Podstępem zdobyć spojrzenie – o wystawie Koń Trojański. Bednarek, Blukacz, Naliwajko, Walczak

13 marca, piątek, godz. 18:00. Data nadaje odpowiednio niepokojący ton. W BWA tłum ludzi kotłujących się wokół rozstawionych mikrofonów. Nastrój oczekiwania. Czym jest ten „koń trojański”? Słychać gorączkowe szepty. Gdzie są artyści? Skąd ten tytuł? Skąd tu tyle ludzi? O co chodzi?

fot. Marta Połap

fot. Marta Połap

Sama też jeszcze nie wiem, ale nachodzi mnie entuzjastyczna refleksja – nie spodziewałam się tylu gości. Wystawy rodzimych artystów mają zwykle wspólną cechę – świecą pustkami. Tymczasem  BWA tętni życiem niczym nowojorskie galerie.

W żaden sposób pusta nie jest – podczas otwarcia nie brak także głębokich refleksji na temat tak człowieka, jak i sztuki w ogóle. Kiedy głos zabiera Ingmar Villqist, czyli Jarosław Świerszcz – to duch walki o COŚ, o spojrzenie, o uwagę odbiorcy i jego wrażliwość wydają się unosić w powietrzu. Świerszcz to były/obecny krytyk sztuki, który porzucił pisanie na temat twórczości innych, by samemu tworzyć sztuki i wystawiać je w teatrze.  W chwili obecnej jest kuratorem tej wystawy. Villqist przedstawiając czwórkę artystów mówi o tym, że sztuka, którą zobaczymy jest prywatna i zaangażowana, opierająca się współczesnym trendom. Jest trudna, bo jest powołaniem i postawą społeczną, a nie taką ot, modą. Wspomina nawet o odwadze cywilnej, której wymaga bycie wiernym swojej wizji i jej odzwierciedlanie. Wskazując na te obrazy mówi o stawianiu sobie ważnych pytań i szukaniu na nie odpowiedzi.

Jako że zostaliśmy przez kuratora zaproszeni do osobistej konfrontacji jego osądów z naszym zdaniem, bo odbiór sztuki to również walka, nie sama przyjemność – krótko przedstawię sylwetki artystów.

fot. Marta Połap

fot. Marta Połap

Bednarek – podglądanie brzydoty

Szczątkowe obrazy Eugena Bednarka, choć według Villqista są jak kula śniegu – tętniące siłą kompresyjną, niosą jednak ze sobą widok rozpadu i degradacji.  Trudno nie postrzegać jego twórczości jako sztukę resztek. Wśród tych „odpadów” ludzkiej psychiki albo fragmentów koszmarów sennych każdy znajdzie własny lęk (np. „Pszczółka Maja” Bednarka prześladuje mnie tak jak oczy Agatki z „Krainy uśmiechu”).
Obrazy Bednarka, dziś tworzącego w Niemczech, wpisują się w tamtejszą estetykę pewnej surowości, „brudnych” barw, przyćmionych wizji. Trzeba koniecznie obejrzeć jego stronę internetową i projekty plakatów, ale spotkać się z malarstwem należy tylko w cztery oczy.

http://www.bedart.de/

Blukacz – oszukać oko

Coś majaczy się na obrazach Zbigniewa Blukacza, bawi się perspektywą i zwodzi oglądającego.  Myślisz, że wiesz co widzisz, ale im dłużej się przyglądasz, tym mniej znane stają się kałuże, pola, a może pasy startowe i zarysy nocnego miasta. Blukacz nazwany jest przez Villqista mistrzem koloru i to prawda, świetnie operuje też światłem, co w połączeniu z dużymi formatami jego obrazów tworzy wrota do wybranego świata i pozwala zanurzyć się w jego wizji. W moje oko wpada cykl „Rytmy i tonacje”, a szczególnie obraz, który wydaje się być turpistyczną wersją Degasa z pokurczonymi baletnicami. A co wpadło w Twoje?

Zbigniew Blukacz z cyklu Rytmy i tonacje, 180x280 cm, akryl, olej na płótnie // fot. Marta Połap

Zbigniew Blukacz z cyklu Rytmy i tonacje, 180×280 cm, akryl, olej na płótnie

Naliwajko – nauka patrzenia

Na pierwszy rzut oka jest to… samolot. Gnijący ptak. Upadła statua wolności. No właśnie, czym są „Nekrofagi”? – dobry malarz uczy patrzeć, daje pstryczka w nos kiedy myślisz, że jest to czynność, którą potrafisz od zawsze. Trochę po sokratejsku – podpuszcza i pozwala błądzić, a potem się odnajdywać i reinterpretować to, co było tak oczywiste, że aż utracone. Udziwnia to, co wydaje się „swojskie”. Malarstwo Naliwajki wydaje się być najbardziej klasyczne spośród wszystkich artystów, najbardziej realistycznie ujmujące życie. Jednak nie jest takie oczywiste – diabeł tkwi w szczególe. Piotr Naliwajko daje popis świetnego warsztatu, a także pewnej szczególnej umiejętności obserwacji ludzkiej mimiki, postaw oraz gestów. Ludzkiego ducha w ogóle, bo Naliwajko to nie rzemieślnik, a filozof sztuki. Jego płótno o Achillesie podstępem zdekonspirowanym przed Odyseusza króluje na sali  i wpisuje się w antyczny charakter tematu przewodniczącego całej wystawie. Lecz nie tylko tyle ma do zaoferowania. Jeśli więc umknie wam wystawa „Koń trojański” to koniecznie odwiedźcie artystę w jego pracowni w Miejskim Domu Kultury w Chorzowie Batorym.

image008

Piotr Naliwajko – Achilles ukrywający się w kobiecym przebraniu pośród córek Likomedesa, rozpoznany przez Odyseusza

Walczak – oko na ostrzu noża

 Nie jest to artysta jednorodny – jego obrazy są albo łudząco odarte z emocji, trzymane w ryzach oszczędnych pop-artowych form, albo wybujałe i szalejące jak groteskowe ilustracje z mrocznej baśni.  Tak czy inaczej, Ireneusz Walczak dźga treścią prosto w… oko. Ostre kontury, ostre przesłanie, odarte z emocji plakaty typu „Obóz zgoda” w zderzeniu z ich dramatycznym przekazem, nie pozwalają na obojętność. Niepokorna tematyka obrazów, które mają coś znaczyć, a nie tylko wyglądać, czynią tę sztukę zaangażowaną i angażującą, choć sama forma jest niemal obojętna. To tylko niewinny plakat. Prawda?

I. Walczak - Chłopaki nie martwcie się o nic, będzie dobrze.

I. Walczak – Chłopaki nie martwcie się o nic, będzie dobrze.

Z oceną można się nie zgodzić. Każdy patrzy trochę inaczej. Nie przekonasz się jednak, dopóki nie zobaczysz sam. Wystawa otwarta jest do 12 kwietnia.

 

Tekst: Marta Połap

Korekta: Sylwester Ligocki