JESTEM SZTUKA, ZMIENIAM ŚWIAT #2: LOL I POP – (nie)powaga pop-artu

Co sprawia, że dzisiejsze wnętrza są tak inne, tak pociągające? – zdaje się pytać czarno-biały i ultramęski kulturysta, który zamiast sztangi trzyma lizaka o sugestywnej nazwie Pop. Pytanie to jest zarazem tytułem kolażu Richarda Hamiltona, którego twórczość przypomina raczej plakaty reklamowe niż obrazy. Przez swoje „gadżeciarstwo” jest ona wypisz wymaluj (albo raczej: wytnij wklej) kwintesencją sztuki popularnej opartej na potrzebach, jakie generuje amerykańska codzienność. Która, zupełnie jak atrybut siłacza z obrazu, czyli lizak Pop, jest trochę landrynkowa i nieco infantylna. A landrynki? Cóż – ostrzegano nas, że w nadmiarze psują zęby.

A co popsuło pop-art?

aaaaaaaaaaaa

Richard Hamilton – What Is It That Makes Our Homes So Different, So Appealing?

Apoteoza codzienności

Wbrew pozorom pop-art nie narodził się w Stanach Zjednoczonych wraz z pierwszymi obrazami wyprodukowanymi w Fabryce Andy’ego Warhola, a w Wielkiej Brytanii, której smutna i szara powojenna rzeczywistość bombardowana była obrazami amerykańskiej świetności.
Zaprezentowany wyżej kolaż Richarda Hamiltona był w istocie plakatem promującym wystawę This is Tomorrow zorganizowanej w 1956 r. przez artystów działających pod nazwą Independent Group (której członkiem był m. in. Hamilton). To właśnie ta data inicjuje rozwój pop-artu w Wielkiej Brytanii, chociaż Hamilton nie był pierwszą osobą, która wyrazu pop użyła w kontekście sztuki. To słowo-klucz pojawiło się po raz pierwszy w kolażu Eduardo Paolozziego Was a Rich Man’s Plaything w 1947r. (jako komiksowy dźwięk wystrzału z pistoletu wymierzonego w ponętną pin-up girl), zaś nazwanie tego typu sztuki pop-artem przypisuje się brytyjskiemu krytykowi Lawerence’owi Alloway’owi.

Takie są więc początki sztuki będącej wariacją na temat kultury masowej tworzonej przez komiksy, telewizję czy reklamę. Ten obcy, nowy, wspaniały świat konsumpcji otwierał oczy na nieznane wcześniej potrzeby i przyjemności, i kręcił się wokół produktów tak wymyślnych, jak odkurzacz sięgający super daleko, coca-cola czy szynka w puszce, które Hamilton uwiecznił na swym kolażu.

Choć brytyjscy artyści raczej krytycznie odnosili się do plastikowej świetności Ameryki (trochę wulgarnej, zbyt soczystej), to przyczynili się do przełomu totalnego w sztuce, raz na zawsze zacierając granicę między sztuką wysoką a niską. Przejście to nie nastąpiło jednak od razu (już pod koniec XIX wieku liczne nurty, takie jak impresjonizm, potem surrealizm, kubizm czy ekspresjonizm abstrakcyjny zwiastowały nadejście nowego porządku), to sztuka popularna ostatecznie zerwała z przymusem zajmowania się tematyką wyłącznie poważną i abstrakcyjną, a zaczęła również skłaniać się ku banałowi dnia codziennego. W swojej dosłowności i dostępności miała być to sztuka bardziej autentyczna, bliska człowiekowi, zaś w kolejnych etapach rozwoju zależąca nie tyle od samego artysty, lecz nabywcy. Szczególnie jej amerykańscy przedstawiciele zdawali się przekonywać, że sprzedając sztukę, określa się jej wartość, a sztuka, tak jak każdy inny produkt, podlega prawom rynku.

aaaaaa

Andy Warhol – Campbell’s Soup Cans

Utopia równości

Pop-art made in USA był zdecydowanie bardziej entuzjastyczny. Nic w tym dziwnego – tamtejszy rynek był miejscem spełnienia amerykańskiego snu, gdzie upragniona wizja równości mogła wreszcie się ziścić. Ten zachwyt został celnie wyrażony przez jedną z najbardziej znanych ikon pop-artu – Andy’ego Warhola (który sam dokonywał ikonizacji ludzi i rzeczy):

Możesz oglądać telewizję i zobaczyć coca-colę i wiesz, że prezydent pije colę, Liz Taylor pije colę i pomyśl, że ty też możesz pić colę. Cola to cola i za żadną sumę pieniędzy nie kupisz lepszej coli od tej, jaką pije bezdomny na rogu. Wszystkie cole są takie same i wszystkie cole są dobre.

