Śląsk to kopalnia świetnej muzyki. Wywiad z Coals
Tajemnica. Tajemnica, mrok i mgła. To pierwsze słowa jakie przychodzą mi na myśl, kiedy próbuję jakoś opisać to, co tworzy duet Coals. Wbrew pozorom to nie obrazy czy proza – to dźwięki tworzą tę atmosferę. Atmosferę pełną tajemnic, niedopowiedzeń; coś pięknego, ale i groźnego. Pierwiastkiem żeńskim w tym składzie jest Kasia Kowalczyk, męskim – Łukasz Rozmysłowski. Oboje zafascynowani muzyką i swoim regionem.
Sylwia Chrapek: Jakie są wasze wcześniejsze doświadczenia muzyczne? Działaliście w innych zespołach czy to wasz pierwszy projekt?
Łukasz: Kasia miała solowy projekt i zagrała kilka koncertów, ale czuła niedosyt. To było proste folkowe granie z gitarą podparte soulową manierą. Później zakupiła klawisze i zainspirowana Soap&Skin zaczęła eksperymentować z bardziej mrocznym graniem. Miała też epizod w zespole post-rockowym. Ja tworzyłem utwory we własnym zakresie, które potem publikowałem na YouTube. Klimaty folkowe, ambientowe… Sam nie wiem. Można w nich usłyszeć uderzenia kijka, kościelne dzwony albo stukot w szklankę. Coals to właściwie nasz pierwszy poważny projekt.
Jak się poznaliście?
Kasia: Znalazłam kanał Łukasza na YouTube. Stwierdziłam, że chciałabym z nim zrobić jeden utwór, więc napisałam wiadomość z prośbą o współpracę. Byłam zachwycona jego kompozycjami, a właściwie ich specyficznym klimatem i bogactwem instrumentów. Zawsze szukałam kogoś, kto wypełniłby moje surowe granie. Spotkaliśmy się po maturach i w jedno popołudnie powstał utwór „Night Train”. Byłam zdziwiona, że tak łatwo współpracuje mi się z człowiekiem, z którym rozmawiałam właściwie pierwszy raz w życiu. Cały proces twórczy przebiegał bardzo spontanicznie. Zawsze wydawało mi się, że nie nadaję się do pracy grupowej ze względu na ciężki charakter. Łukasz z reguły jest spokojnym człowiekiem, a ja strasznie impulsywną osobą. Myślę, że kumulacja dwóch zupełnie różnych typów osobowości sprawiła, że tak dobrze nam się współpracuje. Kontynuacja tworzenia była więc nieunikniona.
„Coals” to z angielskiego „węgle”…
Kasia, Łukasz: Uwielbiamy Górny Śląsk i to jak w ostatnich czasach się rozwija. Jesteśmy bardzo przywiązani do naszego regionu i chcemy być z nim utożsamiani. To właśnie na Śląsku odbywają się najciekawsze festiwale muzyki alternatywnej, takie jak OFF czy Tauron. Śląsk to także kopalnia świetnej muzyki. Już prawie cała Polska zna nasze młodziutkie zespoły, takie jak JÓGA czy The Dumplings. Poza tym powstaje tu wiele ciekawych marek związanych z designem i lokalną kulturą. Śląsk to także skupisko ciekawych widoków. Mówi się, że Katowice to strasznie brzydkie miasto, a nas urzeka nowoczesną architekturą i klimatem. Wystarczy spojrzeć na budynek NOSPR.
Długo wahaliście się przed publikacją pierwszej piosenki?
K, Ł: Przed ujawnieniem się wysyłaliśmy utwory znajomym, żeby sprawdzić czy nadają się one do publikacji. Grono odbiorców bardzo szybko się rozrastało i pochwały z ich strony były dla nas niemałym zaskoczeniem. Jednak zawsze jest stres przed publikacją nowej piosenki, bo zawsze wydaje nam się, że trzeba coś jeszcze w niej zmienić.
Która z dotychczas opublikowanych piosenek ma dla was największe znaczenie?
K, Ł: Wydaje nam się, że utwór „Weightless”, ponieważ spotkał się z najbardziej pozytywnym odbiorem i jest to również nasza ulubiona piosenka. Lubimy ją, ponieważ była chyba najbardziej spontanicznym wybrykiem w dziejach naszego duetu. „Weightless” to także jeden z niewielu utworów, którego treść niesie za sobą coś naprawdę pozytywnego. Utwór jest o rozpoczęciu nowego etapu w życiu, takiego „lekkiego jak piórko”, bez tragedii. O tym, że czasami musimy zerwać relację z kimś, żeby móc znów trzeźwo patrzeć na życie. Oczywiście nie jest to tak, że zacieramy ślady przeszłości. Pamiętamy o niej, ale spoglądamy na całą sytuację z zupełnie innej perspektywy, zdrowszej.
Wasze teksty są co najmniej intrygujące. Skąd inspiracje? To tekst dyktuje dźwięki czy na odwrót?
