Oscarowa ruletka, czyli na Facebooku w dzień typowy takie toczą się rozmowy

fot. Robert Couse-Baker na licencji Creative Commons (CC BY 2.0) via flickr.com

fot. Robert Couse-Baker na licencji Creative Commons (CC BY 2.0) via flickr.com

Patrycja Mucha: Panie i Panowie, niech ten pełen emocji wyścig zacznie się od naszego ględzenia. Główna kategoria: Wasze typy. Zbieram po 200 zł od każdej drużyny i słucham Państwa!

Gaba Bazan: #teammadmax! Rozum mi podpowiada, że docenią tę produkcję za widowiskowe, blockbusterskie show, które urządzili widzom!

Patrycja: Chcę w to wierzyć. Chcę wierzyć tak bardzo, bo to naprawdę JEST najlepszy film zeszłego roku. Z drugiej strony jest ten okropny Iñárritu i mam tylko nadzieję, że nie dostanie drugi rok z rzędu nagrody.

Gaba: Ok, jestem na to przygotowana. Pewnie teraz spadną na mnie gromy, ale jestem małym hejterem nowego filmu Iñárritu. Niestety, ale dla mnie ta produkcja to wielka wydmuszka, o której jest głośno przez obsadę i pozostałych współtwórców. Mnie seans okrutnie zmęczył i powiem więcej – poczułam się oszukana, bo w moim odczuciu to nie Iñárritu, którego znam i którego filmy sobie cenię.

Patrycja Mucha małePatrycja: Ja swoje podejście do Iñárritu zrewidowałam już jakiś czas temu, więc wiesz, że przybijam Ci pjonę w tej kwestii. Jeśli „Zjawa” wygra już nigdy nie obejrzę nocy oscarowej! Oczywiście żartuję, ale naprawdę, hype na tego reżysera jest dla mnie niezrozumiały, bo widzę ostatnimi czasy miałkość jego filmów, kiedy inni doszukują się w nich jakichś ukrytych sensów. Ale nie tak, że je widzą i potem pięknie mi tłumaczą, co tam według nich wspaniałego i, ekhem, GŁĘBOKIEGO jest w tych filmach. Tylko serio, szukają na siłę, jakby chcieli, żeby ta walka z niedźwiedziem miała solidny fundament (którego nie ma). Naprawdę nieliczni są w stanie rzetelnie uargumentować swoją opinię.

fot. materiały prasowe

„Zjawa”, fot. materiały prasowe

Gaba: Ja mam taką teorię, że komuś od hype’u uderzyła do głowy woda sodowa, która spowodowała ogólny przerost formy nad treścią. Nie wskaże palcem o kim myślę, oh wait… To Iñárritu.

KaniakNatalia Kaniak: <Annoying girl at the bar mode on> O, siema, rozmawiacie o filmach, przysiądę się: Obawiam się, że „Zjawa” to niestety film świetnie obliczony na Oscary. Z punktu widzenia kina jako rzemiosła – a umówmy się, Oscary hołdują dobrym produktom kinowym –  „Zjawa” to kandydat do co najmniej kilku statuetek. Zdjęcia wyśmienite, owszem, przeszarżowane, ale technicznie doskonałe. Niedzielni koneserzy głębię przesłania dostrzegą w głębi ostrości, zaparowanym obiektywie i blikach miedzy filtrami, bo to przecież takie metafilmowe! Dźwięk nienaganny, immersyjny jak w przyrodniczych produkcjach BBC (dalej uważam, że film powinien komentować David Attenborough). W końcu role: oscarowe drugie plany i naturalność Leonardo, który jako wieloletni new-agowiec, wreszcie znalazł się na łonie natury i mógł bez obciachu wygrać swoje wszystkie ciągoty do życia w dziczy. Całe szczęście, że „Mad Max” też ma to wszystko, tylko bardziej <Annoying girl at the bar mode off>.

