Sztuka pisania listów

Wiem, że nie masz czasu odpisać. Wiem, że nie czujesz się wysłuchany. Wiem też, że zasypany jesteś słowami, więc kiedy jedziesz wreszcie autobusem do domu albo siadasz w knajpie, niekoniecznie chcesz zmagać się z kolejnym potokiem słów. Zaintrygowany jednak sygnaturą FF a może zachęcony poleceniem „Read me” znalazłeś mnie. Otworzyłeś i próbujesz teraz rozszyfrować. Choć nie mówię w Twoim języku, mogę powiedzieć Ci coś o Tobie.  Niczego więcej się nie dowiesz, chyba, że zaczniesz szukać.

10726424_724003871011335_1780374640_n

Z #foundfiction rozmawia Marta Połap

Ciekawym zbiegiem okoliczności jest to, że #foundfiction znalazłam w „Listonoszu” Charlesa Bukowskiego. Początkowo myślałam, że koperta jest integralną częścią książki. Później zrozumiałam, że jest jeszcze ktoś (poza Bukowskim), kto do mnie „mówi”. Pytanie brzmi – kto? Dlaczego fragmenty prozy zamieszczone w kopertach są anonimowe?
Każdy aspekt tego projektu został zaplanowany, zanim wydrukowaliśmy pierwszą historię. Jedną z decyzji, którą podjęliśmy, było stworzenie treści tak minimalnej, jak to tylko możliwe. Dlatego zawartość koperty ogranicza się do tekstu literackiego (im krótszy, tym lepszy) i hashtagu #foundfiction. Wymyśliliśmy, że to dwie najważniejsze wiadomości dla niczego niespodziewających się czytelników. Poza tym woal anonimowości potęguje tylko tajemniczą i intrygującą atmosferę kojarzoną z tym projektem.
Podczas gdy nasi pisarze się nie ujawniają, to teksty ich autorstwa – tak. Oni zaś mają świadomość, że zyskują czytelników na całym świecie. Zresztą nie tylko nasi autorzy pozostają anonimowi – tacy też są nasi kolporterzy i tacy jesteśmy my.

Nie dowiemy się więc, kto był pomysłodawcą ani kim są wasi „listonosze”? Jak przekazujecie listy?
Projekt jest zupełnie anonimowy. Trzon naszego zespołu jest bardzo mały, ale mamy sieć kolporterów rozciągającą się na Wielką Brytanię, Północną Amerykę, Australię i na Polskę. Wraz z ekspansją #foundfiction do nowych miejsc coraz więcej ludzi kontaktuje się z nami, chcą stać się częścią projektu. Jeśli są zainteresowani kolportażem, potrzebujemy od nich jedynie adresu pocztowego, na który możemy wysłać paczkę zawierającą ok. 30-40 kopert. Jak tylko paczka dotrze, to już do nich należy rozprowadzenie kopert tam, gdzie mogą być znalezione i docenione. Galerie sztuki, kawiarnie, przystanki autobusowe… Sami znają swój teren najlepiej.

Co było impulsem do stworzenia projektu?
Na początku skrytość i paranoja. Strach przed negatywną reakcją na własne teksty może być zniechęcający, więc #foundfiction powstało z pytania: jak można napisać coś i opublikować, nie obawiając się negatywnego przyjęcia? Odpowiedź brzmi: napisz anonimowo krótkie teksty i zostaw je w przypadkowych miejscach. Wizja nieznajomej osoby stykającej się z naszą twórczością była ekscytująca, wtedy też uświadomiliśmy sobie, że moglibyśmy pozostać anonimowi i otrzymywać odpowiedzi od czytelników przez portale społecznościowe. Początkowo więc projekt był sposobem na zjednoczenie nieśmiałych pisarzy, którzy chcą bez obaw udostępnić innym swoje prace.

10720998_724003997677989_794794092_n

Pisanie listów jest nieco staroświeckim sposobem komunikacji. Jakiego rodzaju odpowiedzi oczekujecie w rzeczywistości zdominowanej przez krótkie, skondensowane i zwykle obrazkowe wiadomości?
Masz rację – ludzie nie piszą już listów. Jednak ciągle rozumieją romantyzm tkwiący w ich pisaniu i każdy chciałby znaleźć list w butelce, nawet w epoce kultury cyfrowej. Przypuszczamy, że walczymy o uwagę osoby, która w 99% jest zaabsorbowana swoim telefonem albo tabletem. A co mogłoby odciągnąć jej uwagę od elektronicznych urządzeń? Wiadomość w butelce. Historia napisana, wydrukowana i zapakowana właśnie dla tej osoby. To niespodziewane emocjonalne połączenie z innym człowiekiem powoduje, że na moment czujesz się najważniejszą osobą na świecie. Pomimo naszego zakorzenienia w nietechnologicznym świecie korzystamy jednak z mediów społecznościowych, by zaangażować do projektu innych ludzi i sprawdzić, jak wielu szczęśliwych czytelników wrzuci post o #foundfiction na Facebooku, Twitterze czy Instagramie. Więc dla #foundfiction te cyfrowe i analogowe platformy są kompatybilne.

