Jak serdeczny uścisk. Listy Tove Jansson
Tove Jansson, niezapomniana Mama Muminków, pisała listy niemal przez całe swoje długie życie. Zawsze ręcznie, najpierw ołówkiem lub atramentem, później przeważnie czarnym cienkopisem na czystych białych kartkach. Odkąd w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Muminki za sprawą serii komiksów zyskały międzynarodową sławę, otrzymywała średnio dwa tysiące listów rocznie. Odpisywała niemal na wszystkie.
Autorki opracowania, Boel Westin i Helen Svensson, z olbrzymiego materiału wybrały ponad sto sześćdziesiąt listów, wyłącznie prywatnych: do rodziny, przyjaciół, partnerów, partnerek. Pierwsze pochodzą z 1932 roku, kiedy młodziutka Tove uczyła się w Szkole Technicznej w Sztokholmie, ostatni datowany jest na rok 1988, trzynaście lat przed śmiercią artystki.
Wolność i malowanie
Pozaliteracka twórczość Tove Jansson jest mało znana poza granicami Finlandii. Mało kto jest w stanie przywołać jakikolwiek jej obraz. Tymczasem najsilniejsze wrażenie, jakie pozostawiają po sobie „Listy”, wiąże się ściśle z wyrażanym przez Jansson przekonaniem, że jest ona przede wszystkim malarką. Kiedy pisze „praca”, ma na myśli malowanie, oleje na płótnie, freski, a nie szkice ze śmiesznymi trollami. Muminki są najpierw czymś na kształt żartu, dodatku, później ich nieoczekiwana popularność zadziwia Tove i bawi, by wreszcie zacząć męczyć (Rzygać mi się chce na te całe Muminki!). I mimo że teraz jej obrazy nie przyciągają uwagi ani kunsztem, ani oryginalnością, jest coś niezwykle smutnego w konstatacji, że to, co wypełniało życie artystki, w czym widziała swoje przeznaczenie i spełnienie, zostaje pominięte i zapomniane, podczas gdy niezmienny zachwyt budzi to, co sama Jansson zgryźliwie określała „biznesem”.
Po stronie duchów
Nie ulega wątpliwości – i widać to jasno już w pierwszych listach – że mamy do czynienia z osobą nieprzeciętną, o żywej wyobraźni, wyjątkowej wrażliwości, samoświadomą i niezależną, zarówno jako artystka, jak i człowiek. Urodzona w 1914 roku Jansson jest buntowniczką, feministką, kolorowym ptakiem. Zaskakuje nowoczesność jej postawy, stawianie twórczości ponad tradycyjnymi powinnościami kobiety (albo zła malarka, albo zła żona), wolność seksualna (jak to określa: „mimblowanie”), wreszcie dość otwarta biseksualność, której ukoronowaniem był ponad czterdziestoletni związek z graficzką Tuulikki Pietilä. Jansson przez całe życie intensywnie poszukuje – inspiracji, piękna, prawdy – i nie godzi się na żadne ograniczenia dla własnych pragnień, nawet jeśli pochodzą one od osób jej najbliższych.
Spieszmy się kochać epistolografię
„Listy” są zbiorem scenek z życia pisarki, notatek z podróży, przemyśleń i planów. Plastyczny, barwny język Jansson zdradza instynkt malarki, jej skłonność do słowotwórczych zabaw i niezliczona ilość przydomków, jakie nadaje bliskim i sobie samej, odsłania pisarkę, w której głowie zrodziła się Dolina Muminków. Nie jest to jednak lektura do poduszki. Publikowanie czyjejś korespondencji zawsze jest odrobinę kontrowersyjne, słowa te nie były przecież przeznaczone dla naszych oczu. Pewne założone naruszenie intymności twórcy i tych, do których pisała, mimo naukowej oprawy, odbijało mi się czkawką. Nuży też niekiedy nagromadzenie postaci, w których, mimo przypisów, łatwo się zgubić, a których nazwiska dzisiaj (w Polsce) niewiele mówią. Męczą opisy codziennych czynności i błahe plotki z najbliższego otoczenia. Z drugiej strony jest w samej idei listu coś niesłychanie wzruszającego – w końcu mało kto je dziś pisze. Korespondencja Tove Jansson to podwójne zanurzenie w przeszłości, w życiu pisarki oraz w utraconych czasach bez SMS-ów i Messengera. Książkę polecam w szczególności tym, którym „ciągle mało Tove” oraz nostalgikom pragnącym przypomnieć sobie, jak buduje się relacje międzyludzkie w więcej niż stu sześćdziesięciu znakach.
tekst: Agnieszka Pietrzak
Listy Tove Jansson, wybór i opracowanie Boel Westin i Helen Svensson, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2016.