Rzeczywistość poza czasem – czysta formalność Janiny Wierusz-Kowalskiej
Janina Wierusz-Kowalska to artystka bezkompromisowa, której twórczość stanowi odzwierciedlenie życiowej postawy i wiary w sztukę czystej formy jako obszaru bezgranicznej wolności.
Abstrakcja geometryczna, wraz ze swoimi wszelkimi odmianami – unizmem, konstruktywizmem czy op-artem – nigdy nie miała w Polsce łatwo. Artystów tworzących w paradygmacie formalistycznym można wymienić jednym tchem, a większość z nich to przede wszystkim mężczyźni: Jonasz Stern, Henryk Stażewski, Wojciech Fangor, Tadeusz Dominik czy Leon Tarasewicz. Do tej listy należałoby jednak dodać jeszcze kobiety, tworzące w okresie międzywojennym: Wandę Chodasiewicz-Grabowską (znaną szerzej jako Nadia Léger) i Marię Jaremę, a także właśnie Janinę Wierusz-Kowalską, której aktywność artystyczna przypadła na przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
To artystka wciąż wierna tradycyjnemu medium i ramie obrazu, tworząca chłodne abstrakcje geometryczne, w historii sztuki często utożsamiane z archetypem męskości, z męską siłą i intelektem; tworzy w duchu czystej formalności – formalności wręcz ekstremalnej, estetycznie wyniosłej. Jej sztuka stanowi manifestację czystego obrazu, niezależnego od realności oraz od tego, co widzialne i możliwe do odwzorowania.
W połowie zeszłego roku, w lubelskiej Galerii Labirynt, odbyła się wystawa Czysta Formalność, podczas której zaprezentowana została twórczość artystów najmłodszego pokolenia, ale i tych nieco dojrzalszych, stawiająca akcent na własności formalne sztuki.

Janina Wierusz-Kowalska, „Metropolis”
Jak pisze kurator, Marcin Krasny: sztuka tak dalece oparta na rozwiązaniach formalnych, że wręcz autonomiczna względem swojego otoczenia oraz unikająca opowiadania historii wróciła do galerii publicznych. Nic dziwnego, to przecież artystyczne esperanto, najbardziej podstawowy język artystyczny, dający przede wszystkim zmysłową przyjemność i czysto estetyczną radość kontaktu ze sztuką, a zdaniem niektórych zapewniający również te najwznioślejsze, transcendentne doznania. Bez wahania można stwierdzić, że twórczość Janiny Wierusz-Kowalskiej właśnie w tę tendencję również się wpisuje – jedyne, co ją wyróżnia to fakt, iż ona swoją autonomię artystyczną zachowała przez wiele lat, nawet wtedy, gdy oficjalnym dyskursem sztuki był socrealizm.
Janina Wierusz-Kowalska jest jedną z nielicznych polskich artystek, którym mimo niesprzyjających okoliczności PRL-u udało się osiągnąć międzynarodowy sukces. To nie tylko malarka, ale także autorka licznych opracowań z dziedziny historii sztuki i teorii designu, członkini A.P.A.J.T.E. (Polskiego Stowarzyszenia Autorów, Dziennikarzy i Tłumaczy z siedzibą w Paryżu). To również potomkini polskiego reprezentanta realizmu i szkoły monachijskiej, Alfreda Wierusz-Kowalskiego. Przy całym bagażu jej bogatego życiorysu to także artystka wierząca nie tylko w wagę warsztatu twórczego, ale i w wyższy cel sztuki, w jej moc wyzwalającą. Jak sama mówi: być może żyjemy w czasach wielkich artystów, ale sami jeszcze o tym nie wiemy.
Artystkę fascynuje świat natury, niezwykłość jej form i zjawisk, co widać w tworzonych przez nią obrazach – z jednej strony niezwykle czystych formalnie, gdzie geometryczność przeważa nad abstrakcją, z drugiej zaś mamiących i hipnotyzujących niczym optycznie łudzące dzieła Bridget Riley („Duo”, „Białe wstążki”, „Muszle”) czy zachwycających oszczędnością formalną i bogactwem barw („Metropolis”, „Dżungla”, „Równowaga”, „Konstrukcja złożona”). W dorobku Wierusz-Kowalskiej znajdziemy zarówno pospieszne szkice i studia („Kalipso”, „Futro”), fenomenalnie dopracowane obrazy przenoszące nas w trzeci wymiar („Delikatny wiatr”, „Karnawał w Wenecji”), a także kompozycje złożone z kolejnych warstw kolorów i kształtów (seria „Kosze”).
Artystka w swojej twórczości przenosi nas w świat nierzeczywisty, znajdujący się poza życiem i poza czasem. Jej malarstwo to obszar bezbrzeżnej wolności i autonomii, do którego autorka zaprasza również widza, mogącego czerpać z pełni radości z kontaktu ze sztuką na poziomie czysto estetycznym, bez referencji do świata realnego.
Wydaje się, że jest to twórczość powstająca przede wszystkim z myślą o odbiorcy i jego – być może nie w pełni zdefiniowanej – potrzebie wzniosłości. Sama artystka wierzy w elitarność sztuki, choć jednocześnie postuluje szacunek wobec widza decydującego się na kontakt z jej pracami. Wolność sztuki to zatem dla niej zarówno wolność niej samej, jak i wobec odbiorcy, dokonującego wolnych wyborów i mogącego wszak odrzucić ten rodzaj „czystej formalności”.
Wydaje się jednak, że w epoce, w której tak naprawdę wszystko może być sztuką, a życie miesza się w sposób płynny z działalnością artystyczną, wśród odbiorców sztuki wciąż istnieją tacy, dla których możliwość spoglądania na obraz – wartościowy przedmiot pożądania – jest wartością bezcenną.
Malarstwo Wierusz-Kowalskiej to malarstwo, które niczego nie udaje, a które kontynuuje najlepsze tradycje awangardowe. Przez swoją skrajną nowoczesność, rozumianą jako modernizm w wydaniu chociażby bauhausowskim, można je uznać za anachroniczne, owszem, jednak czy nie jest to również jego istota? To twórczość, w której przejawia się wiara w utopijność sztuki; w możliwość łudzenia zmysłów (co jednak nie pozbawia jej czaru), zupełnie jak w obrazach Gerharda Richtera, którego twórczość artystka niezwykle ceni, a z którym dzieli specyficzne umiłowanie do muzyczności kompozycyjnej.
tekst: Zofia Diamant
korekta: Agnieszka Stanecka