Gaba i Patrycja: Lajkujemy!

mateusz sądaj małeMateusz Sądaj: Tegoroczne filmy zdecydowanie mnie rozczarowały. Brakuje zachwytu, wyraźnej propozycji, która bezsprzecznie zachwyca i pozostawia innych daleko w tyle. Taki był „Birdman” i taka była „Grawitacja” – dzieła innowacyjne, nowatorskie, jeśli nie w realizacji, to przynajmniej w koncepcji. Można je kochać lub nienawidzić. Tegoroczni kandydaci natomiast są obojętni, szarzy i na pewno nie wywołują takich emocji i sporów. Jedynie „Zjawa” porusza opinię publiczną, ale moim zdaniem, z braku innych tematów i tylko dzięki Leonardo DiCaprio.

Patrycja: Mateusz, właśnie moim zdaniem, nieuwikłanym w żadne polityczno-poprawne gierki, jest doskonały „Mad Max” i szereg naprawdę wspaniałych filmów. W zeszłym roku wszyscy wiedzieli, że statuetka trafi do „Birdmana” albo do „Boyhood”. W tym roku jest kandydat, ale tak bezczelnie rozrywkowego filmu nikt nie nagrodzi. Moim zdaniem, jeśli nie wygra „Zjawa” (członkowie Akademii mogą dojść do wniosku, że zagarnięty przez Iñárritu zeszły rok to dość jak na jednego twórcę) to duże szanse na statuetkę ma „Spotlight”, ze względu na temat, który jest bardzo nośny.

fot. materiały prasowe

„Spotlight”, fot. materiały prasowe

Mateusz: „Spotlight” może okazać się czarnym koniem tegorocznego rozdania. Co do tego nie mam wątpliwości! Według mnie jednak reżyser nie wycisnął ze scenariusza wszystkiego, przez co film zdaje się być… nudny? Zgadzam się również z tym, ze tegoroczne nagrody są niepewne. Podoba mi się jednak cała oscarowa otoczka wokół Leo i jego potencjalnej wygranej – teksty kultury generują się same!

Gaba Bazan małeGaba: Muszę przyznać, że kolejne memy z DiCaprio i misiem lub Oscarem lub misiem i Oscarem przestają już mnie śmieszyć i zaczynają denerwować, a szczególnie wmawianie światu, że „no o jejku po prostu mu się należy za te wszystkie role” działa na mnie jak płachta na byka. Bo na Boga – statuetkę daje się za rolę w konkretnym filmie, a nie całokształt (no chyba, że mówimy o specjalnym wyróżnieniu Akademii)!

Patrycja: To, co Ty Mateo nazywasz nudą, ja nazwałabym konsekwencją i sposobem oddania pracy dziennikarzy. Pracy, która często jest żmudna i nudna właśnie. To rzetelność zarówno scenariuszowa, jak i wizualna, a nie jakieś fajerwerki, których moglibyśmy się tu spodziewać sprawia, że chce się ten film oglądać i o nim rozmawiać.

Natalia: Nawet „Mad Max” natomiast jest jednak uwikłany w polityczno-poprawne gierki, bo jest filmowym manifestem feminizmu. Całe szczęście, nie zatrzymuje się jedynie na tym i z każdym kilometrem [oh, metric system!] zarzuca nas najlepszej klasy rozrywką i realizacją. To jest kino atrakcji wizualnej najwyższej próby! Gdyby Méliès mógł robić co chce, zrobiłby „Mad Maxa”.

Patrycja: Nat, Twoje porównania zawsze na propsie. „Mad Max” ma chyba ten problem (oczywiście mówię w kontekście Oscarów), że jest jawnie rozrywkowy. A „Zjawa” stara się udawać gdzieniegdzie „kino artystyczne” – i boje się, że ze względu na brak nośnego politycznego tematu (ale nośnego, nie to co feminizm, który przecież zawsze trzeba skopać w dyskusji publicznej do najniższego pułapu i w dodatku upraszczać do bólu), który ludziom ciąży na sercach –dzieło George’a Millera nie wygra tu z filmem Iñárritu. Będzie mi wtedy bardzo smutno.

