Seks jakiego nie znamy

O nieheteronormatywnych zachowaniach seksualnych w kinematografii mówi się ostatnio bardzo dużo, przede wszystkim dlatego, że coraz więcej powstaje obrazujących je filmów i są one coraz bardziej odważne. Jednocześnie, co ciekawe, wciąż mało jest na polskim rynku wydawniczym pozycji, w których analizowano by te obszary kina, w których jawnie i odważnie lub też nieśmiało i skromnie przepracowuje się schematy kulturowe (cenną w tym kontekście jest książka „Oblicza kina queer” Małgorzaty Radkiewicz, recenzja tutaj: klik!).

Wydaje się jednak, że kino w tej sferze działa na usługach bojowników o wolność i prawo do kreowania własnej tożsamości w sposób zgodny ze swoimi przekonaniami. Dlatego też publikacje traktujące o podobnych kwestiach prezentują zazwyczaj okoliczności powstania filmów i ich wpływ na inicjowanie przemian społecznych w zakresie edukacji, świadomości i tolerancji. Wygląda na to, że powinno się o tych filmach pisać tak, jak one same chciałyby być opisane. Podobną drogą podąża Paweł Sołodki, autor „Rubieży przyjemności”, który przekonuje nas, że przekraczanie granic w zakresie obrazowania seksualności towarzyszy kinematografii od samych jej początków. To właśnie transgresja stanowi pojęcie, do którego autor wciąż się odnosi, analizując przemiany kulturowe i instytucjonalne związane z przedstawieniami tej sfery życia człowieka.

Poza prawem

Modny ostatnio, ale opisany już dawno przez Bataille’a termin rzeczywiście staje się w odbiorze lektury słowem-kluczem. Jest to jednak wybór zasadny. Za pomocą żadnej innej kategorii, a już na pewno nie za pomocą przestarzałego i mocno naznaczonego piętnem psychoanalizy tabu, nie można by lepiej opisać wybranego przez Sołodkiego obszaru kultury. Interesują go bowiem wszelkie przejawy nieodpartej chęci człowieka do przekraczania granic. Ciągły pęd ku innemu, bardziej szokującemu, jest też wpisany w narrację książki, co nadaje jej płynność i dynamikę, tym samym angażując uwagę czytelnika w sposób niezwykły dla publikacji o charakterze naukowym. Ma ona wartość poznawczą i edukacyjną, ale pozbawiona jest „ciężkiego”, akademickiego sposobu prezentowania problemu.

zdjęcie 1

Trzeba oddać autorowi, że stara się przedstawić zjawisko w możliwie najbardziej kompleksowy sposób. Ambicje Sołodki miał duże, ale zamiar jest w sposób naturalny karkołomny. Wielość kontekstów sprawia, że przedmiot analizy, czyli interesujące nas filmy schodzą na drugi plan, ustępując miejsca rozważaniom na temat historii. Autor „Rubieży przyjemności” pozostaje zatem wierny dominującej tendencji opisu i analizy filmów przez okoliczności, w jakich powstawały oraz trafiały na ekrany kin i telewizorów. Stanowi to jednocześnie zaletę, jak i wadę publikacji.

Z jednej strony możemy z „Rubieży przyjemności” dowiedzieć się wielu interesujących faktów (i nie jest to tylko wyświechtany frazes, bowiem ilość wygrzebanych przez autora informacji jest imponująca) dotyczących sytuacji Stanów Zjednoczonych w ubiegłym wieku oraz okoliczności funkcjonowania kinematografii w każdej jego dekadzie. Z drugiej strony Sołodki zatrzymuje się w opisie praktyk twórców filmowych i przeszłości USA właściwie na latach 80. XX wieku, pomijając niezwykle interesujące współczesne niezależne kino amerykańskie. Próba opisu tak obszernego działu kina zwykle prowadzi autora na manowce, gdyż charakterystyka zjawiska z konieczności będzie wymagała daleko idących uogólnień i tylko kontekstowego, zawężonego do minimum przedstawienia niektórych tendencji, nurtów czy gatunków.

O czym mówimy, kiedy mówimy o seksie

Nawet w momentach, w których Sołodki poświęca uwagę samym filmom, nie potrafi się ustrzec od dygresji. W efekcie ostatnia część publikacji poświęcona analizie kilku zaledwie filmów, mających być reprezentatywnymi dla poszczególnych tendencji, jest najsłabszym punktem książki. Przywołane dzieła analizowane są raczej jako przykłady dla grupy filmów podejmujących dany temat, aniżeli omawiane w rzetelny, filmoznawczy sposób. Problemów nastręcza również zupełnie niepomocny spis treści. Brakuje w nim rozpisania na podrozdziały, przez co treść, już dość potoczysta, zupełnie się rozmywa.

zdjęcie 2

Problematyka podjęta w książce jest jednak tak atrakcyjna, że przyćmiewa mankamenty publikacji. Paweł Sołodki bardzo sprawnie porusza się w obrębie prezentowanych przez siebie zagadnień – nie można odmówić mu swobody, z jaką opisuje kino dla wielu gorszące i niegodne tego, by o nim mówić. Nie są mu straszne filmy wyświetlane w spelunach, drive-in cinemas czy sex-shopach. Z precyzją, ale bez ciekawości voyeura, przygląda się filmom snuff, sexploitation, blacksploitation, twardej pornografii i wielu innym gatunkom czy nurtom podejmującym temat niesubordynacji seksualnej, tzn. zachowań niezgodnych z przyjętymi w danym okresie normami zarówno ich symbolicznej reprezentacji, jak i społecznie akceptowalnych sposobów płciowej aktywności.

Z pewnością „Rubieże przyjemności” stanowią cenną publikację, odkrywającą przed czytelnikami – nie tylko filmoznawcami, ale także kinofilami i pasjonatami historii przemian obyczajowości – obszary kinematografii do tej pory na polskim rynku nieobecne i zupełnie nieeksploatowane.

korekta: Sylwia Klonowska

Paweł Sołodki: Rubieże przyjemności. Niesubordynacja płciowa na obrzeżach amerykańskiej kinematografii, Wydawnictwo Naukowe Katedra, Gdańsk 2015.