Chaosmuza: Ruth White – Flowers of Evil – 1969
Rok 1968 to rok milowy dla szeroko pojętej kultury. Jest on kojarzony z okresem rewolucji, ściślej: z jego kulminacją, która objęła najważniejsze miasta Europy i Stanów Zjednoczonych. Jednym z ruchów wyrastających z kontrkultury jest feminizm drugiej fali zmieniający myślenie o kobietach i ich dorobku. Po latach 60. nie tylko zaczęto mówić o roli kobiet, o braku ich aktywnego udziału w życiu społeczeństwa, które było traktowane jako męskie, ale podjęto również badania dotyczące twórczości kobiet na przestrzeni dziejów. Na uniwersytetach zaczęto badać kreowanie kobiecego podmiotu w literaturze i filmie, a w sferze kultury coraz więcej pojawiało się artystek, nie muz. Jedną z kobiet zaczynających tworzyć po roku rewolucji była Ruth White, która po czasie stała się pionierką w tworzeniu muzyki elektronicznej.
Ruth White, urodzona w 1925 roku w Pittsburghu, studia poświęciła w całości muzyce w klasie fortepianu pod kierownictwem George’a Antheila, znanego przede wszystkim z awangardowej kompozycji stworzonej na potrzeby filmu ,,Balet mechaniczny” Fernanda Légera i Dudley’a Murphy’ego. Takiego startu wiele osób może pozazdrościć, bo przyszła artystka otrzymała wykształcenie bazujące na tradycji, na muzyce romantycznej, klasycznej, modernistycznej, a w latach najintensywniejszego tworzenia właśnie to wykształcenie przyczyniło się do innowacyjnego podejścia w komponowaniu.
Ruth White przez całą dekadę, od lat 60. do 70., tworzyła niepokojąco brzmiące kompozycje, pełne świeżości, ale także zwrotów ku wcześniejszym dekadom. Album ,,Short Circuits” wydaje się idealnym tego przykładem, ponieważ artystka wykorzystuje utwory Chopina, Debussy’ego, Satiego i za pomocą syntezatora nadaje muzyce romantycznej bądź modernistycznej nową jakość. Jest to nie tylko eksperyment, ale także gest postmodernistycznej gry polegającej na cytowaniu, przy jednoczesnej zmianie perspektywy w odbiorze muzyki. Ten album najdobitniej pokazuje, na czym zależało White, czyli na rekonfiguracji znanych form i omówieniu ich po raz kolejny, ale już w nowoczesnym sztafażu znaczeń. Może – jako że artystka była nauczycielką muzyki – zależało jej także na przypomnieniu sławnych kompozytorów, wtłoczeniu ich w świadomość młodych ludzi za pomocą technologii nowej, świeżej i sprawiającej wrażenie kuszącej ze względu na dźwięki spoza ziemskiej rzeczywistości. Po rewolucji przeszłość mogła wydawać się niepotrzebna, miałka, a zresztą tradycja zawsze kojarzy się z kulturą rodziców, od której młodzież chce się w mniejszej lub większej mierze oddalić.
Ruth White zgrabnie przemyca w swojej muzyce relikty przeszłości. Poezja Charlesa Baudelaire’a przy akompaniamencie elektroniki brzmi na albumie ,,Flowers of Evil” mrocznie i melancholijnie, nabiera odpowiedniego wyrazu. Ruth White sama przetłumaczyła na język angielski poezję autora ,,Paryskiego splinu” i starała się to robić bez powtórzenia rytmu, brzmienia oryginałów. Zależało jej na prostym przekładzie, bez ozdobników, aby każdy mógł zrozumieć poetyckie utwory i skupił swoją uwagę na muzycznej aranżacji. Zresztą to wykorzystanie techniki echa w nagrywaniu recytacji oraz specyficzne, ale jakże trafne interpretacje utworów za pomocą syntetycznych dźwięków, miały zaskoczyć odbiorcę, a nie umiejętności translatorskie White. Dopięła swego, bo artystkę ustawia się w szeregu takich muzycznych znakomitości jak Stockhausen, Schoenberg, Cage, Xenakis, Henry. Szkoda, że wspominając ruchy awangardowe w kulturze, częściej wymienia się powyższe nazwiska, a Ruth White zdaje się być tłem i to niewyraźnym. Może jest to spowodowane krótką przygodą z syntezatorem Mooga? Po prawie dziesięciu latach i wydaniu kilku świetnych albumów artystka usunęła się w cień i zaczęła komponować muzyczne książki do nauki liter, cyfr, miar dla dzieci.
korekta: Sylwia Klonowska