literatura zaangażowana: małe cuda
Ellen Moore z racji wykonywanego zawodu stara się czynić dobro. Pomaga dzieciom uniknąć przemocy z rąk tych, którzy powinni chronić je przed wszelkim złem tego świata. Odbiera dzieci rodzicom, którzy nie umieją (lub nie chcą) sprostać roli matki lub ojca. Ellen wydaje się, że doskonale potrafi oddzielić dobro od zła i ocenić, kto jest w stanie właściwie spełniać rolę rodzica. Wszystko jest proste do czasu, kiedy sama staje się ofiarą systemu, w którym dotychczas była stroną sprawującą władzę.
W naszej codzienności czas jest głównym towarem deficytowym. Zawsze jest go zbyt mało. Autorka książki „Małe cuda” z jednej strony pokazuje trud życia współczesnej kobiety. Właściwie niemożliwe jest pogodzenie roli matki, żony, pracownika, córki i gospodyni domowej w jednej osobie. Mimo to kobiety starają się sprostać temu zadaniu; Ellen również. Ma trójkę wspaniałych dzieci, męża i tylko brakuje jej czasu, by się tym wszystkim cieszyć. Dodatkowym brzemieniem, które dźwiga na swoich barkach, jest praca, której nie da się zakończyć po przysłowiowych ośmiu godzinach. Ellen nie odcina się od niej wraz z gasnącym ekranem komputera.
I trudno się dziwić: zbyt wiele razy próbowała pomóc dzieciom, które stały się ofiarami przemocy. Ciągle otrzymywała wezwania do tych, które nie chciały przyznać, że są bite. Czasem w ogóle nie chciały zabierać głosu. Ale nie musiały. Mówiły za nie siniaki, ślady uderzeń na maleńkich ciałkach. A czasem nawet śmierć. Ellen (tak jak i każdy czytelnik książki) nigdy nie potrafiła zrozumieć, dlaczego. Jej dzieci wzbudzały w niej miłość, nie nienawiść. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby wyrządzić im krzywdę. Problem w tym, że los chciał inaczej. Wystarczy chwila nieuwagi, spotkanie, na które nie można się spóźnić, czas, który mógłby się zatrzymać, ale robi na złość i jakoś dziwnie mija szybciej niż zazwyczaj.
Gdy zawodzi doskonałość
Z powodu roztargnienia Ellen jej najmłodsze dziecko trafia do szpitala. Życie dziewczynki jest zagrożone. Oprócz strachu i wyrzutów sumienia kobietę dopada nieugięty system, któremu służy od lat. Równolegle z historią Ellen, poznajemy historię małej Jenny, której życie dalekie jest od bycia doskonałym. Wbrew pozorom bohaterki mają ze sobą wiele wspólnego. Poprzez historię dziewczynki Gudenkauf stara się pokazać jak pomoc, którą niesie Ellen, może wpłynąć na dziecko.
Jenny mieszka z ojcem, który częściej niż do pracy, zagląda do butelki. Nie mają stałego miejsca zamieszkania, rodziny, domowych ciepłych obiadów. Mimo to ojciec dziewczynki wzbudza sympatię czytelnika. Stara się. Dla córki gotów jest kraść. Dla córki stara się nie pić. W końcu postanawia, że wyjadą i zaczną nowe życie. W wyniku nieporozumienia zostaje jednak zatrzymany przez policję w chwili, gdy autobus z dziewczynką w środku odjeżdża tam, gdzie miało zacząć się ich nowe życie.
Miłość ponad ból
Jenny musi dać sobie radę sama. Los prowadzi ją do matki związanej z mężczyzną, dla którego przemoc była jedynie kolejnym środkiem wyrazu. Manifestował w ten sposób swoje niezadowolenie czy złość. Ofiarą tych manifestacji był, jak zwykle, najsłabszy. Jenny była bita za wszystko. Nigdy nie wiedziała, z której strony spanie cios. Matka zaś nie potrafiła przeciwstawić się oprawcy i pomóc córce. Dziewczynkę uratował ojciec, który był, jaki był. Ale był. I nie bił. Historia Jenny i pośrednio to, co przydarzyło się Ellen, pokazuje, że dziecko mimo przemocy (zamierzonej lub nie) doznanej ze strony rodzica, nie przestaje go kochać. Ma nadzieję na zmianę. I dlatego milczy. Bo oprócz siniaków w maminych ramionach znajduje również ukojenie. Losy Jenny i Ellen splotą się. Jedna otrzyma pomoc z rąk drugiej.
Heather Gudenkauf, w moim odczuciu, pisze głównie dla kobiet. Poprzez poruszaną w powieściach tematykę idealnie trafia do kobiecej wrażliwości. Jeśli czytelniczką jest matka, serce zabije jej dwa razy mocniej. Mimo niełatwych spraw, których dotyczy, książka napisana jest tak, jak te z gatunku „łatwych i przyjemnych”: rozdziały są krótkie i naprzemiennie opisują losy Ellen i Jenny, co sprawia, że chce się czytać coraz więcej i więcej, żeby poznać zakończenie. Bez trudu uda się to w jeden jesienny wieczór.
Każdy system bywa wadliwy
„Małe cuda” poruszają ważne problemy społeczne. Skłaniają też do refleksji nad sposobem działania instytucji opieki społecznej i zasad prawnych, wedle których ocenia się rodzicielstwo. Książka pokazuje, że nie istnieje system bez wad. Co gorsza, nie istnieje też człowiek, który nie popełnia błędów.
korekta: Paulina Goncerz
Heather Gudenkauf: Małe cuda, wyd. Filia, Warszawa 2015.