Awangarda i holocaust – Frank Stella w Muzeum Żydów Polskich

Zdaje się, że polska wystawa prac Franka Stelli nie może uwolnić się od kontekstu. Chociaż artysta wielokrotnie opowiadał o czysto estetycznej fascynacji architekturą i formą synagog, cykl prac umieszczony w Muzeum Żydów Polskich z narracji o miejscu staje się narracją o holocauście. Przede wszystkim jednak, przy okazji tej ekspozycji, warto zadać sobie pytanie o współczesność.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

W świadomości polskich odbiorców sztuki Frank Stella zaistniał prawdopodobnie cyklem „Black Paintings”, łączonym z tematyką holocaustu, który powstał we wczesnym okresie jego twórczości. O ile sam temat Zagłady fascynował tego artystę, który nie ma polskich ani żydowskich korzeni, trudno powiedzieć, na ile stało się to narracją wytworzoną przez krytyków ze względu na to, że koniec lat sześćdziesiątych to początek amerykańskich badań nad konsekwencjami traumy obozowej. Awangarda przepracowywała następstwo Zagłady, o którym Eleonora Jedlińska pisze jako o „niemożliwości mimetycznego przedstawienia człowieka” – po holocauście człowiek jako podmiot staje się nieprzedstawialny we wcześniejszej formie zaadaptowanej przez sztukę. Jeśli będziemy czytać prace „Black Paintings” jako „poholocaustowe”, wyliczamy, że Stella naturalnie zrezygnował z obecności podmiotu, wykorzystując ograniczone środki ekspresji. Innym, już mniej kontekstowym, wytłumaczeniem jest to, że podążał drogą minimalistów, którym towarzyszyła zasada przedstawiania tylko tego, co można zobaczyć. Obiekty w pracach minimalistów nie znaczą nic więcej oprócz samych siebie.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Cykl „Polish Village” to z kolei efekt fascynacji artysty architekturą żydowskich bożnic, które zobaczył w albumie polskich architektów – Kazimierza i Marii Piechotków. Małżeństwo opublikowało zbiór fotografii drewnianych synagog, zniszczonych podczas hitlerowskiej okupacji. Album w latach siedemdziesiątych trafił w ręce amerykańskiego artysty podczas jego pobytu w szpitalu. Jeszcze tam wykonał odręczne rysunki, które później stały się podstawą do powstania wielkowymiarowych instalacji, składających się na serię o polskich wsiach. Wystawie towarzyszą fotografie i projekty, które zainspirowały Stellę, w tym oryginalne rysunki wykonane w dwudziestoleciu międzywojennym na zlecenie Zakładu Architektury Polskiej Politechniki Warszawskiej.

Frank Stella jako inspirację wykorzystuje fotografię – medium wytwarzane w przeszłości. Sposób wykorzystania fotografii odbiera im czasowość. Tracą swoją właściwość przedstawienia czegoś, co zaistniało w miejscu i czasie. Są za to sprowadzane do określonych kształtów, linii i barw – „pustego znaczącego”, za to tak ważnego dla awangardy. Dlatego instalacje, które powstają na ich podstawie nie są już żadną reprezentacją, stają się czystą formą. Formą, o którą walczyli artyści awangardowi, tworząc dychotomię między tradycją i przeszłością a futuryzmem, tym co zaprojektowane na przyszłość. Awangarda nie zrezygnowała z przeszłości jako takiej, od której należy za wszelką cenę odejść ku przyszłości. Sam futuryzm dla awangardzistów nie oznaczał oderwania się od tego co było, ale anamnezę – próbę umieszczania w czasie przyszłym tego, co minione. Dlatego też prac Stelli nie możemy sprowadzić do czystej geometrycznej abstrakcji, a cały proces twórczy, ukazany na wystawie, naturalnie prowadzi nas do tworzenia narracji. Fotografia jako punkt wyjścia jest idealnym medium, bo można używać jej w każdym czasie. W pewien sposób stanowi też jego unieruchomienie. Stella kontynuuje ten gest unieruchomienia czasu, zamykając w czystej formie to, co przenosiła fotografia, odchodząc od znaczenia, przenosząc się na poziom wielu znaczeń.

Synagogi sfotografowane przez Piechotków, ale także przez Szymona Zajczyka – żydowskiego inwentaryzatora i historyka sztuki, który zginął w getcie warszawskim – istnieją już tylko na fotografii, zostały zniszczone podczas hitlerowskiej okupacji. Są zatem dzisiaj reprezentacją braku; zawieszone pomiędzy obecnością i nieobecnością. Sposób użycia fotografii przez Stellę jest pretekstem do ponownego uruchomienia narracji. Zwłaszcza, jeśli wystawę pokazuje Muzeum Żydów Polskich. Trudno nie traktować serii „Polish Villages” jako palimpsestu – przepisania tekstu albo formy, zbudowania nowego na miejscu starego. Tekst tych fotografii pisze się obecnie przede wszystkim przez kontekst tego, co się stało z polskimi Żydami, którzy po wojnie wyemigrowali lub zostali zmuszeni do emigracji. Synagoga widniejąca na fotografiach, których używał Stella, przestaje być architektonicznym świadectwem. Nie jest egzemplifikacją ówczesnej estetyki. Staje się wyrzutem sumienia, przypomnieniem o nieobecności i jej powodach. Spalone synagogi to symboliczny pretekst do zapomnienia. Odbudowanie ich z ruin, choćby w sztuce, to przypomnienie o tym, że trzeba ratować każdy ślad pamięci o tej krzywdzie.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Traktowanie prac amerykańskiego awangardzisty jako próby znalezienia nowego języka, którym można opowiadać o żydowskim doświadczeniu, to bardzo współczesna perspektywa. Jednocześnie wystawę możemy potraktować właśnie jako pytanie o współczesność i o to, dlaczego takiej perspektywy potrzebujemy. Kiedy zadajemy sobie pytanie, dlaczego bardzo dobrze zbudowana, przedstawiająca cały proces twórczy Franka Stelli, wystawa w Muzeum Żydów Polskich w odbiorze wyraźnie poszukuje wątków żydowskiego doświadczenia, dojdziemy do wniosku, że to właśnie sztuka jest tą dziedziną, od której wymagamy, żeby brała odpowiedzialność za to, co przedstawia. Posiada odpowiedni język do tego, żeby mówić o traumach, ale też większą niż inne teksty kultury zdolność do uniwersalizowania tego języka. Pamiętając, że prace Franka Stelli powstały w latach siedemdziesiątych (a w naszym kontekście oglądamy je w niemal pół wieku później) musimy przyjąć, że myślimy o sztuce inaczej i czytamy ją za pomocą innych kodów.

I kiedy mówimy o tym, że cykl „Polish Village” może być pewnego rodzaju palimpsestem, rozumiemy, że Stella może nie dokonał dosłownego wymazania znaczenia i przepisania go na tę samą formę, ale przepisując formę pozostało znaczenie, którego trudno się pozbyć, bo zawsze przebija się ono spod kolejnej warstwy.

tekst: Anna Pajęcka
korekta: Agnieszka Stanecka