Wielkie bicepsy – rozmowa z Natalią Wilk

O tańcu, poceniu się, refleksyjnym namyśle nad sztuką, pisaniu i podróżach opowiada Natalia Wilk – tancerka i choreografka.

fot. Vanessa Coronel

fot. Vanessa Coronel w ramach researchu Deep Practice, Dahab 2015

Hanna Kostrzewska: Jak zaczęła się Twoja przygoda z tańcem? Jesteś absolwentką III Liceum im. Stefana Batorego, szkoły, która mocno związana była z działaniami teatralnymi. Ale w jakich okolicznościach pojawił się taniec?

Natalia Wilk: Rzeczywiście pierwsze warsztaty, w których wzięłam udział odbyły się w Teatrze Gry i Ludzie w Katowicach, kiedy jeszcze chodziłam do liceum. Pamiętam, że byliśmy na boso i dużo tupaliśmy. To mnie zainteresowało, ale nie na tyle, żeby podążać tą ścieżką. Na dobre zaczęło się w Śląskim Teatrze Tańca. Z Batorego [III LO im. Stefana Batorego w Chorzowie – przyp. red.] dostałam w ramach nagrody czy zadania domowego bilety na spektakl w Śląskim Teatrze Tańca. Występowały Korina Kordova i Sylwia Hefczyńska-Lewandowska. Zobaczyłam ich wyraźnie zarysowane bicepsy. Ja też zawsze miałam wielkie bicepsy, więc pomyślałam, że może to jest droga dla mnie, że mogę pracować w teatrze tańca. Sprawdziłam, czy są organizowane zajęcia i zapisałam się na taniec współczesny do Koriny Kordovy. To ona posłała mnie do Studio Teatru Fizycznego, gdzie uczyłam się przez rok. W tym czasie powstał Wydział Teatru Tańca na PWST w Krakowie i w kolejnym organizowanym naborze postanowiłam wziąć udział. Dostałam się, kiedy Wydział przeniesiono już do Bytomia. Wtedy zaczęło się na dobre – szkoła otworzyła dużo nowych dróg, zaczęłam jeździć na festiwale, poznawać ludzi, próbować sił w różnych działaniach, szukać własnej tanecznej drogi. Ale początek to Śląski Teatr Tańca.

Natalia Wilk, fot. Joanna Swarzyńska

fot. Joanna Swarzyńska

Powiedziałaś o bicepsach, więc muszę zapytać o sport, który w Twoim życiu zawsze był ważny. Czy taniec jest dla Ciebie bardziej elementem sportowym czy bardziej obszarem artystycznej realizacji?

W zależności od tego w jakim momencie jestem – to się zmienia. Na początku, kiedy zdecydowałam się zdawać na Wydział Teatru Tańca, traktowałam ten kierunek jako idealne połączenie moich zainteresowań sztuką i teoretycznym namysłem z tym, że uwielbiam uprawiać sport. Pomyślałam, że będę mogła z jednej strony się pocić, a z drugiej – snuć dalej teoretyczne refleksje na temat sztuki. Na początku rzeczywiście dominował ruch i traktowałam taniec bardziej jako sport. Potem górę wzięła myśl – zaczęło mnie ciągnąć w stronę dramaturgii i reżyserii. Trafiłam do Alternatywnej Akademii Tańca w Poznaniu, gdzie raczej kształci się choreografów. Potem angażowałam się w kolejne projekty, w których mniej się ruszałam, a bardziej parałam tańcem konceptualnym. Wtedy ruch traktowałam jako sztukę i sposób wyrażania się performersko, niż jako technikę czy coś porównywalnego ze sportem.

Teraz z kolei jestem na etapie łączenia sportu, który zawsze uprawiałam – pływania – z tańcem. Przygotowuję się do współpracy z ludźmi, którzy także zajmują się tańcem w wodzie.

Natalia Wilk fot. Vanessa Coronel (3)

fot. Vanessa Coronel w ramach researchu Deep Practice, Dahab 2015

Właściwie w zależności od etapu życia taniec raz jest dla mnie bardziej sportem, raz sztuką, jeśli mogę tak generalizować. Równolegle cały czas uprawiam sport – ciągle chodzę na basen, biegam, wspinam się.

