Na Pęd!
Krótkie zapiski odbiorcy spektaklu „Uroda życia” w reżyserii Karoliny Garbacik/Podlaskie Stowarzyszenie Tańca/Studio Działań Kreatywnych DanceOFFnia.
3 lipca, godz. 19.00
Dyskretnie oświetlona sala Teatru Tańca i Ruchu Rozbark. Powoli wypełniająca się widzami, zasiadającymi po każdej stronie usytuowanej na środku przestrzeni kubicznej konstrukcji. W jej wnętrzu zespół muzyczny, przygrywa – coś na kształt melodii przedwojennych, a może po prostu dźwięków – przeciągłych, nostalgicznych, jakby z oddali przypływających. Po chwili światło przygasa. Zza znajdującej się od strony wejścia amfiteatralnej publiki wylewa się morze wielkich białych balonów. Szybują delikatnie w powietrzu. Opierają się ciężkiej grawitacji upalnego lipcowego dnia. Zawisają na moment gdzieś w górze, by po chwili bezszelestnie opaść na ziemię, nie wydając żadnego dźwięku. Biała parada balonów przynosi ze sobą na scenę również tancerzy (Alicja Gościewska, Anna Łaskarzewska, Olga Skvortsova, Adam Bartoszewicz, Kamil Wawrzuta, Paweł Zaufal). Ubrani w białą, przylegającą do ciała bieliznę, stapiają się z powietrznymi rekwizytami, równie lekko rozpoczynając swoją obecność na scenie.
Ruch odbywa się wokół centralnie ulokowanych muzyków. Całość rozpoczyna solo Pawła Zaufala, krótka potyczka lekkości i skoków oraz przywołującego do porządku rytmu, wiodącego kolejno następnych tancerzy w koło. Każda kolejna osoba, choć najpierw idąca spokojnie, nieśpieszne, własnym rytmem, zauważając kolejne osoby ich wyprzedzające, przyspiesza. Krok przechodzi w trucht, trucht w bieg, bieg w pęd. Taneczny napęd niepostrzeżenie staje się zasadą choreografii, ale i dominującą jakością ruchu tancerzy. Do tego dołączają elementy tańca współczesnego, partnerowania, obroty, skoki. Niezwykle wymagający sprawdzian dla tancerzy, którzy w równym stopniu sprostali tej wymagającej zbiorowej kreacji.
Wirujący korowód zaczyna w swym wnętrzu przyjmować kolejne formy. Dostrzegamy kobiety i mężczyzn, rywali i rywalki, solistów i jednolite grupy. Szczęśliwie tancerze zatrzymują się na moment tuż koło mnie. Oddychają ciężko, ustawieni w jednej linii, przypominają falującą oddechem białą linię, po której spływają stróżki potu. Po chwili podparcia się o kolana, odpoczynku, prostują się ze wzrokiem skierowanym przed siebie. Wyścig zaczyna się na nowo. Teraz jednak przed naszymi oczyma rozgrywają się drobne scenki. Partnerowania w parach. Kto okaże się w tym biegu bardziej wytrwały – kobiety czy mężczyźni? Na chwilę sprzymierzone płcie zaczynają wirować z kolejnym rekwizytem – białymi papierowymi spódnicami na sztywnych stelażach z drutów. Przystawiają kolejne formy do własnych ciał, szukając dopasowania, zgodności. Ich dotąd pozbawione wyraźnej mimiki twarze odziewają natomiast grymasy, fochy, egzaltację, znudzenie, obrzydzenie. Po krótkiej pantomimicznej serii póz wszystko powraca do znanego biegu, a raczej pędu spraw.
Po chwili orientuję się, że wszystko staje się w tym pędzie lekko nierealne. Białe balony od dawna już spoczywają na ziemi, jednak coś nadal unosi się w sali. Anna Wojtecka wykreowała przestrzeń, w której widz może na chwile osiąść, zasklepić się, wprawiając się w lekko oniryczny nastrój, odczuwając własną czasowość. Z przestrzeni tej jednak dobiega coś jeszcze, co również nie pozostawia widza obojętnym. Za ruchem tancerzy, wewnętrznie migoczącą różnymi odcieniami gonitwą, podążają bowiem czujne dźwięki w wykonaniu Nataszy Topor i Bez Różu Ani Rusz. Pozornie transparentni, ukryci we wnętrzu konstrukcji, emanowali jednak silnie nastrajającą muzyką. Wyspecjalizowani w muzyce retro przywołali nastrój, jaki wynikał z przedwojennych inspiracji spektaklu. Wtórował temu obraz Nory Ney, pochodzącej z Podlasia gwiazdy przedwojennego kina w realizacji Pawła Dudko – obraz uwspółcześniony, ukazujący na ekranach fragmenty twarzy, ciała, jakby migawek wyjętych z filmu. Niekonieczny, choć wizualnie spójny z całością spektaklu. Godz. 20.00. Trochę nie dowierzamy, ale spektakl kończy się. Zatrzymani w pędzie tancerze, muzyka, której dźwięki się rozpływają aż do zupełnej ciszy. Światło nieznacznie się rozjaśnia. Artyści w spoczynku, czekają na oklaski. Widzowie nieporuszeni, czekają na ciąg dalszy. Oklaski. A gdzie ciąg dalszy?
