Strzał w 10. Nieletnie piosenki

Nie trzeba być dorosłym, żeby robić dobrą muzykę. Z okazji dnia dziecka redakcja działu muzycznego wspólnymi siłami postanowiła zebrać ulubione nieletnie (co wcale nie znaczy dziecięce) utwory. W zestawieniu znalazło się miejsce zarówno dla Mozarta, jak i Britney Spears. Naszą dziesiątkę łączy fakt, że wszyscy zgromadzeni tu twórcy w momencie premiery utworu mieli mniej niż 18 lat. Wszystkich piosenek możecie posłuchać w playliście na końcu tekstu.

nieletniamuzyka

King Krule – „The Noose Of Jah City” (17 lat)

Rudy, chudziutki Brytyjczyk, który głosem głębokim jak studnia zamknął festiwal Tauron Nowa Muzyka w 2012 roku. W kościele ewangelicko-augsburskim widownia padła na kolana (metaforycznie, oczywiście) przed talentem Archiego Marshalla. I mimo że odtąd minęła tylko jedna płyta, ten koncert wystarczył, żebym zawsze i wszędzie wystawiała świadectwo wiary. Jedno jest pewne – chłopak ze starcia z mutacją powrócił z tarczą.

MP

Arctic Monkeys – „Bet You Look Good on the Dancefloor” (17 lat)

„Bet You Look Good on the Dancefloor” to wciąż jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy z przedmieść Sheffield. Kapela rozpoczęła swoją działalność w 2002. Dwa lata później członkowie Arctic Monkeys (Alex Turner, Jamie Cook, Andy Nicholson, który opuścił zespół w 2006 i został zastąpiony przez Nicka O’Malleya, i Matt Helders) po paru występach, własnym sumptem, wypalili na płytach CD dema. Rozdawali je za darmo podczas koncertów. Mieli wtedy po 18 lat. Wkrótce po tym pierwszy fan wgrał płytę do internetu. Nadał jej nazwę „Beneath the Boardwalk”, od klubu w Sheffield, gdzie sam otrzymał krążek. Album stał się hitem – Arktyczne Małpy uczynił jednym z pierwszych zespołów, które wypromowały się dzięki internetowi (a właściwie zostały wypromowane – przez fanów). Płyta zawierała m.in. takie przeboje jak „Bet You Look Good on the Dancefloor”, wydany potem jako singiel pod szyldem Domino, czy „Fake Tales of San Francisco”, który pojawił się także na ich pierwszej epce „Five Minutes with Arctic Monkeys”. Oba te utwory trafiły na debiutancki album z 2006 roku „Whatever People Say I Am, That’s What I’m Not”. Chętnie do nich wracam. Choć ostatni krążek Arctic Monkeys „AM” zachwyca mnie bardzo, to czasem tęsknię za tym garażowym, niedojrzałym, organicznym graniem, pełnym nieokrzesanych gitar, szaleńczej wręcz perkusji, i za tekstami jeszcze młodzieńczymi, brudnymi, takimi do wykrzyczenia.

SM

The Runaways – „Cherry Bomb” (16–17 lat)

Tak oto rock, tradycyjnie kojarzony z męską dominacją, zmienił swe oblicze. Przybrał twarz drapieżnej nastolatki, wyzwalającej swoją seksualność, niewstydzącej się młodości, nieczującej się gorzej od chłopaków. I wanna be where the boys are – śpiewała Joan Jett, nie mając pojęcia, że wiele lat później zawędruje dokładnie tam, gdzie są najfajniejsze chłopaki na świecie – do Rock’n’Roll Hall of Fame.

MP

Lorde – „Royals” (17 lat)

Kto z Was domyśliłby się, że ten potężny głos należy do zaledwie siedemnastoletniej Nowozelandki? „Royals” to jeden z tych utworów, które spodobały się zbyt dużej liczbie osób, i przez to taka sama rzesza go znienawidziła. Można hejtować, można się śmiać i robić memy (od kiedy pojawiła się Lorde, linijki nabrały osobowości). Nie zmienia to faktu, że hit Lorde wkręca się lekko niczym śruba w reklamie Ikei. Od 2013 roku chodzi za mną ten slackerski vibe, a przeciągane sylaby refrenu co rusz powracają z otchłani pamięci.

Britney Spears – „…Baby One More Time” (17 lat)

Ach, cudowne lata szkoły podstawowej! Nie miał znaczenia fakt, że Britney sama była dzieckiem. Nie miał znaczenia fakt, że śpiewała o pojęciach mglistych dla jedenastolatków. Tym bardziej nie miał znaczenia jej seksowny szkolny uniform – kochaliśmy ją i tak. Utworem „…Baby One More Time” Britney wywalczyła sobie pozycję zarówno w sercach rzeszy nastolatków, jak i na międzynarodowej scenie muzycznej. W wyniku milionów zawirowań pozostała jeszcze silniejsza. Jakkolwiek niepoważne wydawałyby się nam nasze dziecięce upodobania, to właśnie one wyniosły Britney na szczyt.

