Chłopcy w brzydkich spodniach – „Coldplay. Życie w trasie”

coldplay1picNa okładce książki Matta McGinna „Coldplay. Życie w trasie” można przeczytać słowa: „Coldplay jakiego nie znaliście. Absolutnie niewiarygodna, choć zupełnie prawdziwa historia kultowego zespołu”. Słowa, które mają zachęcić do lektury książki, tak naprawdę są w jej przypadku sporym nadużyciem.

Matt McGinn jest wieloletnim roadie zespołu Coldplay. A kim i czym właściwie zajmuje się roadie? W rozumieniu zwykłych bywalców dużych festiwali czy też stadionowych koncertów roadie to ten, który chodzi po scenie, przypina kable i stroi instrumenty. Krótko mówiąc – obsługa techniczna, na którą większość z nas nie zwraca uwagi, gdy czeka na koncert. W rozumieniu Matta McGinna: „(…) to mężczyzna (lub kobieta) w czarnym T-shircie i niebieskich dżinsach, który robi różne rzeczy dla zespołu. Często chce mu się pić” (i, jak pewnie się domyślacie, nie wody mineralnej).

W książce Matta McGinna o samym zespole Coldplay nie znajdziemy zbyt wiele. Fani, którzy liczą na solidną biografię albo przynajmniej na wiele pikantnych szczegółów dotyczących zespołu, mogą się srogo zawieść. Tutaj muzycy wcale nie są najważniejsi, bo tak naprawdę sama książka (wbrew pozorom) nie jest o nich. W „Coldplay. Życie w trasie” główną rolę grają ci, na których my – zwykli fani, bywalcy koncertów – nie zwracamy uwagi. Jest ona o niewidzialnych pracownikach, którzy piją piwo Beck, przeklinają i ratują sprzęt zespołu przed huraganem. O ludziach, którzy potrafią zdziałać cuda, gdy wszystko idzie zgodnie z prawem Murphy’ego, ale również potrafią zapomnieć podpiąć gitary do wzmacniacza.

Można by pomyśleć jak jeden z roadie zespołu imieniem Avon, który na wieść o tym, że Matt McGinn pisze książkę, powiedział mu: „Stary (…), o czym będziesz tam opowiadał? Rozstawiamy sprzęt, jest koncert, pakujemy się, jesteśmy trochę wykończeni… koniec!”. I gdybym sama wiedziała, że książka będzie poświęcona Mattowi i ekipie technicznej, a w mniejszym stopniu zespołowi Coldplay, prawdopodobnie nigdy bym po nią nie sięgnęła, bo co może być ciekawego w rozstawianiu sprzętu? I jakkolwiek może to zabrzmieć dziwnie przy słowach, które przed chwilą napisałam, ale „Coldplay. Życie w trasie” wciąga. Napisana jest lekko, zabawnie i w bardzo rock’n’rollowym stylu. Nie znajdziemy tutaj wydumanych porównań, patosu, próby gloryfikacji czy to samego zespołu, czy ekipy technicznej. Matt McGinn pokazuje nam świat zupełnie obcy, o istnieniu którego ja sama nigdy nie myślałam. Czasami oczywiście można się pogubić w zawiłościach opisywanego sprzętu czy technicznych niuansach stadionowych koncertów. Ale to właśnie klimat wielkich fordów transitów, tęsknoty za domem, lokalnych ekip, kuszetek i barwnego życia w trasie u boku zespołu Coldplay oczarowuje najbardziej.

Książką zawiodą się ci, którzy po tytule będą oczekiwać solidnej dawki informacji o Coldplay. Chris Martin, Guy Berryman, Jonny Buckland i Will Champion oczywiście się tu pojawiają, bo – pomimo swoich beznadziejnych spodni i kiepskich fryzur – stali się przecież prawdziwą gwiazdą rocka. Ich kariera stała się też początkiem życiowej przygody Matta McGinna. W samej książce króluje rock’n’roll, ale nie ten znany nam ze sceny, z blasku fleszy czy relacji telewizyjnych, lecz ten od tej bardziej brudnej i praktycznej strony, która (jak się okazuje) jest nie mniej ciekawa.

 

Ocena: 3,5 na 5