Ukryte obrazy słowiańskiej mitologii – o wystawie Anny Puszczewicz-Sidłok
Mity są niejasne, są fantastycznymi obrazami ukrytymi w podświadomości, zamkniętymi w myślach społeczeństwa; wrażeniami jednostek, złudzeniami i snami. Opisują postaci, miejsca i historie mówiące nam o tym, co się wydarzyło, a także o tym, co dopiero się wydarzy. Spośród niewyklarowanych przebłysków widzialności Anna Puszczewicz-Sidłok wyłowiła to co ulotne i mgliste.
Linoryt to szczególna technika pozwalająca w surowej formie oddać bardzo określoną nastrojowość. To właśnie połączenie linorytu z tajemniczymi, organicznymi kształtami otwiera przed nami pola społeczno-historycznej wyobraźni symbolicznej. Wybór techniki jest zawsze istotnym elementem wpływającym na całość dzieła – to co akceptowalne przy onirycznej kreacji niekoniecznie zgrałoby się ze społeczną dokumentacją. Dlatego dobór klasycznej formy warsztatowej połączony z ulotną formą wyobrażeń mitycznych jest strzałem w dziesiątkę. Wiele już było prób wizualizacji mitologii, tak słowiańskiej, jak i greckiej, nordyckiej, iberyjskiej metodą fotografii, fotomontażu, grafiki komputerowej a nawet za sprawą malarskich eksploracji. Linoryt na wystawie Anny wydaje się całkowicie uzasadniony i podyktowany wewnętrzną potrzebą zmierzenia się artystki z warsztatem i procesem twórczym.
Wykorzystane podczas tworzenia tkanki roślinne, liście, pnącza i łodygi bezpośrednio wpływają na ostateczny efekt prac. Demony wyłaniające się z grafik, podobnie jak ich historyczne odpowiedniki, powstają z ziemi, wody, korzeni drzew i kwiatów. Rozwijają się nie tylko dzięki podaniom ludowym, ale także dzięki ciągłym mirażom żywej materii w przyrodzie. Ludy, podobnie jak bohaterowie ich nocnych opowieści, żyją pośród lasów i jezior, ukryci między cieniami, skąpani w wodnej otchłani wierzą w ponadnaturalne siły, które kierują ich życiem i śmiercią. Chłopi uzależniają plony od bożków i demonów zbiorów, a dzieci boją się istot gorszych niż potwory ukryte pod łóżkami. Nie ma nic bardziej niepokojącego niż koszmary czające się w ciemnych pokojach, piwnicach i na strychach; na łąkach, polanach i w wąwozach. Czasami natrafiamy na nie podczas urlopu w górach, a innym razem wyłaniają się z linorytów w galerii.
Na szczególną uwagę zasługuje również dodatkowa instalacja, umieszczona w osobnej sali, będąca zwieńczeniem całości wyobrażenia artystki. Kontynuacja motywów roślinnych rozszerza się tutaj o wanitatywne nawiązania do śmierci, przemijania i rozpadu. Ukryte pośród liści i roślin fragmenty kości, jak niepokojące w leśnym runie znalezisko, odsłaniają przed nami zakryte już przez czas wydarzenia graniczne. Niepokojąca mogiła, przeniesiona do galerii sztuki, przypomina nam o tym, co naturalne, co ukryte poza granicami miasta, o tym, czego nie spotkamy, błądząc po chodnikach i placach wielkich metropolii. Ale jeśli już znajdziemy się w dzikim lesie, zgubimy ścieżkę i pozostaniemy z przebijającym się spomiędzy liści światłem, natrafimy na pozostałości po poprzednich życiach zwierząt i ludzi. Odseparowana od działań artysty roślinność wykazuje niezależną żywotność – rozwija się w swoim tempie, by okrywać to co martwe i nieruchome.
Wystawa Anny zasługuje na szczególną uwagę, nie tylko ze względu na formę i warsztat, ale także ze względu na ulotność, przy jednoczesnej niezmienności wyobraźni. Mimo że z Muzeum Historii Katowic (Wydział Grafiki) zniknęła 2 lipca, jej hasła i idea pozostaje wiecznie żywa. Zachęcam do zapoznania się z twórczością Anny Puszczewicz-Sidłok, śledzenia jej prac, a przede wszystkim do pogłębionej refleksji na temat twórczości opartej na społecznych wyobrażeniach przefiltrowanych przez indywidualne spojrzenie.
zapraszamy do zapoznania się z twórczością Anny Puszczewicz-Siodłok TUTAJ.
korekta: Paulina Goncerz