„Mad Max”, fot. materiały prasowe

„Mad Max: Na drodze gniewu”, fot. materiały prasowe

Natalia: Ale „Mad Max” wygrywa również na wielu innych polach: jest sporo odwołań do terroryzmu, które trafiają do widzów zawsze, ale w minionym roku mogło być jeszcze bardziej odczuwalne. Jest też zwyczajnie droższy i bardziej przystępny. Z punktu widzenia profesjonalistów z przemysłu filmowego – jego bardziej opłaca się nagrodzić.

Patrycja: Ja to wiem i Ty to wiesz, ale czy wie o tym Akademia? Oby, oby!

Gaba: Odchodząc trochę od pojedynku tych dwóch gigantów: muszę przyznać, że moje serce skradł „Big Short”. W prawdzie nie widzę dla niego miejsca w wyścigu o statuetkę za najlepszy film, ale mam nadzieję, że Adam McKay zostanie nagrodzony za reżyserię, bo pomysł na kształt tego filmu dla mnie jest świetny (pomimo mniejszych czy większych niedociągnięć). Szalenie cenię sobie twórców, którzy pokazują w kinie coś może niekoniecznie świeżego, ale nowoczesnego i jak nie lubię używać tego słowa, tak do filmu „Big Short” pasuje etykieta filmu postmodernistycznego.

Mateusz: Przyznam szczerze, że niewiele zrozumiałem z samego scenariusza, ale po krzykach i grze aktorskiej wyczytałem, że chodziło o coś ważnego.

Gaba: hahaha <3  Coś w tym jest, „Big Short” rzeczywiście jest chaotyczny, ale czy nie oddaje to właśnie atmosfery całego zawiłego i burzliwego finansowego światka?

null

„Big Short”, fot. materiały prasowe

Patrycja: To ciekawe, bo mnie wydał się, przynajmniej tematycznie, dość przystępny, nawet jeśli coś mi umknęło. I przybijam pjonę Gabie, która kibicuje reżyserowi, jak dla mnie forma wspaniale kreacyjna a jednocześnie nienachalna. Jeśli nie George Miller, który stoi za sukcesem „Mad Maxa” to właśnie Adam McKay powinien zgarnąć w tej kategorii statuetkę. Ale intuicja mówi mi, że to będzie transakcja wiązana: Jeśli najlepszy film to „Zjawa”, a nie „Mad Max”, to najlepszy reżyser to Miller, a nie McKay. W efekcie „Big short” widzę jako wielkiego przegranego. Szkoda.

Mateusz: Reżysersko „Big Short” zdecydowanie zasługuje na uznanie. Podobają mi się wszelkie nawiązania popkulturowe i intermedialności – dzięki temu film ogląda się z zainteresowaniem, choć być może, tak jak w moim wypadku, bez pełnego zrozumienia problemu.

Natalia: „Big Short”, podobnie jak „Spotlight”, to filmy wygenerowane na potrzeby amerykańskiego rynku. Jeden wygrywa na emocjach, które dalej nie opadły po kryzysie finansowym, drugi hołduje idei żmudnej pracy w dochodzeniu do prawdy i opowiada o bohaterskiej bezkompromisowości. Jeśli Akademia ma udawać, że robi coś dla ludzi i w imię wyższych celów, to zdecydowanie może sobie pozwolić na jednego Oscara za film, który demaskuje i mówi o tym, jak rozwalono system od środka. „Spotlight” jest bardziej medialny i lepiej wypromowany [ps. Mateusz nie przejmuj się, niewiele osób kuma na czym polegają lawerowane certyfikaty giełdowe].