10717791_724003894344666_710346682_n

Piosenka „Message in the Bottle” grupy Police traktuje głównie o samotności. Odniosłam wrażenie, że #foundfiction to nie tylko eksperyment wydawniczy, ale także wołanie o wolną komunikację [slow communication]. Jak myślicie, w jaki sposób taki eksperyment jak #foundfiction może wpłynąć na ludzi?
Kilka miesięcy temu otrzymaliśmy cudowną wiadomość od pewnej kobiety z Yorku w Wielkiej Brytanii, która w pewien sposób odpowiedziała na to pytanie:
„Cześć FF, zeszłej nocy poszłam na randkę. Ostatecznie facet mnie wystawił, ale kiedy tak na niego czekałam, wzięłam do ręki jakiś magazyn, który był w tym w barze i znalazłam kopertę. Resztę wieczoru spędziłam w doskonałym nastroju, czytając i pisząc teksty. Bardzo chciałabym do was dołączyć. Wszystkiego dobrego, x”. Głównym celem #foundfiction jest połączenie pisarzy i czytelników na całym świecie. Ale miło nam myśleć, że naszym działaniem poprawiamy komuś humor. I tak, wartości slow communication są nam bliskie, przypominamy przecież naszym odbiorcom, że powinni przykładać wagę do każdej korespondencji, którą otrzymują i by nigdy nie brali tej łączności z innymi za pewnik – co, miejmy nadzieję, jest tą drugą wiadomością, którą znajdują w naszych kopertach.

Jakie są wasze odczucia w związku z pojawieniem się #foundfiction w Polsce? Czy sądzicie, że ograniczenia językowe mogą być przeszkodą dla rozszerzania się waszej społeczności?
Jesteśmy niezwykle podekscytowani, że #foundfiction zawitało do Polski! To państwo z wielkim literackim dziedzictwem – Witold Gombrowicz i Zbigniew Herbert to tylko kilku ze współczesnych polskich pisarzy, którzy nas zainspirowali. Chcemy objąć naszym projektem inne kraje, w których język angielski nie jest językiem urzędowym. Myśląc jednak realistycznie, musielibyśmy rozważyć tłumaczenie naszych tekstów na inne języki albo prawdopodobnie zachęcać do nadsyłania materiałów w językach innych niż angielski. Gdyby tak się stało, zmieniłoby to nasz sposób dystrybucji. Obecnie wszystkie nasze teksty są napisane po angielsku, więc nie ma to specjalnego znaczenia, dokąd są wysyłane. Po prostu lokujemy je przypadkowo. Ale jeśli, na przykład, mielibyśmy historie od polskich, niemieckich czy rosyjskich pisarzy, wtedy musielibyśmy celować z nimi do odpowiednich państw albo konkretnych dzielnic w wielkich miastach. To wymagałoby znacznie więcej planowania, ale jest to jednocześnie ekscytująca perspektywa i jeden z wielu pomysłów na dalszy rozwój.

10723311_724003947677994_467062747_n

Jakie więc są wasze plany na przyszłość?
Za dużo by wymieniać! Ciągle myślimy nad tym, jak możemy jeszcze powiększyć naszą społeczność. W chwili obecnej myślimy o stworzeniu podcastów #foundfiction i szukamy sposobów na zaangażowanie znanych pisarzy i postaci znaczących dla literatury. Rozważamy mnóstwo opcji, zawsze też jesteśmy otwarci na pomysły innych ludzi. Jedno, czego nigdy nie będziemy chcieli zrobić, to spieniężyć projekt, bo ostatecznie to nie model biznesowy, a tylko dziwaczny pomysł, który, mamy nadzieję, może inspirować ludzi.

Parę dni temu natknęłam się na wyrażenie „znaleziona poezja” [„found poetry”], która jest kompilacją przypadkowych słów z różnych prozaicznych źródeł, takich jak gazety. To pokazuje, że nawet trywialne słowa można przekształcić w poezję. Czy Found Fiction ma coś wspólnego z tym gatunkiem?
Nie, nie byliśmy przedtem świadomi istnienia „znalezionej poezji”! Brzmi to fascynująco i chętnie coś byśmy przeczytali. Jeśli pisarze zechcą nam wysłać swoją „odnalezioną poezję”, wydrukujemy ją i roześlemy wraz ze wszystkimi innymi naszymi tekstami.

// Fotografie autorstwa Marty Połap