K: Teksty mają charakter autokreacyjny. Przenoszą mnie w przeszłość. Inspirujące są dla mnie również różne teksty kultury, takie jak film, malarstwo czy poezja, ale jest to rzadkie zjawisko, ponieważ boję się podpinać pod wielkich twórców, to strasznie pretensjonalne. Czasami jednak ryzykuję, bo pewne momenty w życiu kojarzą mi się z danymi zjawiskami z kultury. Kiedy miałam dość kiepski etap w życiu, fascynowałam się wierszem Grochowiaka „Płonąca żyrafa” i ta fascynacja została podkreślona w utworze „Shattered Mirrors”. Może mój tekst nie jest wysokich lotów, ale starałam się wokalnie przekazać sens, żeby wszystko choć trochę wydawało się autentyczne. Na początku liceum zaczęłam interesować się poetami wyklętymi. Z perspektywy czasu stwierdzam, że niewiele wtedy rozumiałam i jak każda nastolatka przeszłam taki pseudointeligentny, pseudoartystyczny okres w życiu. No ale w tym wieku dziecko zaczyna myśleć, tak trochę. Mnie zaczęła fascynować istota ludzkiej wolności, co nas powstrzymuje przed ucieczką. „Drunkboat” to efekt fascynacji „Statkiem pijanym” Rimbauda. Właściwie te utwory to taka mała podróż po licealnych czasach. Mimo że „wyrosłam” z noszenia czarnych swetrów, czytania Wojaczka i słuchania Joy Division, to myślę, że warto o tym etapie śpiewać, bo bardzo mnie ukształtował jako człowieka.
Ł: Zazwyczaj to muzyka dyktuje tekst, ponieważ moje pomysły dźwiękowe pobudzają wyobraźnię Kasi do obrazów, które potem przetwarza w tekst. Bywa też, że Kasia układa różne melodie do swoich tekstów, a ja tworzę aranż, który pokrywa się z tematyką.
Właśnie – takie, nie inne dźwięki – była to droga, poszukiwania czy konkretna decyzja?
K, Ł: Wiedzieliśmy, w jakich klimatach chcemy tworzyć, ale charakter dźwięków został uzyskany przez uporczywe eksperymentowanie i szukanie czegoś ciekawego.
Skąd tajemnica, niepewność, a czasem przeciwnie: wszechogarniający spokój i delikatność w waszej muzyce?
K: Uważamy, że tego typu muzyka porusza ludzi, skłania do refleksji, dlatego też najbardziej przykładaliśmy się do wytworzenia tego charakterystycznego klimatu, chociaż wyniknął on też z wielu spontanicznych decyzji. Być może ten klimat to kwestia naszej wrażliwości, charakteru. Trudno powiedzieć.
Macie dość spójną estetykę…
K, Ł: Lubimy łączyć stronę wizualną z muzyką. Ważna jest dla nas spójność tych elementów. Wszystkie zdjęcia, które widnieją na stronie, zostały wykonane przez Klaudię Wolińską, która wcześniej wsłuchiwała się w nasze pierwsze utwory. Ich estetyka pasuje jak najbardziej do klimatu piosenek, ale pragniemy zrobić też coś sami, ponieważ cały czas zmieniamy spojrzenie na muzykę i nie chcielibyśmy być schowani do szufladki spod znaku „mroczny folk ze Skandynawii”. Interesują nas różne dziedziny plastyczne. Np. Łukasz fotografuje analogowo i zajmuje się animacją. Kasia jest w trakcie tworzenia czegoś w rodzaju okładki lub obrazka kojarzącego się z Coals. Chcielibyśmy nasze plastyczne fascynacje wpleść kiedyś w muzykę.
Planujecie pozostać w tych klimatach czy może zaryzykować i wypłynąć na zupełnie nieznane wody?
K, Ł: Nie chcemy ograniczać się do jednego gatunku. Lubimy słuchać różnorodnej muzyki i mamy w planach utwory oderwane od klimatu, w którym są utrzymane nasze dotychczasowe piosenki. Teraz zastanawiamy się nad piosenkami podpartymi pianinem i polskim tekstem. Chętnie podejmiemy się też zrobienia tanecznego kawałka o lekko soulowym charakterze, bo bardzo zafascynował nas młodzieniaszek, Spooky Black.
Działacie od stosunkowo niedawna, a już mieliście okazję dać kilka koncertów, można też było usłyszeć was na antenie radiowej. Co dalej?
K,Ł: Pracujemy właśnie nad nowym materiałem. Staramy się, by nie był on utrzymany w jednym klimacie. Poza tym bardzo chcielibyśmy zrealizować autorski teledysk i stworzyć wizualizacje na koncerty. Jednak naszym głównym celem jest obecnie wydanie EP-ki osadzonej nie tylko w klimatach „eterycznego folku”. Staramy się też o ciekawe aranże piosenek na koncerty, niestety trochę brakuje nam czasu, a mamy dość sporo planów koncertowych na najbliższy czas.
Czym zajmujecie się na co dzień?
Łukasz: Studiujemy i jeśli znajdziemy chwilkę, to staramy się rozwijać nasze inne pasje. Kasia lubi malować i zagłębiać się w tajniki kultury, ja interesuję się tańcem i fotografią. Na co dzień walczymy z niewyspaniem i korkami na drodze.
Muzyka to tylko hobby czy coś więcej?
K, Ł: Można powiedzieć, że i to, i to. Jeśli uda nam się dotrzeć do szerszego grona słuchaczy, to jesteśmy gotowi poświęcić się muzyce w pełni. Szczerze mówiąc chcielibyśmy, żeby muzyka była źródłem naszego utrzymania, bo chyba nie ma nic lepszego od pracy, którą się kocha. Fajnie byłoby, gdyby muzyka stała się inwestycją na całe życie albo chociaż na dłuższy czas. W dobie kultu młodości trochę ciężko przetrwać na tym rynku, kiedy wiek przekracza trzydziestkę. Jest ogromna przepaść między ilością wykonawców w wieku 20 lat, a tych po trzydziestce, czterdziestce. Zawsze mówi się o stałych ikonach, których właściwie jest bardzo mało: Nosowska, Waglewscy i Smolik. Mamy nadzieję, że ta sytuacja ulegnie zmianie.
korekta: Sylwia Klonowska