Strzał w 10! 10 klipów, które zmiotło mnie z nóg

Nie zrozumcie mnie źle. Kiedy widzicie przystojnego osobnika płci przeciwnej, myślicie sobie: „Hmm, niezły/niezła”. A kiedy widzicie przystojnego osobnika płci przeciwnej, który dodatkowo posiada TO COŚ, myślicie sobie: „Boże drogi” i tęsknicie za tym kimś przez cały tydzień.

Jednakże to odczucie jest bardzo subiektywne i jedyne w swoim rodzaju. Nie jesteśmy w stanie określić czy to wina ogniście rudych włosów, dużego nosa, czy może oryginalnych adidasów na nogach – strzała Amora przebija na wylot i nie pozostaje już nic więcej. Tak samo dzieje się w przypadku klipów.

Są teledyski, które mogą nam się podobać, ale są też takie, które z miejsca uważamy za „ukochane”, bez żadnej konkretnej przyczyny. Jest ich niewiele, ale niewątpliwie są wspaniałe. Nie możemy się nadziwić ich doskonałości, cenimy wartość artystyczną i kochamy aż do śmierci. Dlaczego? Nikt nie wie. Dlatego też przedstawiam całkowicie subiektywny wybór dziesięciu klipów, które, wyłącznie moim zdaniem, są najukochańsze. Nazwiska niektórych reżyserów to wizytówki, a niektóre nic nie powiedzą – to nieważne tak długo, dopóki ich dzieła bronią się same.

1. Major Lazer – Original Don (reż. Kyle Frere)

Poziom absurdu sięga sufitu, gdy dwójka młodych ludzi (rodzeństwo?) w rytm muzyki Major Lazer ćwiczy capoeirę (?) czy też sword dance. Nie zapominajmy o staruszce, która odegra w całej historii ogromną rolę oraz o ojcu rodziny (?), którym okazuje się być sam Diplo. Teledysk sprawia, że mamy ochotę chwycić w rękę kuchenny tasak i rownież zacząć pląsać, ale uwaga! To, że tancerze w klipie nie poobcinali sobie rąk i nóg, nie znaczy, że nie powinniśmy być uważni.

2. Yeah Yeah Yeahs – Sacrilege (reż. Megaforce)

Fabuła opowiadana od końca to sprawdzony przepis na filmowy hit. Tak jak „Nieodwracalne” prezentuje historię zemsty, tak czyni to również klip do „Sacrilege”. Początkowo współczujemy Lily Cole spalonej na stosie przez mieszkańców małego miasteczka. Im bardziej wnikamy w losy poprzedzające tragiczny finał, tym bardziej zmieniają się nasze uczucia względem głównej bohaterki. Finał – cokolwiek zaskakujący – to wisienka na torcie.

3. Radiohead – Just (reż. Jamie Thraves)

Wszyscy chcemy wiedzieć dlaczego bohater leży na chodniku, ale przysięgam na Boga – setkę razy próbowałam wyczytać z ruchu jego warg jaka to katastrofa czeka ludzkość i nadal NIC. Napięcie wywołane przez zwlekanie z odpowiedzią jest nie do wytrzymania i w dodatku nie znajduje ujścia – czyż nie jest to najlepszy pomysł na przykucie widza do monitora? A może słuchacza do głośników? Twórczość Radiohead broni się na każdym polu, niezależnie czy to połączenie wizji i fonii, czy tylko jedno z dwóch.

4. M.I.A. – Born Free (reż. Romain Gavras)

Są wykonawcy śpiewający o sprawach błahych poważnie, są też wykonawcy śpiewający o sprawach poważnych lekko. Są klipy z naoliwionymi pośladkami, są też klipy z uzbrojonymi policjantami włamującymi się do mieszkań. Wymowa klipu M.I.A. powali was na kolana, tak jak sposób realizacji i pomysł na przedstawienie potwornej rzeczywistości przy użyciu wspaniałej metafory. Dreszcze gwarantowane podczas każdego z kolejnych odtworzeń.

5. The Knife – A Tooth For An Eye (reż. Roxy Farhat & Kakan Hermansson)

Delikatny klip, który zaskakuje na samym początku. Nie sposób go nie kochać. Mężczyzn przygotowujących się do treningu nie podejrzewalibyśmy o rozgrzewkę przed wykonaniem specyficznego układu choreograficznego pod przywództwem śpiewającej dziewczynki. I tak upada patriarchat – panowie muszą się podporządkować, a robią to z radością. Grupa dorosłych samców w dresach, dzierżąca w dłoni sztuczne ognie – czyż to nie urocze?

