News | Kino na Granicy | 2 maja

Drugiego dnia zwolniliśmy tempa. Nie udało nam się wstać na tyle wcześnie, by zobaczyć któryś z filmów wyświetlanych o 9.30. Jednogłośnie postanowiliśmy, że wolimy iść do Lidla i skorzystać z okazji, jaką daje nam 2 maj – otwarte sklepy umożliwiły nam zjedzenie śniadania mistrzów. Potem jednak bezzwłocznie udaliśmy się do Teatru, by zobaczyć słowacki film „Comeback” w reżyserii Miro Remo.

1. Teatr im . Adama Mickiewicza 2. Takie kostki wiszą WSZĘDZIE. Ktoś się musiał napracować. 3. Przed seansem filmu "Comeback" 4. Reżyser "Snu o Warszawie" zaprasza na film.

1. Teatr im . Adama Mickiewicza
2. Takie kostki wiszą WSZĘDZIE. Ktoś się musiał napracować.
3. Przed seansem filmu „Comeback”
4. Reżyser „Snu o Warszawie” zaprasza na film.

Dokument o więźniach, którzy zostają wypuszczeni na wolność i nie bardzo wiedzą, co mają ze sobą zrobić jest filmem bardzo autentycznym. Mało w nim fałszywych nut a atmosfera beznadziei i bezradności (którą czuć również w hicie Filmwebu, „Skazanych na Shawshank”) bezpośrednio przekłada się na monotonię filmowego przekazu. Przyznam, że nie jest to mój ulubiony typ filmu, ale potrafię docenić autentyzm, który bije z obrazu filmowego. Byli więźniowie są wyprani z emocji i pomysłów na życie otwarcie przyznając, że wyrok nie zmienił ich na lepsze. Pobyt w więzieniu jest korzystny, bo w czasie odsiadywana wyroku ma się jakiś cel, ale na pewno nie jest nim resocjalizacja.

Po seansie ponownie przekroczyliśmy czeską granicę po tym, jak dokonaliśmy jednego z tych trudnych festiwalowych wyborów: na który film się wybrać? Doszliśmy do wniosku, że „Sen o Warszawie” będzie filmem mniej dostępnym niż „Carte blanche”, wybraliśmy się zatem do Kina Central na dokument o Czesławie Niemenie. To była raczej zła decyzja. Film niestety jest standardowym dokumentem z gadającymi głowami, laurką oblepioną lukrem i nieudanymi próbami urozmaicenia jej zastanej formuły. Ale ma momenty. Przyjaciele Niemena przypominają na przykład ulubiony suchar opowiadany przez artystę – montaż tego fragmentu to absolutna rewelacja. Może ich żart nie śmieszył, ale ludzie na sali byli rozbawieni.

1. Festiwalowe torby nad brzegami Olzy. 2. Kino Piast.

1. Festiwalowe torby nad brzegiem Olzy.
2. Kino Piast.

Po „Śnie o Warszawie” przeżyliśmy traumę – znowu nie udało nam się zjeść knedlików w „Winiarni u Czecha”. Cel przesunięty został na dzień 3 maja i tym razem zamierzamy go osiągnąć! Zjedliśmy jednak zacne burgery, udało nam się odetchnąć świeżym powietrzem na spacerze brzegami Olzy i dobiliśmy wreszcie do Kina Piast na seans filmów krótkometrażowych. I tu zaskoczenie milion: znów sala pełna ludzi. Na filmach krótkometrażowych! Naprawdę nie wiem, jak organizatorzy to robią – respekt. No i kolejne zaskoczenie: oto tutaj, w cieszyńskim Kinie Piast znalazłam jedne z najwygodniejszych foteli, na jakich siedziałam. Miejsce na nogi jest, głowa ma się jak oprzeć – marzenie festiwalowicza!

Jeśli chodzi o same filmy to przyznaję, że z dużą przyjemnością oglądam zawsze krótkie metraże. Zwykle są odważne, świeże i obrazują historie, które nie nadają się na pełny metraż, ale świecą triumfy w krótkiej formie. I tak obejrzeliśmy „Mlecznego brata”, który swoją estetyką i pomysłem raczej do mnie nie trafił za to „Superjednostka”, w której pokładałam  spore nadzieje spełniła moje oczekiwania. Teresa Czepiec (z którą wywiad możecie przeczytać TUTAJ) świetnie oddała maszynerię budynku, obok którego przechodzę niemal codziennie. Superjednostka wydaje się być perpetuum mobile, nieustannie pracującą jak w zegarku maszyną, sfilmowaną zresztą bardzo adekwatnie i atrakcyjnie. Pewnie jestem nieobiektywna, ale nie czuję się źle z tego powodu.

Dziś uda nam się dotrzeć na pierwszy film dnia, bo nie odpuściłabym sobie czeskiego musicalu. Bez wątpienia pójdziemy też obejrzeć film Chytilowej i zjemy wreszcie wymarzone knedliki. Ahoj!