„Carol”, fot. materiały prasowe

„Carol”, fot. materiały prasowe

Mateusz: Co myślicie o rolach kobiecych? Jak zwykle Panie błyszczą i walczą o statuetkę, choć ich filmy niekoniecznie znalazły się w gronie wyróżnionych ;)

Gaba: W przypadku ról pierwszoplanowych nie mam faworytki, wszystkie Panie zagrały cudownie. Jedne w swoim stylu, inne po prostu świetnie. Cate Blanchett to Cate Blanchett – powinna otrzymać własną kategorię. Charlotte Rampling i Brie Larson zagrały wyjątkowo przejmująco. Nie widzę jedynie tutaj miejsca dla Jennifer Lawrence, ale to wynika ogólnie z mojego problemu względem tej aktorki. Pałam do niej ogromną sympatią, ale jako aktorka nie zawsze mnie jednak przekonuje. Mam za to swoją ulubienicę w walce o statuetkę za rolę drugoplanową. Proszę Państwa, to co zrobiła Jennifer Jason Leigh w „Nienawistnej Ósemce” jest po prostu genialne!

Patrycja: W kategorii najlepszej roli pierwszoplanowej #pewniak to Brie Larson. Jeśli zaś mowa o drugim planie to w tym roku jest to starcie Jennifer Jason Leigh i Kate Winslet.

Mateusz: Brie Larson to pewniak? W sumie czemu nie, uważam, że udźwignęła rolę w całości, a łatwo nie było. Gdybym miał typować dla niej największą konkurencję, zdecydowanie byłaby to cudowna Cate Blanchett. Po raz kolejny udowodniła, że jest ponadczasową aktorką, która, jako jedna z niewielu, może przejść do kanonu urody i klasy. Kiedy myślę o filmie „Joy” wciąż jestem rozbawiony: zrobić film o kobiecie, która wymyśliła mopa i obsadzić w głównej roli niesamowicie utalentowaną Jennifer Lawrence – to ironia i żart na poziomie expert.

Patrycja: Tak się mówi, takie głosy tu i ówdzie słychać. Ja jednak nie spychałabym na bok panny z irlandzkim imieniem niemal nie do wymówienia: Saoirse Ronan zagrała pięknie i subtelnie w melodramacie zrobionym z wyczuciem. Bardzo miękkim i cieszącym duszę, tak jak przystało na ten gatunek. Wspaniale wyczuła ton historii i dla niej należy „Brooklyn” obejrzeć.

„Brooklyn”, fot. materiały prasowe

„Brooklyn”, fot. materiały prasowe

Gaba: Oj to prawda, „Brooklyn” mnie rozczulił. To naprawdę dobrze skrojony melodramat plus trafił w punkt, bo retro ciągle w modzie. Jeden z tych filmów, które naprawdę ogląda się z przyjemnością. Ach, no i za mało mówimy o Charlotte Rampling. „45 lat” to film jakich mało obecnie – bez akcji, bez wybuchów i strzałów; czysta relacja między dwojgiem ludzi. Wszystkie emocje towarzyszące tej relacji wypisane są na twarzy głównej bohaterki. To film, na którym warto zawiesić oko.

Patrycja: Powiedzenie, że mało jest obecnie filmów bez akcji, wybuchów i strzałów jest dość ryzykowne, nawet biorąc pod uwagę mainstream. Choć w tegorocznym zestawieniu oscarowym pewnie się wyróżnia. Mówię „pewnie”, bo też niestety nie miałam jeszcze okazji go zobaczyć.

Gaba: Tak, tak, jak najbardziej chodziło mi o filmy oscarowe, w żadnym wypadku ogólnie, aż taką ryzykantką nie jestem.

Patrycja Mucha: A z Jennifer Lawrence dajmy sobie spokój. Niemal zawsze gra to samo, niemal zawsze siebie samą. Fajnie, fajnie, ale są lepsze.

Angelika Ogrocka: Zepsują ją tymi Oscarami. I to w tak młodym wieku. W dodatku za filmy komercyjne, w których zazwyczaj pogrywa się dla kasy, nie dla nagród.

Gaba: Umówmy się – choć być może znowu polecą na mnie gromy – nie wiem, kto się zgodził na produkcję „Joy”. Ja w połowie filmu czułam się obrażana przez twórców i obejrzenie tego filmu do końca było żadną przyjemnością, żadną…

„Pokój”, fot. materiały prasowe

„Pokój”, fot. materiały prasowe

Natalia: Ej, a nieanglojęzyczne typujemy? Macie jakieś Czarne Konie?