6. Radiohead – 2+2=5 (Gastón Viñas)

Owszem, nie jest to oficjalny klip, nie jest nawet pobłogosławiony przez któregokolwiek z członków zespołu, ale jest pierwszym wynikiem wyszukiwania na YouTube, a to coś znaczy. Dzieło to odnosi się, tak jak tytuł utworu, do powieści George’a Orwella „1984”, czerpie też z „Folwarku zwierzęcego”. Połączenie napawającej lękiem animacji i krzyków Thoma Yorke’a kopie po twarzy i boksuje po lędźwiach.

7. Yuksek – Always On The Run (reż. Cédric Blaisbois)

Czy to ładnie ubrani ludzie, czy to anarchia, czy urocza melodia piosenki – jest w tym klipie coś, co urzeka mnie i sprawia, że mam ochotę włączać go raz po raz. Dla każdego coś miłego: dziewczęta zachwycą się wytatuowanym brodaczem i szortami w amerykańską flagę, chłopcy szybkim motocyklem i rozebranymi paniami. Jednym słowem – kontestacja purytańskiego stylu życia. Wydaje się, że wszystko gra, że bunt i sprzeciw, ale! Finał teledysku udowadnia, że nie żyjemy w latach sześćdziesiątych. I to chyba podoba mi się najbardziej (bez spoilerów): kontestacja kontestacji.

8. Rammstein – Mein Land (reż. Jonas Åkerlund)

Nazwisko słynnego reżysera klipów to oczywiście gwarant najwyższej artystycznej jakości. Kontrast między twardym niemieckim językiem, gitarami dosłownie zamiatającymi piasek a niewinną zabawą na plaży – istne dzieło geniuszu. Dopiero w ostatniej minucie dowiadujemy się, że tak naprawdę Rammstein bawi się zupełnie inaczej. Jakby tego było mało, tekst opowiadający o ojczyźnie wywraca znaczenie klipu na drugą stronę. Co otrzymujemy? Pastisz subtelniejszy nawet od „Ameriki”.

9. The Black Keys – 10 A.M. Automatic (reż. David Cross)

W 2004 roku jeszcze nie wiedzieliśmy kim są Dan Auerbach i Patrick Carney. Zanim zaczęła się porywająca fala popularności (zrozumiała oczywiście), panowie zdążyli nagrać wspaniałe „10 A.M. Automatic”, do którego klip wyreżyserował David Cross. The Black Keys grają utwór podczas „odczytu” czy też „modlitwy” prowadzonej przez rabina wśród podstarzałej publiki. Absurdalność sytuacji i kontrast pomiędzy muzyką a reakcją obecnych wywołują przekomiczny efekt. Prosty pomysł, niski budżet – najlepszy przepis na klip.

10. Queens Of The Stone Age – …Like Clockwork (Boneface/Liam Brazier)

Z samego środka najgłębszej depresji Josha Homme wyłonił się album „…Like Clockwork”, będący jednym z największych dzieł QOTSA (choć zasadniczo każde dzieło QOTSA jest największe). Z samego środka ciemnej wyobraźni Boneface’a wyłonił się piętnastominutowy klip, będący ilustracją do „I Appear Missing”, „Kalopsia”, „Keep Your Eyes Peeled”, If I Had a Tail” i „My God is The Sun”. W postapokaliptycznym świecie śledzimy historię czterech postaci, interpretowaną również jako opowieść o Jeźdźcach Apokalipsy. Jak splotą się ich losy? Każdemu życzyłabym muzyki QOTSA, ale nikomu koszmarów takiego pokroju.

Honorable mentions dla tych, dla których 10 to za mało: Die Antwoord „Rich Bitch”, Duke Dumont feat A.M.E. „Need U”, Metronomy „A Thing For Me”, Weezer „Pork and Beans”, Muse „Knights of Cydonia”, The White Stripes „Fell in Love With A Girl”, OK Go „Here It Goes Again”, Justice „D.A.N.C.E.”, Björk „Bachelorette”.

Martyna Poważa

 

 

korekta: Sylwia Klonowska