ANTYUTOPIA TRAGIKOMICZNA

Margaret Atwood kilkukrotnie w swojej twórczości podejmowała temat antyutopii („Opowieść podręczna”, „Rok potopu”). Wtedy jednak nie było jej do śmiechu. W najnowszej powieści pt. „Serce umiera ostatnie” również postanowiła zabrać swoich czytelników w antyutopijną podróż do przyszłości, tym razem pełną ironii i groteski. Czy warto zaryzykować i dać się ponieść tej szalonej historii? Otóż warto, a nawet trzeba!

Para, której nie wyszło

Głównych bohaterów — Stana i Charmaine — poznajemy w niedalekiej przyszłości, gdy mieszkają w ciasnym i śmierdzącym samochodzie. To nie dlatego jednak, że wcielają w życie nonkonformistyczne idee spod znaku beatników i Jacka Kerouaca o wolności ciągłego bycia w drodze. Stan i Charmaine nie czują się wolni. Do mieszkania w takich warunków zmusił ich kryzys ekonomiczny, który odebrał im dom, dobrą pracę i godność. Stan, jako głowa rodziny, czuje się nieudacznikiem, Charmaine próbuje zachować resztki optymizmu, jednak sen z powiek spędza jej strach przed bandytami i włóczęgami. Gdy tylko dowiadują się o Pozytronie — projekcie, który ma zapewnić im bezpieczeństwo, pracę i dom — niemal bez zastanowienia decydują się wziąć w nim udział.

serce1

Przyszłość w klimacie retro

Pozytron nie jest światem z tradycyjnych powieści science fiction. Ta kraina szczęścia i wartościowego życia wizualnie przypomina Amerykę lat 50. – okres rozwoju technologicznego i gospodarczego wzrostu, ale też radykalnego rasizmu, niesprawiedliwości społecznej i przede wszystkim czas powstania telewizji – medium nęcącego ludzi pustą rozrywką i iluzją prawdziwego życia. Atwood nieprzypadkowo wybiera taką scenerię. Pozytron też jest obietnicą idealnej egzystencji, izolującą od przemocy i beznadziei rzeczywistego świata. Pod przykrywką uporządkowania, ładu i bezpieczeństwa kryje inwigilację niemal każdej sfery życia, brudne interesy i całkowite zniewolenie. W końcu symbolem wolności i nowego życia w tej powieści jest, o ironio, więzienie.

Elvis do towarzystwa

W tym fałszywym świecie Stan i Charmaine zostają wplątani w niebezpieczną intrygę, która zmusi ich do zweryfikowania swoich pragnień i uczuć, a człowieczeństwo zostanie poddane najciężej próbie. Na szczęście kanadyjska pisarka oszczędza swoim bohaterom nadmiernego patosu. Okrasza ich przygodę humorem i ironią, czyniąc parę głównych bohaterów postaciami tragikomicznymi i tak rzeczywistymi, że możemy się w nich niemal przejrzeć. Motywów nacechowanych groteską i smutkiem w „Serce umiera ostatnie” nie brakuje. Szczególnie podobał mi się słodko-gorzki sposób, w jaki Atwood wykorzystała wizerunek Elvisa Presleya i Marilyn Monroe — postaci tragicznych, które tak za życia, jak i po śmierci, nie przestają być ofiarami konsumpcyjnego społeczeństwa. I tutaj przypada im niechlubna rola zaspokajania jego potrzeb.

Wolność zniewolona

Dla mnie „Serce umiera ostatnie” to przede wszystkim powieść o wolności, nad którą delikatnie unosi się duch beatników. Oni, tak jak i Margaret Atwood, wiedzieli, że nie ma nic bardziej opresyjnego niż konsumpcyjne i uporządkowane społeczeństwo, które za ciepłym głosem Doris Day[1], złudzeniem stabilności i bezpieczeństwa, kryje swoje demony i skrajnie zniewala. Lekarstwem była dla nich ucieczka i odrzucenie takiego stylu życia. Jednak czy Stan i Charmaine po opuszczeniu Pozytronu będą mogli w końcu cieszyć się prawdziwą wolnością?

serce2

Atwood puszcza do nas oko i ucieka od prostych wniosków. Przewrotnym zakończeniem zadaje pytanie, czym tak naprawdę jest upragniona przez nas wolność. Życiem poza opresyjnym systemem, podążaniem za pragnieniami czy może zgodą na dyskretną kontrolę pod warunkiem bezproblemowej egzystencji? Wnioski, które nasuwają się po przeczytaniu najnowszej powieści kanadyjskiej pisarski, są dość pesymistyczne. Pokazuje, że – niestety – największym zagrożeniem dla naszej wolności jesteśmy my sami — marionetki, które poruszają się pod dyktando rządzących nami pragnień[2].

tekst: Martyna Góra

korekta: Paulina Goncerz

żarówki 5 małe

[1] Jako niewinna, słodka i konserwatywna dziewczyna z sąsiedztwa stała się symbolem Ameryki lat 50.

[2] Zdanie jest parafrazą fragmentu książki „Serce umiera ostatnie” znajdującego się na s.189.

Margaret Atwood: Serce umiera ostatnie, wyd. Wielka Litera, Warszawa 2016.