Sobota z monodramem w Teatrze Rawa | relacja
Sobota z monodramem, która odbyła się 18 kwietnia w katowickim Teatrze Rawa, to prawdziwe święto jednego aktora. Przyjacielska, niezobowiązująca atmosfera T.Rawy witała swoich gości od samego progu. Program wieczoru obejmował dwa spektakle z repertuaru teatru, odgrywane na deskach kameralnej sceny. O godzinie 18:00 stand-up: „Randka, czyli seks na dopingu”, o 19:15: wielokrotnie nagradzany „Katechizm Białego Człowieka”.
Randka, czyli seks na dopingu
autor: Andrzej Rozmus
reżyseria: Hubert Bronicki
występuje: Andrzej Rozmus
Spektakl „Randka, czyli seks na dopingu” nie jest klasycznym monodramem. Wyreżyserowane przez Huberta Bronickiego (dyrektora artystycznego Teatru Rawa) przedstawienie jest luźno potraktowanym komediowym stand-upem; formą, która w Polsce nie jest popularna, przynajmniej na teatralnych deskach. To godzinny popis Andrzeja Rozmusa, znanego z krakowskiego Narodowego Teatru Starego im. H. Modrzejewskiej. W rezolutnej, ironicznej formie opowiada on jak naprawdę wygląda życie w artystycznym, aktorskim półświatku i w środowisku celebrytów. Wyśmiewa codzienne zjawiska (jak klaszczą politycy?) i stereotypowe zachowania w relacjach damsko-męskich. Z występu dowiadujemy się między innymi, że kobiety pragną nieosiągalnego, mężczyźni są naprawdę prości w obsłudze, a trudy randkowania sprowadzają się do wyboru odpowiedniego filmu. Nie brakuje też rozterek rodem z rodzinnych wakacji i typowego „Polaka za granicą”.
Show Rozmusa to bardzo lekkie przedstawienie, nie pozostawiające miejsca na wydumane interpretacje. Autorski pomysł, pełen humorystycznych myśli, czasem kąśliwych żartów, zostaje podany w prostej, choć wdzięcznej formie. Pewnym jest, że idea stworzenia spektaklu w tej konwencji była ryzykowna i niełatwa do zrealizowania. Bawiąc się odmianą komediową, jaką jest stand-up, łatwo otrzeć się o sztuczność. Niewybredne uwagi i żarty nie były odbierane przez widownię z niesmakiem, a jedynie z przymrużeniem oka. Jest to bezsprzeczną zasługą aktorskiego kunsztu. Naturalna i bardzo energiczna gra uratowała„Randkę…”przed monotonią oraz wprowadziła widzów w swobodny nastrój.
Za wielki plus należy uznać stworzoną przez Andrzeja Rozmusa bogatą interakcję z publicznością.
„Randka, czyli seks na dopingu” to z pewnością nowatorski pomysł odbiegający od niesławnych występów kabaretowych. Przedstawienie może nie powala warstwą tekstową, za to wyróżnia się szczegółowym dopracowaniem reżyserskim i aktorskim. Wyśmienicie spełnia rolę humorystycznej i beztroskiej odskoczni od pompatycznych teatralnych adaptacji lektur czy zaangażowanych dramatów. Zapewnia za to idealną na sobotni wieczór rozrywkę na rzeczywiście wysokim poziomie.