Patrycja: „Syn Szawła” powinien wygrać, ale w zeszłym roku wygrała „Ida”, a Turczynki na świeczniku to dobry temat, więc „Mustang”, czyli jak zrobić na nowo „Przekleństwa niewinności” <skrót myślowy mode on>.

Natalia: Ale czy „Mustang” nie jest zbyt zniuansowanym kinem? Czy Akademia jest gotowa dać Oscara początkującej reżyserce? Sam fakt, że nawet dla Ciebie ten film przypomina „Przekleństwa niewinności”, jest symptomatyczny. Osobiście uważam, że „Mustang” to film, który zamyka temat kobiet w krajach muzułmańskich. Jak dla mnie od teraz nie trzeba już kręcić filmów zaangażowanych. To genialne kino: proste, balansujące między sztuką a polityką i nie dające ostatecznej odpowiedzi. Ale nie jestem pewna, czy to dla Akademii kandydat na Oscara. Nie jest to specjalnie wystylizowany film, nie można się zachwycać nim na wielu poziomach, a na poziomie realizacyjnym jest zwyczajnie zbyt minimalistyczny.

Patrycja: No, ale Oscar dla filmów nieanglojęzycznych idzie zwykle za promocję. A ze względu na ilość nagród, jakie „Mustang” zbiera to trudno mieć wątpliwości. Zniuansowany? Dla mnie prosty jak budowa cepa.

„Mustang”, fot. materiały prasowe

„Mustang”, fot. materiały prasowe

Natalia: Bo nie lubisz kina zaangażowanego społecznie i całą swoja niechęć kierujesz tylko na te wątki. Jeszcze się przeprosisz do niego!

Patrycja: To jest agrument ad personam ;) Po prostu mało widziałam takich filmów, które byłby dobre. Ale zawsze powtarzam: to się to zrobić! Vide: „Rozstanie”, a nawet taka „Klasa”. „Mustangowi” mówię: sorry Winnetou. „Syn Szawła” jest tak wieloaspektowy, że to dopiero będzie dla Akademii trudne do pojęcia, bo by im się sypnął cały wizualny dyskurs dotyczący holocaustu. Jest to film niewygodny dla ludzi, którzy przyznali Spielbergowi nagrodę za „Listę Schindlera”.

Natalia: Jasne, że jest ad personam – przecież nie mogę nikogo pojechać uniwersalnie J A tak poważnie uważam, że poza społecznym aspektem „Mustang” pięknie opowiada o dorastaniu, kobiecości, o namiętności i zagubieniu, czyli wartościach całkowicie oderwanych od szerokości geograficznej i układu politycznego. Jest świetny, ale nie wróżę mu Oscara. „Syn Szawła” to zdecydowanie lepszy kandydat na Oscara.

Patrycja: To, co mówisz, brzmi jak oklepane frazesy. Aż nie mogę uwierzyć, że wychodzą z Twoich ust.

Natalia: Nie mówię, że odnajduje się w tych ideach i emocjach, ale zauważam je i wiem, że są bardzo sprawnie naświetlone i dobrze pomyślane w ramach tego filmu. Za coś te nagrody jednak się posypały.

„Syn Szawła”, fot. materiały prasowe

„Syn Szawła”, fot. materiały prasowe

Angelika ObrockaAngelika: Jeśli chodzi o „Syna Szawła” – popieram. Kibicuję nie tylko ze względu na tematykę, ale i postać wizualną. Dodatkowo polska kinematografia miała wkład w film, choćby przez zaangażowanie kilku aktorów, więc tym bardziej. Dobrze obejrzeć surowy obraz, bez tych ckliwych i grających na emocjach irytujących zabiegów. Jednak dla ludzi niezorientowanych w tematyce holocaustu czy realiach obozowych, a tych pewnie w Ameryce sporo, wiele scen dziejących się w „tle” może zostać pominiętych, niezrozumianych.

Gaba: Widzę, że szeroko omijamy pewien temat więc powiem to na głos: co z rolami męskimi?

