High Five! Dubbing
Ostatnie High Five poświeciliśmy wyjątkowym postaciom filmowym, których głos, głos zapamiętaliśmy bardziej niż wygląd. Tym razem zdecydowaliśmy się na wybór naszych ulubionych ról dubbingowych. Nie od dziś wiadomo, że animacje w Polsce (ale nie tylko) #dubbingiemstoją i często do kina chodzimy filmy animowane raczej posłuchać, niż pooglądać. Nie zabraknie oczywistości i Szefów Wszystkich Szefów, ale znajdą się i mniej spektakularne, ale sztosowe role.
Robert Siwczyk propsuje „Asteriksa i Obeliksa: Misję Kleopatra” i wyraża #szacuneczek dla tłumaczy list dialogowych
Pomiędzy rewolucyjnym dla polskiego dubbingu „Shrekiem” a „Madagaskarem”, Joanna Wizmur, największa w historii polskiego filmu reżyserka dubbingu, popełniła dubbing dla „Asteriksa i Obeliksa: Misji Kleopatra”. I to o tym filmie pomyślałem od razu, kiedy usłyszałem o temacie rzuconym na High Five. Wizmur na spółkę ze swoim stałym współpracownikiem od list dialogowych, Bartoszem Wierzbętą, wykonała tytaniczną wręcz pracę, aby francuski scenariusz z kulturowymi odniesieniami był zrozumiały dla Polaków. Co więcej, stworzyli oni tekst, dla wielu przewyższający swoją wartością oryginał, co jest nie lada wyczynem. Mając porównanie, można odnieść wrażenie, że Wierzbięta, pisząc polską wersję scenariusza, bardziej wczuł się w absurdalny humor Francuzów niż sami Francuzi.
Nie znam chyba nikogo, kto obejrzał „Misję Kleopatrę” w oryginale. Nasza wersja jest niezastąpiona. Całość nie udałaby sie tak bardzo, gdyby nie aktorzy, którzy użyczali swego głosu w filmie. Plejada polskiego aktorskiego dubbingu na czele z Cezarym Pazurą i Wiktorem Zborowskim (a znalazło się też miejsce dla Jarosława Boberka i Krystyny Czubówny!) sprawili, że miliony Polaków przerzucają się między sobą cytatami z tej ekranizacji przygód walecznych Galów. Robią to naśladując głosy aktorów. Ale z tego filmu, ponad wszystko cenię rolę Pazury. Aktor nadał postaci Numernabisa unikalny charakter. To dzięki niemu widzimy w bohaterze gadatliwego, ale doskonale puentującego różne sytuacje, uroczego architekta. Już tylko dla Numernabisa warto ten film obejrzeć po raz… 30-ty? Przestałem już liczyć. :)
Patrycja Mucha przypomina, że #cukier #słodkości i #różneśliczności to nie wszystko, żeby stworzyć „Atomówki”
Jedna z moich ulubionych animacji z kultowej już ramówki programu Cartoon Network, tego z najlepszych czasów 1992-2004. Trudno mi wybrać jedną postać, choć w głowie wybrzmiewają przede wszystkim dwa głosy – Edyty Jungowskiej jako Brawurki i Jacka Czyża jako jednego z największych badassów #fojewa – Mojo Jojo! Zróżnicowanie charakterologiczne bohaterów ujawnia się nie tylko przez ich sugestywny wygląd, ale właśnie poprzez głosy – świetnie dobrane i idealnie skontrastowane. Werwa Brawurki idealnie oddana jest przez zachrypnięty głos Jungowskiej, słodycz Bajki odbija się echem wraz z cukierkową barwą Jolanty Wilk, a racjonalność Bójki wybrzmiewa spokojnie, acz stanowczo za pośrednictwem Beaty Jankowskiej-Tzimas. Bez wątpienia jednak Mojo Jojo, jego szyderczy śmiech i tembr głosu staruszka, emanują pewnością siebie i swojego niecnego planu, kontrapunktując monstrualny, choć nie pozbawiony uroku wygląd największego wroga Atomówek, które, niestety, sam przecież stworzył. #Lol.
