Notatnik osobliwości – Maciej Linttner w Rondzie Sztuki
„Wszystko i tak się ze sobą połączy, zanim rozpłynie się w świętej nicości”. Wszystko, czyli – według autora wystawy o tym tytule – książki, obrazy, rysunki i prywatne instalacje. Maciej Linttner wykorzystuje tradycyjne środki wyrazu (literę i kształt), aby tworzyć z nich nowe klasy obiektów, będące syntezą użytych znaków wizualnych. „Święta nicość” jawi się jako stan zerowy, początku lub końca, chaosu rzeczy, w którym szukać należy nowego porządku.
Prezentowana w Rondzie Sztuki ekspozycja spełnia te reguły; pierwszym wrażeniem jest bowiem właśnie brak programu, ekshibicja prywatnych osobliwości. Tytuły obiektów: „notatki towarzyszące” „skrzynka duchowa” „słowa to tylko poukładane litery” „obliczenia bez rozwiązań”, wyznaczają drogę na skróty – zarówno dla interpretacji, jak i dla efektywnego poznania. Bo to właśnie ta kategoria wydaje się ideą przewodnią: eksploracja tradycyjnych mediów, które zaglądają w swoje odbicia dzięki wzajemnemu towarzystwu, zmiana własnych znaczeń. Tradycyjny obraz staje się tryptykiem, nawiązuje do formatów sakralnych, dostaje swoją skrzynię, a ona z kolei – szafę.
Tożsamość rzeczy tworzy się tak, jak człowiecza: przez interakcje, wglądy, retrospekcje. Mamy tu do czynienia nie tylko z zabiegiem formalnym, lecz także podróżami w przeszłość. Malarstwo Linttnera nie jest tradycyjne – to raczej żywa i wyrazista kolekcja notatek z życiowej podróży, korespondencja literatury z obrazami, rodzaj artystycznej książki i kart z niej pochodzących. Nerwy myśli zostają utrwalone na olejnej płaszczyźnie, ubrane w drewniane odrzwia i, zamykając w tryptykach, chronią się przed atakiem (np. ikonoklastów, gdy przetworzone wizerunki świętej ikonografii zestawione są z zimowym pejzażem). Jeśli jest to twórczość religijna, to raczej podskórna i osobista, pozostająca poza kanonami przedstawień instytucjonalnych. Nie można jednak dowiedzieć się wszystkiego; niektóre obiekty to zamykane skrzynie dodatkowo kamuflujące treść.
Wojeryzm podglądu, do którego zmuszają przytłumione, zniekształcone, zamglone wizerunki, pismo przywodzące na myśl dziecięcą rękę, przypominają o drobnostkach, które cegiełka po cegiełce budują architekturę codziennego otoczenia. Nie splendor, efekciarstwo i błysk, lecz zaciemnienie pamięci, mające wyraz w formie obiektu; szukanie swojego miejsca, poczucie przypadkowości wrzucenia w konkretne otoczenie – definiuje twórczość Linttnera. Ta wystawa odbija swoich widzów – ale tylko gdy dadzą sobie i obiektom czas, aby odbiły w lustrze ich obecność.
Porządek, kategoryzacja, jasność wyrazu i precyzja dopiero się tworzą; obiekty są stałe, lecz wskazują na proces i wymiar czasowy. Dopełnieniem prezentowanych obrazo-książek jest instalacja umieszczona w kącie sali – rodzaj szkieletu prowizorycznej szafy, której posegregowane wnętrze dopiero czeka na wypełnienie.
Prezentowane obiekty, wypowiedzi, nagrody, ale i domowe drobnostki, niezauważane z przyzwyczajenia elementy codzienności to znaki potwierdzające istnienie człowieka. Ich zwielokrotnienie to ucieczka przed śmiercią, wcielenie historii, tożsamości i relacji. Wystawa w formie przypadkowego szkicownika jest zapiskiem z podróży, doświadczeniem rozterek i wątpliwości twórcy kształtujących świadomość bycia tu i teraz – na przekór osiadaniu w portach docelowych.
Tekst: Sebastian Łąkas
Korekta: Agnieszka Stanecka