BOOKSHOT #4

Gdyby szukać jakiegoś wspólnego punktu książek, o których w tym miesiącu piszemy, to do ich opisu należałoby użyć słów perwersja, granice, człowieczeństwo. Różni autorzy, różne miejsca i epoki, ale pytania wciąż te same. Niezależnie od tego czy wplecione we wciągający swą akcją kryminał czy wyłożone w formie tez w filozoficznej rozprawce. Zapraszamy do światów, w których rządzi pesymizm, a o człowieczeństwo trzeba walczyć…

Bernadeta Prandzioch

Bernadeta Prandzioch zarywa noce z powodu „Domku dla lalek”:

Amsterdam. Peter Vos spędza długie godziny przed domkiem dla lalek Petronelli Oortman w Rijksmuseum. Nic więcej mu nie pozostało – odkąd trzy lata temu zaginęła jego córka Anneliese, a poszukiwania, w których uczestniczył wraz z kolegami z policji, spełzły na niczym, jego życie straciło sens. Tylko zagadkowa lalka nie daje mu spokoju…

Nieoczekiwanie sprawa odżywa. Córka burmistrza miasta znika bez śladu. Pod dom polityka podrzucona zostaje zakrwawiona lalka. Trop bliźniaczo podobny do tego sprzed trzech lat. Peter Vos – początkowo wbrew sobie – zostaje wciągnięty w śledztwo. Pomocą służy mu Laura Bakker, chodzący wzór tego jak nie należy zachowywać się w stolicy i w policji.

„Domek dla lalek” to powieść wciągająca od pierwszych stron. Skomplikowana fabuła i nieoczekiwane zwroty akcji sprawiają, że zaczynamy wątpić we własne zdolności dedukcji. Tropy prowadzą w najbardziej nieoczywiste miejsca, a sprawcy okazują się być bliżej niż mogło się wydawać.

Świetny, z finezją napisany kryminał. Nie mogę się doczekać serialowej ekranizacji…

Kinga KościakKinga Kościak uczestniczy w niezwykłej, choć trudnej lekcji:

Nieważkość to stan umysłu, jak zapewne suponowałby Rafał, jeden z cichych bohaterów najnowszej powieści Julii Fiedorczuk. Cichych, gdyż prym narracyjny wiodą tutaj kobiety – propagatorki tytułowej nieważkości a jednocześnie ofiary jej ciemnej siostry – „nieważności”. Bo „ważkość” to przecież ważność, wartościowość i znaczenie.

Przedmiotem literackich rozważań Julii Fiedorczuk jest uczucie MIŁOŚCI oraz stojąca za nim potrzeba wyjątkowości, akceptacji i szacunku. To właśnie MIŁOŚĆ odnaleziona tu zostaje jako brzęcząca siła przyciągania, scalająca dążące do rozproszenia byty, nadająca kształt ich ciałom, wyznaczająca kierunki świata i cel egzystencji.

Trzy nieważkie istoty, osadzone w różnych czasach i przestrzeniach, pobierają na łamach powieści lekcję na temat siły przyciągania. Nie zabraknie w niej pytań o traumę, o kwestię społecznego odrzucenia i jego psychiczne oraz fizyczne konsekwencje.

Nieważkość jawi się tutaj jako brak korzeni zagnieżdżających nas w pulsującym pępku świata. Jest oderwaniem od tego co bezpieczne, lewitacją: „A kiedy o tym myślała, gdzieś w głębi, w samym środku brzucha, otwierała jej się pustka (…) [tak], że Ewka musiała w końcu otworzyć usta, jak ryba w kuble, a kiedy otworzyła usta, pustka zassała powietrze z głośnym dźwiękiem”, domagającym się, poszukującym, wiecznie żądnym i niezaspokojonym poczuciem „nieważności”.

Klara MilcKlara Milc z pewnością nie nudzi się w towarzystwie Schopenhauera:

Można się oburzać, można zaśmiewać się do łez. Z pewnością nie sposób jednak przejść obojętnie wobec zbioru zatytułowanego „Feministyka albo sztuka obchodzenia się z kobietami”. Wkład Schopenhauera w europejską myśl filozoficzną nie budzi naszych wątpliwości. Ale już jego poglądy na kobiecą naturę, małżeństwo i obcowanie płciowe są co najmniej… kontrowersyjne.

Ich źródeł należy z pewnością szukać w XVIII-wiecznej kulturze i obyczajowości, a może nawet i w samej biografii filozofa. Jego matka, Johanna, zawiodła go srodze, nie starając się pomóc ojcu wyjść z choroby, a po jego samobójczej śmierci rzuciła się w wir uciech, wiodąc swobodne życie erotyczne. Również wybranki Schopenhauera go nie rozpieszczały: porzucały, zdradzały bądź odpychały.

Mimo wszystko z lektury Schopenhauera płynie jakaś perwersyjna przyjemność, zwłaszcza dla kobiet. Z perspektywy czasu jego zawzięte poglądy okazały się tylko bredniami zgorzkniałego, opuszczonego mężczyzny. A kobiety – na całe szczęście – wzięły sprawy w swoje ręce. I nie osiadają na laurach…

Hania Colik spaceruje po gruzowisku zwanym Sarajewo:

Oblężone Sarajewo zamienia się w gruzy. Mieszkańcy miasta giną od kul snajperów i ostrzałów z moździerzy. Autentyczne wydarzenie – jeden z pierwszych ataków, w wyniku którego zginęły 22 osoby stojące w kolejce po chleb – staje się punktem wyjścia dla autora powieści „Wiolonczelista z Sarajewa”.

Zabieg ujęcia przedstawionych wydarzeń w ramy kolejnych 22 dni, podczas których na pamiątkę każdej z ofiar tego ataku pewien wiolonczelista, ryzykując własnym życiem, gra na ulicy Sarajewa Adagio Albinoniego, daje czytelnikowi możliwość oglądu codziennego życia toczącego się w ostrzeliwanym mieście. Z trudem jednak przychodziły mi zaangażowanie się w losy bohaterów, wiara w autentyczność ich przeżyć, a wreszcie – zrozumienie motywacji ich działań.

Powodem tego może być fakt, że w książce Stevena Gallowaya za dużo wielkich słów i niezbyt odkrywczych wniosków – wojna jest złem, jednak godność ludzką należy ocalić, w czym pomóc może kształtująca człowieczeństwo muzyka. A może też dlatego, że napis na okładce „światowy bestseller” nie wzbudził we mnie należytej ostrożności, która kazałaby mi podczas lektury „Wiolonczelisty…” przestać myśleć o innych tytułach z kręgu literatury pacyfistycznej, jak chociażby o niedoścignionym „Na Zachodzie bez zmian”.

korekta: Paulina Goncerz

David Hewson: Domek dla lalek, wyd. Marginesy, Warszawa 2015.
Julia Fiedorczuk: Nieważkość, wyd. Marginesy, Warszawa 2015.
Arthur Schopenhauer: Feministyka albo sztuka obchodzenia się z kobietami, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2014.
Steven Galloway: Wiolonczelista z Sarajewa, wyd. Marginesy, Warszawa 2015.