NOTATKI W RUCHU #7: Dextral
Prawoskrętny – bynajmniej nie politycznie, choć jak najbardziej (społecznie) poruszający aspołeczne rozważania o tym, co nas łączy, a co dzieli – spektakl. Dextral. Skręcający w prawo, a właściwie to taki, który podąża zawsze w jednym kierunku. W prawo. Dlaczego w prawo?
Dlaczego w tę stronę kierują się wskazówki zegara na każdej tarczy na świecie? Dlaczego „według wskazówek zegara” znaczy zawsze w prawo? Czemu „zawsze”? Czemu „według wskazówek”? Czemu „w prawo”? Czemu się „kierujemy”? Czemu „skręcamy” zamiast iść prosto? Czemu zawsze dokądś idziemy…? Całkiem niepolityczny spektakl zadaje jednak mimochodem całkiem niewygodne pytania. Czemu nie możemy przestać myśleć? Czemu nam tak niewygodnie?
Każdy z czwórki bohaterów wprowadza coś do wspólnej scenicznej przestrzeni, rozrysowanej według prostej linii na podłodze, zakręcającej – oczywiście – w prawo. W prawo się kręcą, stąpając niepewnie po cienkiej linii, nie chcąc z niej wypaść, stracić równowagi. I co z tego? Skoro na środku można tylko gnieść się w kupie, depcząc sobie po stopach i bynajmniej nie zmierzając ani o krok dalej. Skoro linia namalowana kredą, rozmazuje się w sekundzie, pozostawiając bohaterów już tylko z pustą sceną i widownią oczekującą na spektakl.
Ale to jest w końcu teatr. Zawsze pod ręką jest reżyser (Katarzyna Pawłowska), który powie głosem zza sceny, że teraz ma wystąpić Agnieszka (Agnieszka Batóg).
Agnieszka wychodzi.
Przedstawia się.
Wszystko się zgadza. To jest Agnieszka.
Agnieszka pracowała w korporacji.
Agnieszka była żabą i chętnie pokaże, jak można stać się żabą w pięć minut.
Żaba musi być gotowa na wydobycie z siebie żabiej śmieszności – wytrzeszcz oczu, żwawe podskoki, szeroko otwarte usta z obowiązkowym jęzorem na wierzchu. Na zawołanie. Bo przecież najważniejszy jest szturm! Na kancelarię! Zdobywać klienta! Podpisać umowę! A jak zamknięte… to nic! Szturm trwa nadal! Liczy się przecież jeden kierunek. Bo prawo jest zawsze prawe i w prawo należy iść, bezwzględnie. W pełnej gotowości. W pełnej korporacyjności. W żabiej obrzydliwości. I ta żaba tą brzydotą zaraża. Pozostałą trójkę. Oni nie wiedzą jeszcze, że nie pasują. Ale się dowiedzą. Bo Agnieszka, jak na żabę wyższego szczebla przystało, doskonale zraportuje assigmenty kolegów i koleżanek. ASAP! ASAP! Koledzy nie zdążyli jeszcze poprawić na sobie infantylizujących kostiumów zwierzątek (oczywiście w celach bliższej integracji na obowiązkowym firmowym spotkaniu), a już Żaba Agnieszka wybiera lidera. Jak w życiu.
Następna jest Karolina (w tej roli Monika Szomko).
Karolina odczuwa dylematy egzystencjalne.
Karolina jest młoda i dylematy odczuwa jeszcze silniej.
Ale Karolina nie daje za wygraną i nie mówi, że to wszystko nie ma sensu.
Karolina szuka odpowiedzi.
Bądź jak…
No właśnie, kto? Kim jestem Ja w środku? Co tam w środku potwierdza, że ja to ja? Bo jeśli z zewnątrz tego nie widać, a wewnątrz też nie wyczuwa się nic… to może nikt nigdy się nie dowie? Może ojciec, który zawsze nazywał ją „małą księżniczką” nigdy się nie dowie, że jej ulubionym bohaterem był książę? Nikt jak widać nie może rozjaśnić tych wątpliwości.
Ale Karolina jest też umysłem potrzebującym porządku. Wyznacza sobie zadania, cel. Trzeba się dowiedzieć! Czasem trzeba też wyznaczyć granicę. Bo tak bezpieczniej? Przechadza się po własnej wyklejonej z taśmy linii. Ale to nie jest Dextral… Karolina jednak nie poddaje się – może siedząc, długo siedząc w zamknięciu, pozna odpowiedź na pytanie „Kim jestem?”, usłyszy wewnętrzny głos i raz na zawsze postawi konkretną odpowiedź? Wchodzi do pudła i siedzi. Jak w życiu.
