„Teksty to bomba, a dźwięk to petarda” – Mister D. w oknie Kato, 14 maja 2014

Wstęp był już gotowy. O tym, jak kocham „Wojnę polsko-ruską pod flagą biało czerwoną”. O tym, że przed Mister D. był Pałac Wujka Leszka. O tym, że Anja Rubik. Miałam już wstęp, kiedy o 19:45 wbiłam się w tłum hipsterów.

A potem w witrynie pojawiła się Masłowska i wstęp rozpadł się w proch, tak jak wszystko, co znałam na świecie. Wcześniej tego dnia minęłam ją na mieście i opowiedziałam o tym wszystkim znajomym. Wcześniej tego dnia, między jednym a drugim połączeniem w perfekcyjnym call center gdzie pracuję, nuciłam „Chleb”. I przyszedł wieczór, i Bóg widział, że był dobry, bo nagrodził tłum iście punkowym performensem najbardziej prowokującej polskiej pisarki. „Przyszliście na te durno babe?” – pyta pani Masłowska retorycznie, bo to jasne, że przyszliśmy, podziwiać i chłonąć.

Poczynając od „Kingi” wiadomo było, że to, czego będziemy świadkami, jest odmienne od materiału na płycie. Do tej pory składałam hołd głównie tekstom, będącym swoistym audiobookowym zapisem kolejnej książki, nie zwracając zbytnio uwagi na pobrzmiewające tło muzyczne. Na ulicy Mariackiej natomiast zgniotła publikę istna ściana dźwięku, bity tak smaczne i dosadne, tak doskonale dopracowane, że rozrywały płuca. Cały koncert miał punkowy charakter, bo było i pogo na „Hajsie”, i wspinanie się na zewnętrzne elementy umeblowania knajpy. Ochroniarze na początku oponowali, ale po uprzejmej prośbie ze strony zespołu okazało się, że społeczeństwo jest miłe i jeśli ktoś chce wyrazić radość i szczęście skacząc po europaletach, to jak najbardziej, zapraszamy i błogosławimy zarazem. Dobrze, że z nieba posypał się tylko sztuczny hajs, a nie pojawiły się głodne amstafy!

Teksty na pamięć znała cała publika. Nie tylko „Chleb”, znany wszystkim fanom naszego głównego towaru eksportowego czyli wspomnianej Anji R., czy „Hajs” znany studentom filmówki z „Hardkor Disko”. „Ryszard”, „Prezydent” czy nawet pozbawione klipu „Chrzciny” nie były dla tłumku zgromadzonego pod barem niczym nowym. Masłowska zapominała tekstu, śmiała się, zagadywała publikę, czarowała, bisowała i podtykała mikrofon fanatykom pod nosy – Boże, jak przednia była to zabawa! Jako człowiek obijający się tu i tam po wszelakich koncertach, muszę przyznać, że to największa petarda w moim prywatnym kalendarium od co najmniej kilku miesięcy. Parafrazując fragment znanej piosenki Homo Twist „Twist Again”: „moja głowa to bomba, a pięść to petarda”, można o koncercie Mister D. powiedzieć, że „teksty to bomba, a dźwięk to petarda”.

Przed Masłowską po raz kolejny padam na kolana, niezależnie czy działa literacko, teatralnie, muzycznie czy performatywnie. Tęsknota za brzmieniem „Żony piłkarza” na żywo zmusza do śledzenia występów wszelakich w jakiejkolwiek mieścinie. Przez Spotify to kompletnie inna sprawa, pamiątka po tym co prawdziwe, platoński cień idei. Zachęcam Was malkontenci i maruderzy – dajcie się uwieść, bo królowa jest tylko jedna, a na imię jej Dorota.

Koniec i bomba, a kto nie był ten trąba!

PS. „Chleb” dostępny już w sieci w wersji karaoke.

Martyna Poważa