Okrutny jesteś świecie! | Animacje Set I
Drugi dzień festiwalu upłynął pod znakiem animacji. Ich pierwszy set przyciągnął do kina Światowid tłumy spragnione niezależnych produkcji. Na sali był komplet. Jest to dowód na to, że Ars Independent się rozwija i otwiera. Jeszcze dwa lata temu w Galerii Ateneum na pokazy animacji przychodziło niewielu widzów, a byli to zazwyczaj koneserzy, studenci, dziennikarze. W tym roku można było spotkać również „zwyczajnego widza”. Nie jest to już hipsterski festiwal dla wybrańców, ale impreza dla każdego, kto kocha kino wszelkiego rodzaju.
Kuratorka sekcji animacji, Natalia Kaniak, nie owijając w bawełnę, zapowiedziała widzom, iż „zostaną rzuceni na głęboką wodę”, bez zbędnych wstępów czy prelekcji będą sam na sam z filmami w czystej postaci, które ich „poturbują”. Zanim jednak nastąpiło owe starcie ze sztuką wysoką, na początek oddano głos Borysewicz, której debiut „I kto by pomyślał?” w groteskowy sposób obnaża naszą polską mentalność. Przejrzeliśmy się w lustrze animacji, a za nerwowym śmiechem ukryliśmy wstyd. Bo każdy mógł w tej animacji dostrzec odrobinę siebie: czy chcemy się do tego przyznać, czy nie.
W festiwalowym katalogu napisano, że zestaw czterdziestu konkursowych filmów łączy spójna estetyka. Moim zdaniem było wręcz odwrotnie, gdyż zaproponowano nam filmy, które wbrew pozorom różniły się od siebie właśnie pod względem estetycznym. I bardzo dobrze, gdyż dzięki temu widz miał okazję zobaczyć różnorodne techniki animacji. Zostały one również stworzone w szerokim spektrum gatunkowym. Trzeba przyznać jedno: pierwszy set był bardzo spójny tematycznie, co sprawiło, że mimo samotnej wędrówki pomiędzy transzami z tytułami, pozostawiono nam ścieżkę okruchów, które odbiorcy wskazywały kluczowe idee animacji.
Uogólniając, dotyczyły one destrukcyjnego wpływu współczesnego świata na ludzkie relacje oraz życie pojedynczych istnień. Pośpiech, praca, rutyna dnia codziennego niszczą bowiem człowieka, który tęskni za naturą i wolnością („Tylko ja tak mam?”). Przyzwyczajenia i brak wzajemnego porozumienia prowadzi często do naszej zguby i samotności w tłumie („Dom”). Jednak kariera, sława i pieniądze zasłaniają nam to co najważniejsze; przyjaźń schodzi na drugi plan („Choban”), a upodobanie hedonizmu prowadzi do zgubnych skutków miłości („Biały las”). W ten sposób człowiek próbuje uciec od szarej rzeczywistości, w której nie potrafi rozmawiać z najbliższą osobą. Dopiero przypadkowe spotkanie daje mu możliwość filozoficznej rozmowy o wszechświecie („Gorączka ozonowa”). Jak w tym brutalnym świecie dorosnąć? – zdaje się pytać „Dziecko morza”, w którym mała dziewczynka próbuje odnaleźć swoją kobiecość. Jak opowiadać o rzeczywistości, bardziej przerażającej niż koszmary, w której media nie pokazują prawdy codzienności („Bieg do tyłu”)? Jak żyć w świecie, w którym nie wiadomo w co wierzyć? Te i wiele innych pytań zadają twórcy pierwszego setu animacji. Problemy zobrazowano w oryginalny sposób, za pomocą ciekawych rozwiązań plastycznych i narracyjnych, które raz w dosadny, raz w subtelny sposób, przemawiały do widza wysublimowaną barwą, fantasmagorycznym kształtem lub przewrotną konstrukcją fabularną.
Każda z prezentowanych animacji podbiła moje serce czym innym: stroną formalną, malarskością kadrów, wykorzystanym gatunkiem czy zaskakująca puentą, ale dwie zasłużyły na szczególną uwagę. Pierwsza to „Zęby” w reżyserii Toma Browna i Daniela Graya, które wyróżniają się na tle pozostałych filmów ze względu na czarny humor i mroczny klimat makabreski. Perfekcyjnie snuta opowieść o fascynacji własnym uzębieniem przynosi widzowi dużo uciechy, ale i wpędza w konsternację. Narracja łączy w sobie inteligentną anegdotę z życia ze swego rodzaju naukowym wywodem, w którym bohater wspomina rozwój swoich perwersyjnych zainteresowań. To kontrastowe zestawienie sprawia, że aptekarska dokładność opisu makabrycznych detali uwypukla absurd tej historii, co doceniła cała sala.
Druga animacja poszła w zupełnie inną stronę i w pozornie sielankowej opowieści zawarła mocny przekaz o walce o wolność słowa. „Bieg do tyłu” Ayce Kartala w detalach ukrył historię tureckich protestów z 2013 roku, i dopiero ścieżka dźwiękowa, zbudowana z prawdziwych odgłosów zamieszek, prawdziwe ofiary narysowane komiksową kreską oraz końcowe napisy uświadamiają wymiar polityczny i ciężar ideowy filmu.
Animacja jest formą sztuki, która daje twórcy filmowemu nieograniczone możliwości wyrazu za pomocą różnorodnych środków ekspresji. Nie chodzi jedynie o narzędzia typu montaż czy kompozycja kadru, ale także malarskość obrazu, którą reżyserzy wykorzystali w stu procentach. „Dziecko morza”, „Choban” oraz „Gorączka ozonowa” hipnotyzowały swoją stroną wizualną i wprowadzały widzów w alternatywną rzeczywistość. „Bieg do tyłu”, „Zęby” zaś wciągały historią i przekazem. Z seansu wyszłam odmieniona. Może nie „poturbowana”, jak zapowiadano na początku, ale na pewno poruszona. Pierwszy zestaw animacji rozbudził apetyt na kolejne, a jak wiadomo – apetyt rośnie w miarę jedzenia.
korekta: Paulina Goncerz