SILESIA VIDEOSESSION: One shot. One song. // Strzyga!
Strzyga! to projekt, który wciąż jeszcze jest w pewnym sensie w fazie testów; powoli nabiera kształtów, wypracowuje własną formę, wytycza kierunki zainteresowań, inspiracji, ustala sam dla siebie charakterystyczne cechy muzyki i tekstów. W największym skrócie można powiedzieć, że motywem przewodnim Strzygi! jako całości jest motyw strachu, a precyzyjniej: strachu w kulturze lub, jak kto woli, strachu kulturowego.
Hanna Baron: Czym przejawia się strach w waszej muzyce?
Strzyga!: W naszych utworach nie skupiamy się na lękach pierwotnych, na atawizmach; interesuje nas strach wytwarzany, napędzany, czasami sterowany – ten, który eskalował (i od czasu do czasu eskaluje nadal) w różnych momentach historii, pod wpływem złożonych procesów społecznych albo wybuchał nagłym paroksyzmem. Interesuje nas zatem strach wynikający z niewiedzy, z zabobonu, z wybujałej fantazji, strach podsycany przez osoby i instytucje zainteresowane sianiem powszechnej trwogi lub z wolna sączący się do umysłów w sposób „oddolny” – za pośrednictwem gminnej legendy, ludowej opowieści, mglistych pogłosek.
Jak brzmi wasza muzyka?
W sferze czysto muzycznej, choć oddzielanie muzyki od tekstu nie ma tu chyba większego sensu, jesteśmy dwuosobowym zespołem głównie akustycznym. Nie boimy się jednak urozmaiceń, których raczej próżno szukać w klasycznym brzmieniu unplugged, takich jak np. nakładanie wyrazistych efektów na gitarę lub użycie syntezatora. Upieramy się również, że podstawowym kierunkiem zapożyczeń dla naszego grania jest muzyka rockowa, a w dużej mierze również heavymetalowa, z której pełnymi garściami czerpiemy harmonie, tętna, patenty rytmiczne i dynamikę. Niech więc nie zmylą nikogo skromny skład, surowość brzmienia i minimalistyczne instrumentarium: Strzydze! znacznie bliżej do Black Sabbath niż do Jacka Kaczmarskiego.
Utwór, który zarejestrowaliśmy niedawno z Silesia Videosession, czyli „Maria II”, inspirowany jest podaniami ludowymi o zmorach. Zmory to istoty demoniczne, które za dnia wiodły zwyczajny ludzki żywot, nie zdając sobie nawet sprawy ze swej drugiej (prawdziwej?) natury. Nocą zakradały się do izb śpiących ludzi, często sąsiadów, mieszkańców pobliskich obejść czy familoków, i dręczyły ich do świtu dusząc, drapiąc, przygniatając, uniemożliwiając sen. Zmora potrafiła nawiedzać tego samego człowieka co noc przez kilka miesięcy, a nawet lat, zmieniając jego życie w piekło. Wśród społeczności wiejskich i robotniczych powstała masa teorii co do tego, skąd właściwie biorą się zmory – który moment jest momentem „narodzin” takiej istoty, za jaką przyczyną zwykłego człowieka dotyka tak przerażająca klątwa. Jedna z teorii głosiła, że zmorą staje się dziecko, którego matce przytrafiło się niefortunne przejęzyczenie podczas chrztu…
I o tym właśnie jest ten numer.
korekta: Sylwia Klonowska