Ostatni rok poświęciłam praktykom somatycznym: body-mind centering, Feldenkreis i bardziej refleksyjnemu podejściu do ruchu. Ale kilka dni temu wróciłam z Rusza Festiwalu, na którym brałam udział w zajęciach z tańca współczesnego z Adrianem Bartczakiem i był to powrót do bardzo fizycznego ruchu. Kolejny raz uświadomiłam sobie, jak to kocham i że może już nie chcę się zastanawiać, myśleć nad płaszczyznami, tylko się ruszać. Więc cały czas dryfuję, jestem na etapie określania, gdzie na mojej drodze jestem.

fot. Andrzej Janikowski

fot. Andrzej Janikowski

Mówiąc o Twojej tanecznej drodze – realizowałaś projekty, działałaś pod okiem choreografów i twórców, zarówno w kraju, jak i za granicą. Powiedz, które z tych doświadczeń dla Ciebie jako tancerki, choreografki były najbardziej istotne?

Wciąż jestem pod wielkim wrażeniem Isabelle Schad, którą spotkałam podczas Alternatywnej Akademii Tańca w Poznaniu w zeszłym roku. Jej podejście, myślenie o tańcu, fizyczności, ale też społeczeństwie jest niezwykle inspirujące. Było to dla mnie prawdziwe odkrycie, zauważyłam tyle wspólnych płaszczyzn, również w myśleniu na temat świata i społeczeństwa. Od razu zakochałam się także w ruchu, w którym tancerz tak dobrze się czuje. Podziwiam jej (bardzo odważny) akt tworzenia choreografii dla 20 osób – czasy raczej nie sprzyjają tworzeniu spektakli z grupą, która nie pracuje na stale w teatrze, bo tego typu produkcje nie są opłacalne. Isabelle Schad zachwyciła mnie wszystkim – i samą swoją osobą, sposobem w jaki prowadzi próby, wizualnością swoich spektakli, myśleniem o świecie, myśleniem o ruchu, kombinowaniem sztuk walki i wschodniego myślenia (zen, aikdo) z body mind centeringiem.

Zaraz po zakończeniu pracy z Isabelle wyjechałam na rezydencję do Rumunii, gdzie pracowałam nad własną choreografią („GLOBAL WARM{ming} exercise!”). To przygotowywane przeze mnie solo jest związane z wodą, tańcem w wodzie, ale też refleksją-spekulacją – jak by było, gdybyśmy wszyscy teraz żyli w Global Warming Ocean, gdyby doszło do końca świata w postaci zalania lądu. Okazało się, że wszystko to, co proponowała Isabelle dało mi bardzo dużo inspiracji dla mojego ruchu i mojej choreografii.

Natalia Wilk fot. Vanessa Coronel (2)

fot. Vanessa Coronel w ramach researchu Deep Practice, Dahab 2015

Ważna była też współpraca z Marysią Zimpel, która zaprosiła mnie do jej trio “What do you really miss?(3),2” w Starym Browarze. Marysia ma bardzo dużo wspólnych pryncypiów z Isabelle, z tym, że jest tancerzem i choreografem wymagającym sporej świadomości komponowania. O ile u Isabelle czułam się tak dobrze, jakby wszystko było płynącym zen, o tyle u Marysi zaczęłam nabierać dużo większej świadomości tego, co robię; jakie jest moje ciało, jakie są relacje w jego obrębie, a także jak ma się ono do przestrzeni. Przy Marysi zaczęłam pracować techniką Feldenkraisa. Strasznie dużo jej zawdzięczam i czuję, że zupełnie inaczej pracuję jako tancerz właśnie dzięki niej.

Te moje największe inspiracje, jeśli chodzi o osoby, z którymi pracowałam. Oczywiście jeśli chodzi o osoby, które widziałam na scenie inspiracji jest wiele więcej.

Natalia Wilk fot. Mari Bucur

fot. Mari Bucur

Nie tylko tańczysz, ale też piszesz o tańcu, m.in. dla Magazynu Reflektor. Jako widz czujesz potrzebę narracji czy piszesz dlatego, że uważasz, że o tańcu wciąż zbyt mało się pisze?