MP

Charli XCX – „Emelline” (16 lat)

Charli XCX, znana przede wszystkim ze wspaniałego featuringu z Iggy Azaleą, nagrywała jeszcze  na długo przed tym, kiedy „Fancy” pojawiło się w rozgłośniach. Może i przypomina Lorde z wyglądu, jednak forma, którą wybrała od samego początku, jest odmienna – zadziorny, dynamiczny pop, w którym elektroniczne wstawki walczą o uwagę słuchacza z radosnym, dziewczęcym wokalem. „Emelline”, utwór z pierwszej epki artystki, to pigułka jej stylu – szczególnie ciekawa, bo nieznana.

MP

Kasabian – „Sniffing Glue” (16 lat)

Kasabian, a właściwie Saracuse, bo tak się z początku nazywał, to zespół założony w 1997 przez szesnastoletniego wówczas Toma Meighana oraz Sergia Pizzorna, Chrisa Karloffa (opuścił zespół w 2006, obecnie zastępuje go Ian Matthews) i Chrisa Edwardsa. Popularność zyskał jednak dopiero wraz z debiutanckim albumem „Kasabian” z 2004 roku, a zwłaszcza z jego trzecim singlem (wciąż jednym z najpopularniejszych utworów) „Club Foot”.

Wszystkie wcześniejsze nagrania i epki są mało znane i słabo dostępne. Nie są to też najlepsze utwory zespołu. Warto sobie jednak posłuchać – dowiedzieć się, jak chłopaki zaczynali i co sprawiło, że BMG Records zdecydowało się wydać ich album, który potem przyniósł grupie sukces na arenie międzynarodowej. „Sniffing Glue” to kawałek z 1999, jeszcze spod szyldu Saracuse – słyszycie ten potencjał?

SM

The Dumplings – „Nie słucham” (16, 17 lat)

Justyna Święs to rocznik ’97 (w tym roku skończyła 18 lat). Kuba Karaś jest od niej zaledwie rok starszy. Myślę, że nikomu nie trzeba przybliżać historii – byli przecież chyba najgłośniejszym debiutem ubiegłego roku, a ich płyta „No Bad Days” otrzymała w tej kategorii Fryderyka. Mnie ujęli swoją świeżością, energią, a zarazem jakością tworzonej muzyki. Jeśli jeszcze ich nie znacie, to koniecznie musicie nadrobić zaległości – a jeśli tak, to sami przyznacie, że warto przesłuchać ich twórczość jeszcze raz.

SC

Willow – „F Q-C #7” (15 lat)

Zapomnijcie o „Whip My Hair”. Willow Smith, pozbywszy się nazwiska swojego sławnego taty, symbolicznie rozpoczęła nowy etap w karierze (w wieku 15 lat!), prezentując światu piosenkę, której pozazdrościć jej mogą największe gwiazdy R&B. Willow nie jest tu ani dzieckiem, ani nastolatką, próbującą udawać dorosłą. To po prostu piętnastolatka, która nie potrzebuje udowadniać swojej fajności (I’m just climbing on trees and skipping my class now, don’t place your blame on me). Chciałoby się napisać, że rośnie nam druga Beyoncé, że oto fajniejsza wersja Rihanny (tej w najlepszych, najbardziej zadziornych momentach), ale to wszystko za mało. Willow jest jedyna w swoim rodzaju, a jedyną wadą „F Q-C #7” jest to, że trwa tylko dwie minuty.

W.A. Mozart – „Symfonia nr 25 w g-moll KV 183” (17 lat)

Jego nie mogło tu zabraknąć. Wiadomo, cudowne dziecko. Urodził się w 1756 roku, a w 1761 skomponował swój pierwszy utwór – „Menuet i Trio KV 1”. Rok później wybrał się w artystyczne tournée – to pierwsze koncerty na dworach, w arystokrackich pałacach… Pełnoletniość osiągnął w roku 1774 i wtedy na swoim koncie miał już ponad 200 utworów (warto dodać, że pierwszą symfonię skomponował w wieku zaledwie 8 lat). Jako przykład jego muzyki z lat nieletnich (a trudno przy takiej liczbie dzieł mówić o świadomym wyborze tego najlepszego, skoro każde jest na swój sposób wspaniałe i urzekające) polecam przesłuchanie bardzo dynamicznej „Symfonii nr 25 w g-moll KV 183” z roku 1773 – Wolfgang Amadeusz Mozart miał wtedy jakieś 17 lat.

SC

Korekta: Karolina Soja