Hanna Kostrzewska wsłuchuje się w głos George’a Clooney’a
Właściwie każda z postaci w „Fantastycznym Panie Lisie” to dubbingowy majstersztyk. Nie zawodzą wierni aktorzy Andersona – Jason Schwartzman jako As, Owen Wilson jako Coach Skip czy Bill Murray jako Badger, ale prawdziwym Głosem przez duże „G” jest w tym animowanym filmie George Clooney, udzielający go głównej postaci – tytułowemu panu Lisowi. Clooney jako lis na swoistym odwyku, musiał porzucić złodziejski fach na rzecz bycia przykładnym ojcem i mężem, jest idealny. Gdy cierpi na nudę, gdy planuje jak pozbyć się sąsiadów, gdy uczy syna jak żyć – jest wiarygodny jak mało kto. Smaczku dodaje fakt, że dubbing „Fantastycznego Pana Lisa” nagrywano w nietypowy sposób – na wolnym powietrzu, na jednej z amerykańskich farm.
Mateusz Sądaj nie ma wątpliwości, że #króljesttylkojeden
Król Julian jest tylko jeden i jest nim Jarosław Boberek. Nie bez powodu nazywany polskim królem dubbingu – aktor już od kilku dekad tworzy głosem najbarwniejsze postaci popularnych animacji. Julian w tym wypadku jest więc tylko idealnym przykładem niesamowitego talentu Boberka, który głosem kreuje charaktery bardziej wyraziste, niż twarz niejednego aktora. Trudno doszukać się animacji, w której nie zagrałby głównej roli, a raczej nie przemówił za sprawą głównej postaci – od „Zakochanego Kundla”, poprzez „Toy Story”, a na „Epoce Lodowcowej” kończąc. To dzięki niemu bez wstydu oglądamy bajki z dubbingiem.
Gaba Bazan przyznaje honorowy tytuł mistrza polskiego dubbingu Jerzemu Stuhrowi za rolę Osła w „Shreku”
Rodzimy przemysł filmowy w obecnych czasach ma swoje wzloty i upadki, lepsze i gorsze momenty – jak każdy, wiadomo. Są jednak takie profesje, w których Polacy odnaleźli się świetnie. Taką dziedziną jest polski dubbing animacji, który wychodzi nam naprawdę dobrze, w którym, ośmielę się powiedzieć – królujemy (a łatwa praca to nie jest, #potwierdzoneinfo).
Nie muszę chyba wspominać, że nasz dubbing, a zwłaszcza polskie wersje piosenek produkcji Disney’a są dobrze znane i cenione zagranicą, prawda? Jutuby wręcz rozpływają się w wykonach Edyty Górniak z „Pocahontas” czy Natalii Kukulskiej z „Herkulesa” – jednak nie o nich będzie tu mowa. Mamy kilka dubbingowych perełek, które urosły do rangi kultowych – i tu pierwsze, zaszczytne miejsce należy się mistrzowi, Jerzemu Stuhrowi i postaci Osła ze „Shreka”. Nie mogło go zabraknąć.
Ok, może i są lepsi polscy aktorzy dubbingowi (mamy ich prawdziwą armię), ale umówmy się – choć Jerzy Stuhr może nie być z tego faktu zadowolony, to Osła znają i kochają wszyscy. Pokażcie mi kogoś, kto nie wyrecytuje jakiejś jego filmowej kwestii. Można stwierdzić, że to zasługa dobrego tłumaczenia – jasne, że tak – ale ich odpowiednie podanie na talerzu robi swoje (nagrody, które Stuhr dostał za tę rolę nie posypały się przecież za nic). Stworzyć swoją osobą coś kultowego nie jest łatwo, a Stuhrowi udało się to praktycznie zaraz po polskiej premierze „Shreka” i to, moim zdaniem, świadczy o jego wielkości.