Król spada z wysoka, reszta śpi

Na szczycie wieje najsilniejszy wiatr – mówi stara, często powtarzana metafora. W spektaklu „Edward II” Anna Augustynowicz pokazuje życie społeczeństwa stanowego w chwili zagrożenia obowiązującej w nim hierarchii. Na scenie ściera się ze sobą to, co nowe i stare, a gwałtowny awans społeczny kochanka króla może zburzyć dotychczas obowiązujące reguły.

IMG_20140628_111839(1)

Ta recenzja długo nie mogła zmienić formy z kartkowo-obrazkowej

Król zakochany jest w Gastonie, którego każe sprowadzić na dwór po śmierć swojego ojca. Nisko urodzony chłopak oprócz serca Edwarda II zdobywa coraz więcej tytułów i ziem, niespodziewanie awansując w hierarchii społecznej. Na to nie mogą zgodzić się panowie, którzy występują w obronie dawnego porządku i żądają od króla odesłania Gastona. Prawa serca, wolność jednostki
i uczucie walczą tu z kodeksem strzegącym społecznej równowagi.

Od początku nie mają szansy na zwycięstwo. Forma spektaklu budowana jest bardzo precyzyjnie. Wywrotowy potencjał nie jest wpisany w ciemną, prawie pustą scenę, która w połączeniu z niedbałą scenografią tworzy surową przestrzeń świata męskich rozrachunków. Marszowy rytm wystukiwany na wielkich bębnach nadaje spektaklowi tempa, unifikuje ze sobą ruchy postaci i bieg ich wypowiedzi. Panowie wraz z królową Izabelą (w tej roli Błażej Peszek) reprezentują męski świat, strzegą dominacji patriarchatu. Po ich stronie stoi narracja towarzysząca Wielkiej Historii bitew, wojen i społeczeństw, w których pozytywnie wartościowane są honor i siła.

Pełną smutku, indywidualną opowieść prowadzi tu król (Jan Peszek), wyróżniający się spośród innych aktorów nawet czerwonym strojem. Na pierwszym planie stawia swoją tęsknotę, miłość i pragnienia serca. Reprezentuje system wartości nieprzystający do ogólnie przyjmowanego. Dwa języki opowieści prowadzonej ze sceny nie mogą się ze sobą połączyć, gdyż brak im wspólnych pojęć.

Szczególnie że w ułożonym przez reżyserkę świecie panowie grają schematycznie, zapisując się w pamięci widza jako zjednoczony kolektyw o jednej twarzy, powtarzający te same argumenty. Chociaż spór dotyka Gastona, on sam pozostaje postacią drugoplanową, wokół której ogniskują się argumenty obu walczących stron. Bohatera ożywia jednak przejmująca gra debiutującego na deskach Narodowego Teatru Starego Bartosza Bieleni, który nie wychodząc poza pole zadań pozostawionych mu przez reżyserkę potrafi pogłębić swoja postać. Zarówno on jak i świetna kreacja aktorska Jana Peszka to zdecydowane zalety tego spektaklu.

Anna Augustynowicz jak zawsze dużą wagę przywiązuje do rytmizacji spektaklu, automatyzacji ruchu postaci i budowania świata opartego na zasadach wyraźne określonej konwencji scenicznej. Jej specyficzna stylistyka nie odpowiada jednak każdemu. Poruszanie się w tak zaprojektowanej przestrzeni staje się męczące i tworzy silny dystans między aktorami, a publicznością. Ta ostania powoli zasypia w fotelach. Nigdy jeszcze nie widziałam widowni, na której tyle osób spało. Rytmiczna gra, zaciemniona scena i brak zwrotów w akcji służy nie tylko przemyślanej formie spektaklu, a buduje jego monotonię.

 Król spada z wysoka, tylko czy kogoś wśród publiczności naprawdę to obchodzi?