Katechizm Białego Człowieka
autor: Jarosław Murawski
reżyseria: Mirosław Neinert
występuje: Hubert Bronicki
Tekst Jarosława Murawskiego przesycony jest problematyką społeczno-religijną, która w sferze publicznej wywołuje najwięcej emocji. Szeroki wachlarz zjawisk jak: homofobia, rasizm, ksenofobia, w dyskursie przypisywana środowiskom prawicowym, zestawiona zostaje z obroną wartości etycznych, duchowych, wykraczających poza konkretną religię czy kulturę. Autor tekstu, mimo do bólu bezpośredniego języka, stara się nikogo nie obrazić i zachować wrażenie równowagi. Ryzykowna i przewrotna forma sztuki mogłaby jednak zostać potraktowana zbyt dosłownie i stracić swoją sarkastyczną wymowę. Twórcy spektaklu porywają się na coś niezwykle trudnego; zabieg, który zwykle z góry skazany jest na porażkę. Jednak dzięki komediowej formie, wybiegowi sprowadzeniu wszystkiego do absurdu, udaje im się to znakomicie. Wyreżyserowany przez Mirosława Neinerta monodram ukazuje stereotypowego Polaka-katolika, ze swoją płytką religijnością i radykalnymi poglądami, nie piętnując przy tym samej instytucji wiary. Postać Piotra Gawrona (tu genialna rola Huberta Bronickiego), katolickiego akwizytora, zdaje się niezwykle autentyczna, mimo swojego przerysowania. Oto entuzjastyczny organizator pielgrzymek, który potrafi porwać za sobą tłumy niczym wytrawny trener osobisty, używając zresztą tych samych technik.
Tłem monodramu jest dość prosta historia: trwa zbiórka organizowana przez firmę „Pielgrzymka z Klasą Piotr Gawron sp. z o.o.”. W rolę przyszłych pielgrzymów „wciągnięci” zostają widzowie. Opiekunem wprawy ma zostać wychwalany ksiądz Marek, telefonicznie donoszący o ciągłych opóźnieniach autokarów. Bohater spektaklu próbuje zająć zebranych rozmową. Zaczynając od niewinnych pytań i spraw organizacyjnych, zapuszcza się coraz bardziej w stereotypy, wygłaszając przy tym płomienne przemowy. Organizator zapewnia, że nocleg odbędzie się w polskim hotelu „Pod strzechą”, gdzie podany zostanie polski schabowy. Zastanawia się także, czy należy modlić się przed zjedzeniem kebabu, skoro to danie muzułmańskie. Od tego miejsca wywody stają się coraz bardziej niepoprawne, nieokiełznane i paranoiczne, miejscami już kłócące się ze stanowiskiem Kościoła. Hubert Bronicki gra z wielką ekspresją, w przerysowany sposób, ośmieszając nieco swoją postać, nadmiernie gestykulując i miotając się po całej scenie. Dzięki tym wybiegom łatwiej widzowi nie traktować wszystkiego dosłownie i z pełną powagą. Mimo przeważającej emocjonalności Bronicki potrafi być w tej roli także wyważony, momentami tragiczny czy liryczny. Od początku wchodzi z publiką w interakcję, przez całe przedstawienie świetnie nawiązuje kontakt z widzami, prowokując ich do częstego śmiechu, spontanicznego współtworzenia spektaklu.
Fenomenalnie odtworzony i zaadaptowany tekst prowadzi widza przez niełatwą drogę własnych oraz narodowych uprzedzeń i fobii. Ostro zderza z lękiem przed niepoprawnością poglądów, własnych czy zasłyszanych. Ukazuje Polskę z widzianą przez Murawskiego, niespójną, niebezpieczną, groteskową. Dzięki ogromnej pracy reżysera i odtwórcy roli wierzę, że tekst zyskał pełnię sarkastycznej wymowy. Śmiech rozbrzmiewający przez cały czas trwania spektaklu upewnia mnie, że został on odebrany jako krytyczny, gorzki komentarz na temat społeczeństwa i jego bezsensownych czasami podziałów, a nie jako utopijne nawoływanie do radykalizacji.
Autor: ANIA ZAKRZEWSKA ur. w 1993 r., studiuje historię sztuki na UŚ, z zamiłowania. Estetka, po nieudanych próbach zostania kierowcą F1, rycerzem jedi i wirtuozem skrzypiec. Bezwarunkowo zakochana w sztuce, teatrze, literaturze, filmie i kotach. Woli magię od realizmu, chyba, że jest to realizm magiczny. Uzależniona od dramatów Tennessee Williamsa i filmów Petera Greenaway’a. Wiecznie spóźniona.
Korekta: Agnieszka Stanecka