Natalia: Nie wiem zupełnie. Może Tom za „Zjawę”, bo trudno było go nominować za rolę Maxa?

Angelika: Leo to wielki pokrzywdzony, ale z drugiej strony jak nikt zapewnia oglądalność. Fassbender i Damon zbyt znani i jakoś tam wciąż cenieni. Redmayne uhonorowany niedawno. Obawiam się, że Breaking aka Walter może dostać dla zasady „spróbujmy z nową twarzą”, bo tamtych mamy przesyt. I wciąż nie wierzę w nominację dla Stallone. Nie wiem, czy za honorowy wkład w popkulturę czy też rozwój ery wideo warto przyznać aż Oscara.

Gaba: Ja mam z DiCaprio ogromny problem. Naprawdę lubię go i jego kreacje aktorskie i wiem, że należy mu się ten Oscar już od dawna, ale w tym wszystkim nie życzę mu go za film „Zjawa”. Ja po cichutku jestem z Redmayne’m choć wiem, że statystycznie rzec biorąc szanse ma prawie zerowe. Ale to, co zrobił w „Dziewczynie z portretu” to była uczta dla moich oczu. Może mówię z powodu zbyt subiektywnego oglądu na niego, ale naprawdę dla mnie to, jak on potrafi  zagrać, jest mistrzowskie. Rozum na niego nie stawia, ale serce bardzo.

A co do Stallone – fraza „nominacja do Oscara”, sam Oscar i Stallone faktycznie brzmi wręcz absurdalnie, ale z drugiej strony trzeba mu oddać, że świetnie zagrał w „Creedzie”- fenomenalnie odniósł się do przeszłości. Ogólnie podczas seansu byłam w lekkim szoku.

„Dziewczyna z portretu”, fot. materiały prasowe

„Dziewczyna z portretu”, fot. materiały prasowe

Patrycja: Jaka uczta? Chyba śniadanie w zajeździe. Eddie Redmayne był irytujący, a jego partnerka filmowa o niebo ciekawsza. Nie wiem, jak można wątpić w to, że DiCaprio dostanie Oscara. Naprawdę nie wiem. I kropka, tego tematu dla mnie nie ma. Nie ze względu na uwielbienie dla Leo. Po prostu wszystko na to wskazuje.

Gaba: To nie jest tak, że ja wątpię – ja mu tego po prostu nie życzę, nie za tę rolę.

Patrycja: BTW. Angelika brzydko tak omijać fakt, że Stallone NAPRAWDĘ dobrze zagrał w „Creed” ;)

Angelika: Ależ ja zupełnie nie omijam. Stallone to moje całe dzieciństwo. Irytująca jest tylko wykorzystywana przez Akademię strategia nagradzania twórców, którym się raz udało. Może grać jak drewno w 50 tytułach, w jednym się mu uda lepiej (na tle poprzednich, bo poziomem do wybitnych i tak nie sięga) i dostaje, „no bo wyszło”. W końcu. A można grać jak Leo, geniusz w każdym calu, nawet w filmach niewymagających specjalnych zabiegów, i być pomijanym całe życie, by ostatecznie dostać za cokolwiek, „no bo umrze i nie zdążymy”.

Ale tak czy owak: Sylwek i Leo – zawsze <3

Patrycja: No tak no, a czemu komuś odmówić, skoro mu wyszło. Bo co, bo nie wyszło drugi raz? Może to akurat rola jego życia ;)

Angelika: Każda rola Sylwka to rola życia. Tylko jak on to biednemu Leo wyjaśni…?

Patrycja: Może nie będzie musiał ;)

„Creed: Narodziny legendy”, fot. materiały prasowe

„Creed: Narodziny legendy”, fot. materiały prasowe

Natalia: Mnie nie zdziwi nie drugi Oscar dla Redmayne’a. Chociaż ten Leo naprawdę może dostać w tym roku Oscara, może nawet i dla beki.

