dawka pozytywnej energii z rana i – co nie mniej ważne – satysfakcja z własnoręcznie przygotowanego posiłku.
Minta dobra na start
Bo przepisy Minty są w większości bardzo proste i nawet osobie, która nie jest zbyt „zaawansowana kulinarnie”, nie sprawią problemu. Wprost przeciwnie – jestem przekonana, że zachęcą do dalszego eksplorowania świata kuchni. Zwłaszcza, że na początku książki umieszczony jest poradnik, dotyczący tego, jakie produkty warto mieć stale w lodówce, w zamrażarce i w szafce. To idealne wskazówki dla kogoś, kto zaczyna przygodę z gotowaniem.
„Dzień dobry. Śniadania z Małgosią Mintą” to coś więcej niż zwykła książka kulinarna: każdy przepis poprzedzony jest opowieścią Małgosi o produktach, ich pochodzeniu bądź wspomnieniach związanych z daną potrawą. To te krótkie wprowadzenia nadają książce charakteru i wprawiają nas w błogi nastrój podczas lektury.

Trzykrotnie próba sfotografowania kremu z białej czekolady przed zjedzeniem zakończyła się fiaskiem ;)
Ostatnia część książki to przepisy przyjaciół Małgosi Minty, m.in. Marty Dymek z Jadłonomii, Mai Sobczak z Qmam kaszę, Elizy Morawskiej z White Plate czy Zosi Pazik i Kuby Katańskiego (ich przepisu na krem z białej czekolady z wanilią po prostu MUSICIE spróbować!!!).
Jeśli z ciekawością obserwujecie to, co dzieje się w przestrzeni kulinarnej, i sami chcielibyście zacząć gotować, książka Minty jest wymarzona na start. A po takich śniadaniach każdy dzień będzie z pewnością jeszcze lepszy. Wszystkiego najsmaczniejszego!
Przepisy Małgosi Minty znajdziecie także na blogu: minta eats.
korekta: Agnieszka Pietrzak
zdjęcie przewodnie cyklu: Agnieszka Wielińska
Dzień dobry. Śniadania z Małgosią Mintą, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016.