High Five! Filmy, które musisz zobaczyć zanim zdecydujesz się na poważny związek

Z okazji Walentynek nie proponujemy wam najlepszych komedii romantycznych, nie podpowiadamy sposobów na udaną randkę, ani nie radzimy, jak dobrze wyglądać nago. Nic z tych rzeczy. Tym razem w ramach High Five prezentujemy filmy, które dobrze jest zobaczyć zanim zdecydujecie się na poważny związek… Warto się dwa razy zastanowić, czy nie lepiej pozostać singlem.

high five_polecane

Hanka Kostrzewska ostrzega przed „urokami” macierzyństwa po seansie „Musimy porozmawiać o Kevinie”.

Powiedzmy, że pojawił się już ten jedyny / ta jedyna. Zamroczeni uczuciem lub kierowani podpowiedziami otoczenia snujecie wizje przyszłości. Niepostrzeżenie wkrada się w nie koncepcja posiadania dzieci, podsycana przez rozbrzmiewające wokół hasło: „500 zł na dziecko”. I tu ostrzeżenie filmowe. Zanim zaczniecie prenumerować „Mamo to ja” lub magazyn „Fathers”, kupować dizajnerskie dziecięce ciuszki i zakładać bloga o rodzicielstwie bliskości – obejrzyjcie „Musimy porozmawiać o Kevinie”.

Powieść Lionel Shriver, na podstawie której powstał film, nazywano książkową formą antykoncepcji. Mocną historię potęgują w ekranizacji rewelacyjne kreacje aktorskie: Tildy Swinton (w roli matki, Evy), Jaspera Newella oraz Ezry Millera (w roli kolejnych wiekowych wersji syna, tytułowego Kevina). Film Lynne Ramsay to znakomity obraz mroków macierzyństwa i to nie spod znaku uciążliwości zmieniania pieluch. Zmusza do zweryfikowania cukierkowych wizji o byciu mamą, podaje w wątpliwość kategorię bezwarunkowej miłości i pokazuje, czym może zaowocować mieszanka toksycznych relacji i poczucia winy.

Musimy porozmawiać o Kevinie materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Patrycja Mucha przestrzega przed pójściem nie w tango, ale w walca!

Patrycja Mucha małeO czym tak naprawdę mówimy, kiedy mówimy o miłości? Zawsze smęcimy w duchu Raymonda Carvera, to pewne. Bo przecież wszyscy wiemy, że wizja miłości z komedii romantycznych to bujda na resorach. To wcale nieprawda, że po szczęśliwym zakończeniu jest porno. Po szczęśliwym zakończeniu, moi drodzy, jest życie, prawdziwe życie! A jednak za dużo się tych romansów naoglądaliśmy, żeby móc je tak po prostu przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza – rachunkami, nudą, monotonią i (znienawidzone przez czytelniczki „Cosmopolitan” słowo) rutyną. Mają być ciągutki na kanapie jak w „Dzisiaj 13, jutro 30”, spotkanie w parku po długiej korespondencji mailowej jak w „Masz wiadomość”, obalenie murów Jerycha jak w „Ich nocach”. Wszyscy wiedzą, że tak się nie stanie, ale i tak drążymy temat!

I w ten sposób dochodzimy do filmu Sary Polley „Take This Waltz”, w którym oglądamy parę ciepłych, kochających się ludzi, żyjących na przedmieściach. Budzą się oni codziennie razem w łóżku, jakby się znali wieki i nic już nie mogło ich w życiu zaskoczyć. No, ale zaskakuje – przystojny sąsiad, który miesza małżonce w głowie, wbrew jej woli zresztą. Idzie nowe, nieznane, ekscytujące. Pary, które są ze sobą długo, wiedzą, o co chodzi. To atakuje znienacka i bardzo trudno się temu oprzeć. Główna bohaterka też zresztą walczy jak lew, ale wszystko zdaje się być przeciwko niej. I zamiast siedzieć na tyłku w trampkach i krótkich spodenkach, zachciało jej się zmiany! Przyznajcie się, każdy o niej marzy! Uważajcie tylko, o czym marzycie. Właśnie dlatego, że spełnione marzenie to potworna nuda. Wtedy znowu trzeba znaleźć nowe. I tak w koło Macieju.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Wiktoria Ficek nie radzi zakochiwać się bez pamięci.

wiktoria ficek małeNie każdy jest celny i nie każdy od razu ustrzeli udany związek. To zasada numer jeden: pamiętaj, że długo nie zapomnisz! Kiedy trafi cię strzała Amora, może okazać się, że tego dnia jego forma była kiepska, a upojne dni przemienią się w mroczne sentencje ze strony Ból cierpienia Schopenhauera (KLIK!)

