Roboty na dinozaurach? Czemu nie.

Dzieci (i zdziecinniali faceci) całego świata – łączcie się! Oto po raz kolejny na ekrany kin przybywają wielkie, kosmiczne roboty, których sensem istnienia jest walka na śmierć i życie… z innymi kosmicznymi robotami. Ale cóż to? Czyżby dobrym Autobotom miały przyjść z odsieczą jeszcze większe, mechaniczne dinozaury? Producenci zabawek zacierają ręce. Niech nie mają złudzeń ci, którzy uważają, że filmy o Transformerach to tylko rozrywka.

Transformers wiek zagłdy materiały prasowe5

fot./ materiały prasowe

To chyba najdroższa na świecie reklama, mająca pobudzić wyobraźnię i pragnienia dzieci tak, aby rodzice kupili im małego Optimusa lub składanego dinozaura. A że przy okazji cieszą się też starsi, to już czysty zysk. Należy pamiętać, że Transformery nie narodziły się w komiksach, serialach animowanych czy filmach Baya, ale na sklepowych półkach. Jest to zatem rodzaj „toy story”, lecz znacznie bardziej brutalnej i dynamicznej od animacji Pixara, a przede wszystkim – ukrywającej swoją zabawkową proweniencję.

Akcja „Transformers: Wiek zagłady” ma miejsce pięć lat po wydarzeniach w Chicago, kiedy to miasto zostało niemalże zrównane z ziemią po wielkiej bitwie między kosmicznymi maszynami. Po tej tragedii ludzie zerwali wszelkie stosunki z Transformerami, którzy muszą się teraz ukrywać. Jednak problemy te zdają się nie dotyczyć spokojnych pól Teksasu, wśród których żyje klepiący biedę wynalazca, Cade Yeager (Mark Wahlberg) ze swoją piękną córką, Tessą (Nicola Peltz). Wkrótce Cade przekona się, że poprzez kupno starej, zdezelowanej ciężarówki można znaleźć się w samym centrum międzyplanetarnej wojny.

Transformers wiek zagłdy materiały prasowe6

fot./ materiały prasowe

Styl Michaela Baya prezentowany w poprzednich częściach serii nie uległ zmianie. W dalszym ciągu oglądać możemy flagę amerykańską na co trzecim ujęciu, zdjęcia pulsujące wyjaskrawionymi do granic możliwości barwami, patos wylewający się z każdego kąta ekranu, no i te efekty specjalne! Mam wrażenie, że Bay kręci filmy tylko dla nich. Nie ma żadnych wątpliwości, że seria „Transformers” prezentuje nową jakość w sposobie ukazywania dynamicznej akcji z fantastycznymi bohaterami. Długie i dopracowane sekwencje pościgów, walk czy strzelanin są zbudowane z kilku planów, stanowiąc wciąż poruszającą się pełnię o doskonałej głębi obrazu, której technologia 3D po prostu nie mogła nie wykorzystać. Czasami na ekranie dzieje się tak dużo, że wraz z bohaterem filmu chcemy zakrzyknąć: „O mój Boże!”. Efektów wizualnych w „Transformers: Wiek zagłady” wystarczyłoby dla dziesięciu innych blockbusterów, stąd też częste poczucie przytłoczenia obrazem. Niestety, poza sferą wizualną widz nie ma czego szukać w tym filmie.

Transformers wiek zagłdy materiały prasowe3

fot./ materiały prasowe

Bay, stosując sprawdzoną w swojej twórczości metodę, pragnie umieścić w najnowszej produkcji wszystkiego po trochu: jest romans, wątek trudnych relacji na linii ojciec-córka, afera szpiegowska, problemy Transformerów i oczywiście – odrobina humoru. Reżyser chce zawrzeć w swoim filmie tak wiele , że przedstawione elementy fabuły tracą na jakości i ciekawości. Ponadto, kiedy już wszyscy myśleli, że po trzech filmach ich limit we wszechświecie został wyczerpany, na Ziemi pojawiają się kolejne kosmiczne roboty. Mało tego, Transformery zaczynają być tworzone przez ludzi, którzy odkryli ich budowę molekularną, co sprawia, że na ekranie pojawia się niespotykana dotąd liczba tych mechanicznych istot.

Podsumowując, ilość wątków, bohaterów i zwrotów akcji wydłuża film ponad miarę, więc zamiast śledzić akcję z wypiekami na twarzy, powoli zaczynamy się nudzić. Na tym tle niedorzeczny na pierwszy rzut oka pomysł wprowadzenia do fabuły mechanicznych dinozaurów wydaje się całkiem świeży i interesujący – wystarczy jednak powiedzieć, że samo tło mogłoby być ciekawsze.

Transformers wiek zagłdy materiały prasowe2

fot./ materiały prasowe

Abstrahując od sfery wizualnej czy fabuły nowych „Transformers”, interesujący wydaje się wątek współpracy USA z Chinami przy powstawaniu tej produkcji. Wykonany został kolejny krok w stronę uczynienia z rynku chińskiego drugiego co do wielkości żyznego gruntu (po amerykańskim) do zarabiania na hollywoodzkich blockbusterach. Twórcy nie ograniczyli się do wspólnej produkcji: najbardziej widowiskowa część filmu dzieje się w Hong Kongu, którego władze, zatrwożone dokonującą się na ich ziemi katastrofą, proszą o pomoc militarną rząd chiński. Również jedna z bohaterek, Su Yueming (Bingbing Li), która jest zdecydowanie drugoplanową postacią, ma w filmie swoje pięć minut (walki). Zastanawiające jest, że nawet jeden z Autobotów ma zdecydowanie azjatyckie rysy twarzy. Czyżby nawet roboty z kosmosu ustaliły między sobą, że poddadzą się w wyglądzie zasadom politycznej poprawności? Inna sprawa, że wspomniany azjatycki Autobot przemienia się w wymuskany pojazd francuskiej marki Bugatti. Toż to dopiero kosmiczny kosmopolityzm!

Nasza ocena: 2/5

Nasza ocena: 2/5

Film można obejrzeć w Cinema-City:

ccPoczujMagie_600x100