4 lipca, godz. 12.00
Zakład pracy, a w nim kolejny zwykły dzień. W pamięci pozostaje wstrzymany pęd. Codzienna gonitwa powraca, lecz tak bardzo chciałoby się ją na moment unieruchomić, wypełnić dużą ilością białych balonów, unieść lekko ponad ziemię i przypatrzeć się, uronionej w ten sposób ukradkiem chwili wytchnienia. We wspomnieniu ostatniego dnia, oprócz samego spektaklu Karoliny Garbacik, pozostaje również możliwie najprościej ujęta odpowiedź artystki (udzielona w czasie spotkania pospektaklowego) na pytanie o inspiracje do powstania pracy – ta pojawiła się w czasie, gdy jej zawodowe życie ogarnęło szybkie tempo, mnogość projektów i realizacji. W ten sposób również na scenę przedostały się problemy pędu życia, braku czasu, rywalizacji, pogoni. „Uroda życia”, choć niesie w sobie wiele walorów scenicznych i reżyserskich, ujmuje przede wszystkim szczerym i nieskomplikowanym ujęciem tematu. Chęcią zrealizowania spektaklu z potrzeby odpowiedzenia na aktualny stan twórczy, potrzebę zatrzymania się, opowiedzenia o czymś bardzo uniwersalnym, obecnym (i nieobecnym jednocześnie przez nieustanny niedobór czasu) w życiu każdego niemal widza. Podprogowe działanie „Urody życia” pozostawia bowiem to przyjemne uczucie obserwowania zwolnionego filmu, zatrzymanej chwili, z którą wychodzimy z teatru. Bez konieczności tropienia innych nawiązań, inspiracji, kontekstów*. Spektakl gorąco rekomendowany wszystkim zagonionym, zarobionym, zagnanym w pęd.
NA taki PĘD warto pójść do teatru.
* Z recenzenckiego obowiązku: Spektakl powstał w ramach międzynarodowego projektu, przygotowanego na festiwal Inny Wymiar, w ramach projektu Wschód Kultury. Tytuł spektaklu został nadany w odniesieniu do powieści Stefana Żeromskiego o tym samym tytule (1912 r.) oraz adaptacji filmowej z 1930 r. w reż. Juliusza Gardana. Istotną postacią, która inspirowała Karolinę Garbacik podczas powstawania spektaklu była historia dobrze zapowiadającej się gwiazdy kina przedwojennego, pochodzącej z Podlasia Nory Ney, córki właściciela fabryki włókienniczej. Niespełniona kariera to jeden z wyjściowych punktów do pytań o to, co umyka, gdy nasze życie przyspiesza i dajemy wciągnąć się w pęd życia? Kształt spektaklu planowany był od początku jako efekt spotkania kilku mediów i współtwórców – scenografa, Anny Wojteckiej, muzyków – Nataszy Topor i Bez Różu Ani Rusz oraz autora wizualizacji Pawła Dudko – kooperacji sprawdzonych i spójnych pod względem wrażliwości scenicznej, co znalazło odzwierciedlenie w klarownej i działającej na zmysły przestrzeni spektaklu „Uroda życia”. Natomiast konteksty historyczne i lokalne akcenty zdają się być efektem potrzeb organizacyjnych i produkcyjnych, nie mniej włączają się w estetyczny kształt całości.
„Uroda życia” // Podlaskie Stowarzyszenie Tańca/ Studio Działań Kreatywnych DanceOFFnia // 3 lipca 2015 r.
Koncepcja i choreografia: Karolina Garbacik
Muzyka: Natasza Topor i Bez Różu Ani Rusz
Scenografia i kostiumy: Anna Wojtecka
Multimedia i instalacje: Paweł Dudko
Kreacja i taniec: Alicja Gościewska, Anna Łaskarzewska, Olga Skvortsova, Adam Bartoszewicz, Kamil Wawrzuta, Paweł Zaufal