Angelika: Biedny Leo od dziecka i genialnego „Gilberta Grape’a” czeka. Przekracza kolejne granice i nic. Tutaj analogicznie kolejny props jednak dla Eddiego – schizofrenicy, wojenne klimaty i metamorfozy ciągle ujmują Akademię. Może jednak?

Mateusz: Ja wciąż będę stał murem za personalnymi odczuciami, odrzucając wszystkie polityczno-bukmacherskie przewidywania. Dla mnie Redmayne zagrał absolutnie fenomenalnie, miażdząc konkurencję. Bo, bowiem to na głos, „Steve Jobs” i „Marsjanin” to fatalne filmy, których nawet świetni aktorzy nie zdołali ocalić (analogicznie do „Joy” i Jennifer Lawrence).

Gaba: Jak przybijam Ci piątkę w kwestii „Joy” i „Steve Jobs”, tak „Marsjanina” aż tak surowo nie oceniam. To naprawdę jest fajny film – momentami może zbyt żenująco naiwny i śmieszny, but still – to nie było złe kino. PS. cieszę się, że jesteś ze mną w #teamredmayne .

Patrycja: Ale ja Was #nierozumiem. Przecież to była okrutna tandeta.

„Amy”, fot. materiały prasowe

„Amy”, fot. materiały prasowe

Angelika: Filmy dokumentalne – jakieś typy?

Patrycja: Powiem tylko jedno: „Amy”.

Natalia: Nooo, nooo, nooooo.

Patrycja: Nikt nie ma wątpliwości, to najlepiej rozpromowany dokument, więc najwięcej członków Akademii go obejrzało –zatem wygra. Po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci – sprzedane!

Mnie zastanawia też, czy Lubezki dostanie kolejnego Oscara za zdjęcia i w ogóle jak rozłożą się statuetki jeżeli chodzi o kategorie techniczne w tej bitwie dwóch armii: „Mad Max” vs „Zjawa”.

Gaba: W kwestii kategorii technicznych myślę, że statuetki się podzielą: a to na „Gwiezdne wojny”, a to na „Mad Max”, a to na „Zjawę”.

Za zdjęcia, mam nadzieję, uhonorują Roberta Richardsona za „Nienawistną Ósemkę”. Nowy film Tarantino może się podobać lub nie, ale zdjęcia były obłędne! Do teraz mam w pamięci unoszące się pyłki kurzu nad twarzą Samuel L. Jacksona.

„Nienawistna ósemka”, fot. materiały prasowe

„Nienawistna ósemka”, fot. materiały prasowe

Patrycja: W tej kategorii jest naprawdę spora konkurencja i znów według mnie „Zjawa” wypada najsłabiej. Bo to powtórzenie sztuczek z „Birdmana” i trudno w tych zdjęciach odnaleźć wrażliwość operatora dla portretowanej rzeczywistości. Dla mnie statuetka powinna iść do „Carol” (Ed Lachman love <3). Ale to nie Camerimage i nie konkurs na wrażliwość, ale na technikę, więc Lubezki pewnie będzie jak taki Gollum trzymał w łapach kolejnego Oscara i pod nosem mówił: „My precious”.

Gaba: O tak, „Carol” też zachwyca! Ja to jednak mam nadzieję, że „Zjawa” będzie wielkim przegranym tej edycji.

Mateusz: „Zjawa”, jeśli w ogóle, zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie pod względem zdjęć i muzyki. Mimo szalenie nudnego scenariusza i przerostu formy nad treścią, właśnie jakości tejże formy nie można odmówić. Obraz jest czysty, głęboki i przenikliwy. Trudno jednak uznać go za pewniaka, kiedy stoi obok takich małych brylantów jak „Carol”, albo „Nienawistna ósemka”. Co do samego filmu Tarantino – jako jeden z nielicznych zachwyconych widzów bardzo ubolewam na tak niewielu nominacjach dla tego, moim zdaniem, fenomenalnie zgrabnie przemyślanego i zrealizowanego filmu.

Patrycja: Zgadzam się oczywiście co do obrazów „Zjawy”, choć szczerze nie znoszę tego filmu niestety piękna nie mogę mu odmówić. Na szczęście mogę powiedzieć: i co z tego?