Kolejna kłótnia, kolejny dzień ociekający beznadzieją. Dlaczego po prostu wszystkiego nie skasować i nie zacząć od nowa? Na to pytanie odpowiedział Michael Gondry w filmie „Zakochany bez pamięci”. Surrealistyczna wizja, skutki przenikania do ludzkiego umysłu, usuwanie niewygodnych wspomnień. Każdy chciał kiedyś o czymś lub o kimś zapomnieć. Nie dość, że taki zabieg przyniesie ukojenie wielu cierpiącym nieszczęśnikom, to jeszcze wzbogaci portfele chirurgów modelujących ludzkie umysły (KLIK!).

Ten film to kwintesencja długotrwałych relacji damsko-męskich: ich przemijania, próby odnowy i ciągłych porażek. Nabiera niekonwencjonalnego, magicznego charakteru, odbiegającego od typowych komedii romantycznych i romansów. To historia wypełniona smutkiem i goryczą, ukazującą abstrakcyjną istotę miłosnych poczynań.

W życiu, jak i w filmie, wszystko może zapowiadać nadchodzącą tragedię i destrukcję, a mimo to ryzykujemy. Nawet włosy Clemenentine w odcieniu niebieskiej zagłady czy żółtej febry nie przekonały Joego do odwrotu. Dla niego były malowniczym pejzażem, szczególnie wtedy, gdy rozpoczął bolesny proces zapominania. Dla pocieszenia: jedno jest pewne – „Zakochanego bez pamięci” na pewno nie zapomnicie.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Weronika Migdał czuje się poparzona namiętnością Romana Polańskiego.

Weronika Migdał małeKiedy w miłości zatracamy własną osobowość i stapiamy się w bezkształtną masę emocji, pragnień i zaborczości, robi się niebezpiecznie. Powstaje namiętna otchłań, która jest w stanie wciągnąć wszystko.

Marzenie romantyków – namiętność aż do bólu – przemawia z każdego kadru „Gorzkich Godów” Romana Polańskiego. Romantyzm nie jest usłany różami. Spod czerwonych płatków wystają miliony małych kolców. Myśląc, że doświadczasz piękna, ranisz palce do krwi i czerpiesz z tego przyjemność.

Jak białe i czarne – miłość i cierpienie – to dwie strony tego samego medalu. Jeśli tylko zatopisz się w tym bez pamięci, staniesz się emocjonalnym daltonistą i już nie będzie wyraźne, czym jest białe, a czym czarne; wszystko będzie tak samo intensywne. Będziesz krzywdzić, kochając, a niszcząc, tworzyć i wyda się to kuszące i intrygujące.

Roman Polański opowiada o skrajnościach. O ekstremum, o każdym możliwym aspekcie głębokiej relacji (zwłaszcza psychologiczno-seksualnym). Oddanie rozumu w ręce ognistej namiętności (KLIK!) może skończyć się dożywotnim paraliżem duszy. Ale jak to mówią – jak się nie oparzysz, nie będziesz wiedzieć, czym jest ogień.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Angelika Ogrocka przedstawia mozolny proces odkochiwania w „Loli Versus”.

Angelika ObrockaRozmowy do rana. Spędzanie ze sobą każdego wolnego czasu. Wspólne mieszkanie. Planowanie życia. Ślub. I na tym kończy się idylla. Zwłaszcza gdy narzeczony postanawia kilka tygodni przed ślubem, że… jednak ślubu nie chce. Odwołanie imprezy i odkochanie się to łatwizna, bo przecież zaraz pojawi się ktoś nowy. To, że wybrał inną, a potem wraca, kiedy tylko ma ochotę, też da się przeżyć. Lola to być może postać nieidealna, ale dzielnie próbuje sobie radzić z odkręceniem całego zamieszania. Popełnia błędy. I wreszcie uświadamia sobie, że póki nie zamknie przeszłości, nie poradzi sobie z teraźniejszością, ani nie zaplanuje przyszłości. Sprawdźcie, czy naprawdę warto przez to przechodzić.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

korekta: Paulina Goncerz