Kiedyś rzeczywiście tak miałam – myślałam, że trzeba pisać więcej i trzeba też pisać tak, żeby ludzi z tańcem oswoić. Wiem, że ludzie autentycznie boją się tańca, mają opory i sądzą, że nie są wystarczająco kompetentni, żeby go właściwie odbierać. W 2009 roku poznałam Jadwigę Majewską na warsztatach pisania krytycznego i byłam nią zachwycona – tym jak pisze, jaką ma wiedzę na temat tańca. Pod jej okiem dużo pisałam, często prosiłam ją o konsultację.

Przez dłuższy czas miałam poczucie, że trzeba o tańcu pisać i dalej tak uważam. Trzeba pisać, rozmawiać, organizować dyskusje po spektaklach. Z tym, że po pewnym czasie zauważyłam, że trochę mi to przeszkadza. Chcę też tańczyć i przez ostatnie dwa lata staram się bardziej pojawiać na scenie w kontekście tańca, a nie pisania.

Z drugiej strony środowisko tańca w Polsce nie jest tak duże, więc jestem zmuszona pisać o znajomych, a to nie jest komfortowe. Już nie mówię o kwestiach politycznych czy grzecznościowych. Raczej o tym, że mój odbiór w takim wypadku nie będzie obiektywny, bo patrzę na tancerzy przez pryzmat osobistych znajomości.

Pisanie i tworzenie narracji ciągle u mnie istnieje, ale teraz bardziej w kontekście dramaturgicznym – piszę sobie o tańcu dla siebie, na przyszłość, na potrzeby przyszłych realizacji. Ciągle mam potrzebę i dziennikarskie podejście, ale niekoniecznie chcę to publikować.

Natalia Wilk fot. Bartek Barczyk

Kiedy mówimy o Twoich pasjach, muszę zapytać o podróże. Czy rys podróżnika widać w Twoich realizacjach, czy oddzielasz te dwie sfery?

Sama zadaję sobie to pytanie: czy moje podróże mają jakiś wpływ na mój taniec? Paradoksalnie pewnie tak – zmieniają sposób w jaki się ruszam, wpływają na moją odwagę. Podróże na pewno nauczyły mnie zaradności i wierzę, że to się przekłada na pracę sceniczną.

Raz w życiu stworzyłam solówkę – kiedy spotkałam Koena Augustijnena w Krakowie, podczas projektu Dance Moves Cities. Zaproponowałam materiał na temat tego, że chcę być wszędzie: inspirują mnie wszystkie państwa, chcę być na wszystkich kontynentach. Ten materiał się spodobał, pracowaliśmy z Koenem indywidualnie, już niezależnie od projektu. Solówka była o podróżach, ale nigdy nie stworzyłam materiału w nawiązaniu do konkretnego państwa, które odwiedziłam. Nigdy nie chciałam kopiować tego, jak się tańczy w Mongolii, nigdy nie chciałam rekonstruować rytuału weselnego z Iranu, nigdy nie chciałam robić solówki o tym, jak łapie się stopa w Afryce. Myślę, że moje podróżowanie tematycznie nie wpływa na taniec.

Kiedy podróżuję zawsze chcę rozmawiać z ludźmi, pytać o to, jak im się żyje, jak oceniają sytuację polityczną, ile zarabiają, czy są zadowoleni z władz. To pytania związane bardziej z moimi studiami politologicznymi. Chociaż projekt „GLOBAL WARM{ming} exercise!”, mimo iż nie jest związany z podróżami, bardzo dotyczy właśnie spraw społeczno-politycznych. Nie staram się i nie chcę mówić wprost o podróżach – ja nawet mam problem, żeby zrobić slajdowisko ze zdjęciami z wypraw. Nie chcę moich podróżny traktować jako wakacji, bo to są moje bardzo osobiste spotkania z ludźmi, gdzieś tam daleko. Podróże to też chęć konfrontowania wizerunku państw i ludzi kreowanych przez media z rzeczywistością.

Czy te wszystkie doświadczenia się przekładają na sztukę – jeszcze nie wiem.