Gaba: A kogo widzicie w animacjach? Zaczynam myśleć, że „W głowie się nie mieści” ma spore szanse dostać statuetkę za scenariusz.

Patrycja: Oczywiście, że w kategorii filmu animowanego wygra „W głowie się nie mieści” i szkoda, że „Anomalisa” zostanie zupełnie pominięta.

Co do scenariusza: a może „Straight Outta Compton”? W końcu to jedyny film zrealizowany przez Afroamerykanina.

„Most szpiegów”, fot. materiały prasowe

„Most szpiegów”, fot. materiały prasowe

Gaba: Wiem, że pojawia się tu kwestia białych Oscarów, ale mam nadzieję, że jednak nie wybiorą kogoś tylko z tego powodu. Dla mnie „W głowie się nie mieści” to niesamowity pomysł na bajkę, dlatego kibicuję mu gorąco właśnie w boju o statuetkę za scenariusz.

Mateusz: W kategorii scenariusza oryginalnego, całym sercem stoję za „Ex Machiną”, ale jeśli spróbuję pomyśleć przebiegle to „Most Szpiegów” jest filmem na wskroś amerykańskim, obrzydliwie wręcz oscarowy, w stylu Oscarów sprzed 5 lat. Dlatego też nie ma szans na główną nagrodę. Jednak za scenariusz brak mu wyrazistych rywali.

Patrycja: Też zastanawiałam się nad „Mostem szpiegów”, bo to rzeczywiście bardzo dobrze przemyślany scenariuszowo film. Ale czy „Spotlight” taki nie jest? I też jest na wskroś „amerykański” i „oscarowy”. W tej kategorii naprawdę trudno mi o czymkolwiek wyrokować. A jeśli chodzi o scenariusz adaptowany to teraz już mogę powiedzieć śmiało, że „Room” to mistrzostwo. Tam, gdzie „amerykański” film by się kończył – tu rzecz dopiero się zaczyna. Idealne proporcje, sprzyjające przede wszystkim widzowi, który nie czuje się oszukany przez miałkość historii i bezczelne porywanie do łez (say hello to Spielberg).

Angelika: Może najłatwiejsza kategoria, bo każdy nieoglądający może nadrobić. I lekka. Piosenka? Jakieś typy?

Robert Siwczyk: Raczej czytam niż się udzielam (kupiłem sobie megapakę orzeszków ziemnych i się zajadam czytając Wasze „kłótnie”), ale tym razem pozwolę się wtrącić: Sam Smith wygra prawdopodobnie. Co mnie boli niezmiernie, bo Bond już dawno nie miał tak bezpłciowej piosenki tytułowej. Eskowa papka ginąca na liście jej podobnych. Dziękuję za uwagę i proszę o więcej.

Patrycja: Wiesz co jest najśmieszniejsze? Że widziałam filmy, ale słyszałam tylko jedną piosenkę z nominowanych i zupełnie nie mam pojęcia!

No i widzisz Robert, a tak się składa, że już więcej nie będzie. Ale będziesz mógł sobie poczytać nas w przyszłym roku! Albo poczytaj o zeszłym KLIK!

Możecie też przeczytać recenzje filmów, które są w tym roku nominowane do Oscara:

Recenzja „Carol” autorstwa Bernadetty Trusewicz KLIK!

Recenzja „Dziewczyny z portretu” autorstwa Dagi Tomczyk KLIK!

Recenzja „Zjawy” autorstwa Patrycji Muchy KLIK!

Recenzja „Nienawistnej ósemki” autorstwa Sebastiana Smolińskiego KLIK!

Recenzja „Big Short” autorstwa Patrycji Muchy KLIK!

Recenzja „Mustanga” autorstwa Izy Dzierżek KLIK!

Recenzja „W głowie się nie mieści” autorstwa Patrycji Muchy KLIK!

* tekst został minimalnie zredagowany by zachować wszelkie przejawy autentyczności :)