Wojciech Marek Kozak. Podwójne imię – idealne dla dobrze zapowiadającego się aktora, studenta Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu (PWST Kraków). Twarz – młody Brad Pitt. Sylwetka – delikatna, choć widać taneczny trening. Nieśmiałe, niewinne spojrzenie. Rozczulające. Drugi rok? Uwiera. Przeszkadza. Ten drugi rok, ta wciąż niedoskonała rzeźba ciała (pewnie koledzy ze szkoły PATRZĄ, Dziekan też), ten milutki, łagodniutki, delikatniutki rys twarzy, twarzyczki. Przeszkadza. Za to jest marzenie – być aktorem charakterystycznym. Grać obleśnych, rozlazłych, wulgarnych zdeformowaniem, odpychających bohaterów. Móc tak rozpasać się w możliwościach aktorskiej kreacji. Przeistaczać się i obrzydzić się sobie samemu. A nie… tak z tą twarzą… Brada Pitta i to w dodatku młodego. Jakby tak chociaż na wzór „Fight Clubu”… Ale nie! Młodość zawładnęła aparycją, tworzy formę nie do zdarcia. Choć Wojtek się stara. Bo to jeszcze nie Wojciech Marek Kozak. Może pod koniec studiów. Na razie Wojtek wykręca się, ugniata tę plastyczną formę zwaną „twarzą aktora”. Twarzą Wojtka. I coś mu wychodzi. I coś mu się przebija przez tę delikatność. To Wojtka wewnętrzne rozdarcie – to wypowiedziane ze sceny szczere wyznanie, że on nie Wojtkiem chce być, a Wojciechem.
A może widz bardziej tego Wojtka…? Może on, ten Wojtek, nas bardziej przekonuje? Mnie chyba tak. Podwójne nazwiska bywają pretensjonalne. A Wojtek szczery jest. Na tyle szczery, by powiedzieć, że Bytomia nie rozumie. Że tego Miasta nie rozumie. Że przestrzeń, z której przyjechał jest z innej bajki – w skali dużo mniejszej niż aglomeracja, dużo mniejszej. Rzekłszy wprost – wieś. Że ta przestrzeń, choć nie dawała możliwości rozwoju tanecznej pasji – że ona coś pozostawiła. Choćby scenę w tym spektaklu, kiedy Wojtek biegnie przez pole. Biegnie. Biegnie. Wysiłek wkłada w to cały. Rozgorączkowany patrzy w horyzont. Ucieka. Ale w tym determinacja jest, pragnienie i mobilizacja mięśni. I on tak bardzo ucieka, że nie patrzy, że się zapada… w gnojówkę. Jak to na wsi. Jak w życiu.
Last but not least. Nina Wolska! Nina, Ninka, Niiiina. 40-letnia nauczycielka (Kto by uwierzył?!), weganka, tancerka, młoda dusza, kreatywna osoba, aktora spektaklu „Dextral”. Jej ciało-poruszenia, giętkie, swobodne, lekkie – nie z tej ziemi. Bo trzeba być nieco nie z tej ziemi, żeby dostrzec wewnętrzne życie organów, zachwycić się krowim śpiewem, poczuć, jaką całością jest las, który żyje, czuje i wzrasta tak jak my. Żeby śmiało powiedzieć „Tak, nie miałabym problemu zjeść człowieka”. Na poziomie białkowym nie różnimy się ani od zwierząt ani od roślin. Różnimy się za to od fluoru, który hołubimy, choć to substancja wymyślona, wytworzona, sztuczna. A ciało Niny wyraża to dziecięce spojrzenie na całość wszechświata w tańcu. W krótkim pląsie, w efemerycznej improwizacji. Choć nie pozbawionej też dzikiej energii.
Choć był to urzekający widok, najbardziej z tego spektaklu pamiętać będę oczy Niny. Wypełnione po brzegi łzami (kilka nawet skapnęło na policzki). Niny, która opowiada o krowach. „Jakie one są muzykalne!!!” I szloch! I płacz. I dziecięce wciąż oczy Niny mówią więcej o żalu, że jesteśmy tylko ludźmi. Że jako ludzie tak wiele tracimy. Nad tyloma rzeczami się nie zastanawiamy. Tyle nas omija, a przecież świat jest jedną wielką tajemnicą. Że wolimy nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić. A nade wszystko to żal, że można to wszystko wiedzieć, a i tak mieć coś na sumieniu.