aa

Claes Oldenburg – Dropped Cone

Tą równością upajał się nie tylko Warhol, który zafascynowany reklamą i samym rynkiem ufabrycznił proces twórczy, przewrotnie nazywając swoje miejsce pracy Fabryką. Sztuka jeszcze nigdy nie była tak blisko mas, a dzięki pop-artowi zeszła z piedestału, wyszła z zamkniętych galerii, by wypełnić dosłownie każdą przestrzeń codzienności, co udowodnił już w 1917 roku Marcel Duchamp wystawiając Fontannę, czyli pisuar. To jednak rozpoczęło dyskusję nad granicami sztuki i poddało w wątpliwość istnienie jakichkolwiek granic. Prace Roya Lichtensteina, który przerabiał sceny z komiksów na samodzielnie funkcjonujące obrazy, stawiały wyzwania w kontekście wymaganej wcześniej oryginalności dzieła. Jasper Johns, używając wizerunków przedmiotów codziennych, starał się je odrealnić i nadać im znamiona abstrakcyjnego znaku (jak przy serii obrazów Flaga, które symbolizują zatarcie się jasnej granicy między obrazem a faktycznym przedmiotem), a Claes Oldenburg urozmaicał miejską przestrzeń swoimi rzeźbami przedstawiającymi przedmioty użytkowe, tym samym upubliczniając sztukę. Przekształcał ją też z „martwej” w żywy performance, organizując liczne happeningi i zapraszając ludzi do interakcji ze swoimi wytworami. Fanem happeningów był też Andy Warhol, który niemal do przesady kontemplował tak trywialne czynności jak jedzenie hamburgera:

Powaga, która wcześniej towarzyszyła sztuce, zamieniła się w słodko-gorzki żart. W takim wypadu samoistnie nasuwa się pewne pytanie – czy pop-art to sztuka?

aaaa

Roy Lichtenstein – …b-b-but Roy, is it art?”

Sztuka bez sensu?

Prawdą jest, że popartowe dzieła są ambiwalentne – znaczące i bez znaczenia jednocześnie. Z jednej strony sztuka ta wydaje się być odarta z jakichkolwiek emocji (bo jakie emocje może wywołać pudełko po proszku do prania?). Z drugiej wywołuje pewne skojarzenia i wymaga od odbiorcy jego ingerencji i samodzielnej interpretacji. Dla twórców pop-artu niezwykle ważne jest społeczeństwo, bo to ono określa wartość wszystkiego, co składa się na kulturę. Sztuka bez odbioru jest pytaniem bez odpowiedzi, staje się pusta i niepotrzebna. Choć nie można zaprzeczyć, że sztuka pop jest sztuką przetwórstwa opierającą się na reprezentowaniu banału, nie można też powiedzieć, że nie niesie ze sobą żadnego przesłania. Keith Haring, zaliczany do artystów pop-artu, wykorzystywał komiksowe postaci do tworzenia plakatów dotyczących kwestii religijnych czy politycznych, tym samym mianując pop-art sztuką zaangażowaną. Sztuka była dla niego nie tylko rodzajem ekspresji, ale i ważnym komunikatem.

Pop-art wprowadził na scenę sztuki wolność totalną, negując skostniałe standardy i pokpiwając z dawnego warsztatu, choć nazywanie sztuką każdego przedmiotu jest dość ryzykowne. W jednym z wywiadów Warhol pytany o ideę doskonałości przyznaje, że „wszystko stało się doskonałe” i dziwi się temu, co decyduje o cenie, za którą zostały sprzedane dwa różne obrazy Jaspera Johnsa. Jego zdaniem oba były równie dobre, a zależność od nieprzewidywalnego klienta była dla niego fascynująca. Powaga i śmieszność łączące się w trywialności serwowane przez Warhola powoduje, że do dziś liczni badacze kultury sprzeczają się o faktyczny zamysł jego twórczości. Czy Warhol, który konsumpcjonizm traktował z groteskowym namaszczeniem, tak naprawdę kpił z Ameryki i samego siebie jako czynnego konsumenta? Dużo śmiechu w tym pop-arcie. Pytanie brzmi, czy nie jest to śmiech z nas samych?

BIBLIOGRAFIA:
1. http://www.theartstory.org/movement-pop-art.htm
2. http://www.theguardian.com/artanddesign/2014/feb/07/richard- hamilton-called-him-daddy-pop
3. Praca zbiorowa, 1000 arcydzieł malarstwa, Wyd.: Firma księgarska J&K Olesiejuk, 2006, ISBN:83-7423-665-5
4. WARHOL A., The Philosophy of Andy Warhol. From A to B and Back Again, Wyd. Houghton Mifflin Harcourt, 2014, ISBN 0547543433, 9780547543437

korekta: Hanna Colik