Natalia Wilk fot. Mari Bucur2

fot. Mari Bucur

Od kilku dobrych lat żyjesz jako freelancerka, od projektu do projektu. Jak organizacyjnie i fizycznie udaje Ci się godzić działania w kompletnie różnych miejscach?

Akurat w tym momencie nie mam żadnej nowej produkcji, a te, które do tej pory zostały zrealizowane, nie są kontynuowane. To jest standardowa sytuacja: pojawiają się fundusze na produkcję, ale nie ma ich na eksplorację.

Ale do tego typu pracy przywykłam. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu, nie mam problemu z permanentnym przenoszeniem się. Rozkłady Polskich Busów znam na pamięć i radzę sobie. Oczywiście wynagrodzenie, jakie dostaję w ramach realizacji to nie są pieniądze, które wystarczą na dłużej, które można odłożyć. Zwykle staram się je inwestować w siebie – w kolejne warsztaty albo podróże. To jest taki tryb pracy, w którym do momentu, kiedy jakoś się kręci – jest fajnie. Idealnie jest, kiedy można płynnie przechodzić od projektu do projektu, ale czasem pojawiają się przerwy – tak jak teraz. Są też plusy takiej niestabilności i przerw, bo kiedy w czasie moich podróży spotykam ludzi, którzy pytają jak znajduję czas na tak długą wyprawę zdaję sobie sprawę, że gdybym miała inny zawód nie mogłabym sobie na takie wyjazdy pozwolić.

fot. Mari Bucur

fot. Mari Bucur

Opowiedz jeszcze o Twoich tanecznych planach najbliższy czas.

Nie wiem jeszcze, ile z moich planów rzeczywiście uda się zrealizować, bo część z nich to na razie tylko założenia. Za kilka dni wylatuję do Egiptu, gdzie spotkam się z ludźmi uprawiającymi taniec w wodzie. Tam zamierzam zrealizować podwodny materiał filmowy, który, mam nadzieję, będzie miał później miniobieg festiwalowy.

Cały czas planuję skończyć pracę nad solo, które zaczęłam przygotowywać w czasie rezydencji w Rumunii, więc aplikuję o kolejne rezydencje. Prawdopodobnie przyszły rok spędzę na wolontariacie europejskim. Będę też kontynuować mój research związany z tematami wodnymi i mam nadzieję, że po zakończeniu gdzieś będzie się dało pokazać moje solo „GLOBAL WARM{ming} exercise!”. Najlepiej, jeśli udałoby się pokazać je w wodzie, a niekoniecznie na scenie.


Natalia Wilk – tancerka-freelancerka. Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu (dyplom 2013) oraz Uniwersytetu Śląskiego na kierunku Politologia (dyplom 2010). Pracowała z Isabelle Schad w Collective Jumps, Marią Zimpel w „What do you really miss? (3),2”, Koenem Augustijnem w Dance Moves Cities, Cosminem Manolescu przy „Fragile” w ramach rezydencji E-motional, re:thinking dance, Pawłem Passinim i Robertem Haydenem w „Dynamika Metamorfozy” w Instytucie Grotowskiego, Robertem Talarczykiem w spektaklu „Open Chopin”, kolektywem Harakiri Farmers przy „STILLE”.

Stypendystka programu „Alternatywna Akademia Tańca” w 2014r., Marszałka Województwa Śląskiego w dziedzinie kultury na rok 2013, oraz programu Rezydencja/Premiera 2012 w Gdańskim klubie Żak, w ramach którego stworzyła solo „Pacierz pokrętny” pod artystyczną opieką Pii Meuthen (Panama Pictures Dance Theatre).

Aktualnie pracuje nad swoim solo „GLOBAL WAR{ming}! exercise” i prowadzi research na temat tańca w wodzie.

W roku 2011 odbyła research w zakresie krytyki tańca na San Diego State University w Californii. Jej życiową pasją jest podróżowanie autostopem – zwiedziła w ten sposób Azję Centralną, Bałkany, Afrykę Zachodnią, Kaukaz, Mongolię itd.

rozmawiała: Hanna Kostrzewska