Od kilkunastu lat Nina jest weganką. Ale nosi buty. Skórzane. Kupione przed momentem, w którym zrozumiała. Żal Niny i rzęsiste łzy to żal za spóźnioną decyzją. Żal za dokonaną zbrodnią. Żal za zwierzęciem, które poświęciło życie, by Nina mogła wygodnie usadowić stopę i bez uwierania przechadzać się ulicami miasta. Ale przecież one uwierają. Swoją wygodą i niemożnością jej odmówienia. I teraz Nina nie wyrzuci ich nigdy. „Są jak palący wyrzut sumienia.” Nie wyrzuci ich, bo to sprawiło by, że śmierć zwierzęcia byłaby jeszcze bardziej bezsensowna. Więc Nina chodzi w butach, a tańczy bez butów. Jak w życiu.
Tylko że Nina naprawdę śpiewała z krowami i cierpi z powodu swoich skórzanych butów, które nosi wiernie. Przyszła w nich nawet na spektakl. Tak samo jak Agnieszka, która naprawdę pracowała w korporacji. I tak jak Monika, która zastanawiała się, co to znaczy być sobą i co to jest „to w środku”, choć Karolina to tylko skrawek jej życia. Jak Wojtek, który pragnął zawsze mieć brzydką, odrażającą twarz – przynajmniej w teatrze. „Dextral” jest kontynuacją koncepcji zaczerpniętej ze Studia Osobowości, projektu prowadzonego przez Katarzynę Pawłowską w Teatrze Porywacze Ciał. Podstawą dla scenariusza stały się autentyczne historie aktorów grających w spektaklu. Żabi couching, choć podkoloryzowany i wcielony w żywą, sprawną grę aktorską, pozostaje historią, której echa tkwiły mocno w samej Agnieszce Batóg. W jej powodzie do wychodzenia na scenę, w zmianie, w chęci czegoś więcej, w pragnieniu mówienia ze sceny o rzeczach ważnych. Monika Szomko – aktorka, nieustannie poszukująca siebie i swoich wcieleń, co jakiś czas wraca do tych samych pytań, chowa się w pudle, lecz nie da się w nim siedzieć całe życie. Wojtek Marek Kozak – nie ucieknie. Choćby z całej siły biegł po horyzont, przed sobą nie ucieknie. Może jednak gnieść i rozgniatać tę swoją twarzową formę – może wreszcie będzie mu z nią do twarzy? Nina nie je zwierząt, ale czasem je nosi. Dokładnie raz i będzie to pamiętać do końca życia. Za to dla równowagi dużo tańczy, czerpie energię ze świata, chcąc spłacić dług. Takie ich życie.
Z takich opowieści całej czwórki utkany jest „Dextral”. Jedna nić rozdzielona na cztery mniejsze warstwy, podążające w prawo, każda swoją ścieżką. I już wiemy, że choć ta czwórka nigdy się nie spotkała (dosłownie: spektakl dopiero w momencie premiery przybrał całokształt, poszczególne role tworzone były indywidualnie z każdym z aktorów) – ma ze sobą o wiele więcej niż można było sądzić. Mają też wiele wspólnego z każdym, kto siedzi na widowni. Z naszych historii Katarzyna Pawłowska pewnie też by coś wyciągnęła. A najpierw trzeba byłoby chcieć…
Ostatecznie w finałowej scenie wszyscy aktorzy wchodzą do tego samego pudła. Zamykając wieko dostrzegamy napis „Rekwizyty”. Aktorzy – Bohaterowie. Kolaż z prawdziwości i teatralnej fikcji – nie do pełnego rozszyfrowania. „Rekwizyty” w rękach reżysera, a może w rękach opowieści, która prawoskrętnie sama wiedzie nas do wniosków i refleksji? Może szczegóły drobnych zmian nie są istotne, bo wszyscy czasem siebie traktujemy jak rekwizyty? „Dextral” napawa niepokojem, że kręcimy się w kółko. Że ten prawoskrętny ciąg jest silniejszy niż my. Pewnie tak. Po spektaklu nie przychodzi do nas żadna odpowiedź poza tą, że wszyscy podlegamy temu prawu.
Podążamy w jednym kierunku. Możemy schować się w pudle, ale ten kierunek jest. Każda minuta życia to niewielki odcinek naszego kierunku. I ten jest rzeczywiście jeden. Bo my jesteśmy jednością, czy nam się to podoba, czy nie. I ze sobą w tym jednym kierunku lepiej się znaleźć, bo inaczej to zostaje tylko pudło… z rekwizytami.
„Dextral”
Reżyseria: Katarzyna Pawłowska
Występują: Agnieszka Batóg, Monika Szomko, Nina Wolska Wojciech Marek Kozak
Muzyka: Natalia Markowska
Produkcja: Śląskie Laboratorium Pedagogiki Teatru, Teatr Śląski, Instytucja Miasta Ogrodów, Fundacja Szafa Gra, Inqubator Teatralny