Pomysły z jednej głowy

Iga Słupska i Szymon Szewczyk – scenografowie, studenci ASP – opowiadają o cudownych krawcowych, kostiumach i pracy teatralnej z tekstem, albo bez niego.

Iga Słupska

Iga Słupska

Kasia Niedurny: Studiujecie na ASP, macie wiele artystycznych pasji, w tym zajmujecie się scenografią. Co pociąga was w teatrze?

Iga Słupska: Dla mnie teatr zawsze był bardzo ważny. Kiedyś, kiedy byłam mała, chodziłam nawet na spotkania kółka teatralnego. Prawdziwy początek naszej teatralnej przygody wiązał się z otwarciem przez Kasię Sobańską i Marcela Sławińskiego pracowni scenograficznej w katowickiej ASP. Dzięki temu mogliśmy pracować przy naszym pierwszym eksperymentalnym spektaklu „Zbuntowany autobus, czyli jazda bez trzymanki” pokazywanym w Teatrze Ateneum w Katowicach. Teraz praca scenografa jest dla mnie bardzo ważna, ale też cieszę się, że mogę się spełniać w innych dziedzinach.

Szymon Szewczyk: Ja usłyszałem o nowej pracowni i chciałem się w niej sprawdzić, w końcu było to coś innego niż tradycyjne dla uczelni drzeworyt, linoryt…

Jak trafiliście do teatru w Sosnowcu?

Iga: Przez Kasię i Marcela, którzy przygotowywali tam scenografię do „Chłodnych poranków” Jacka Rykały. Zaraz potem „Korzeńca” robił tam Remigiusz Brzyk. Teatr miał na ten spektakl ograniczony budżet, w którym nie było miejsca dla scenografa, szczególnie, że stroną wizualną spektaklu zajmuje się też Remik. Jednak potrzebna mu była pomoc i ktoś, kto zaprojektuje kostiumy. Zostaliśmy wydelegowani do teatru. Przyjechaliśmy z projektami, z portfolio, podenerwowani, szczególnie że wcześniej mieliśmy niezbyt przyjemne doświadczenia z reżyserami. Wchodzimy, a tam taki Remik w długich włosach, glanach, bluzie, który potem okazał się bardzo fajnym człowiekiem. Dobrze trafiliśmy – i tak się zaczęło.

Szymon Szewczyk

Szymon Szewczyk

Od tego czasu pracowaliście wspólnie już przy czterech tytułach. Brzyk, który ma zacięcie scenografa, tworzy spektakle bardzo charakterystyczne wizualnie. Zastanawiam się jaką daje wam przestrzeń wolności twórczej?

Szymon: Ciężko jest się u niego przebić z własnymi pomysłami dotyczącymi scenografii, za to wolną rękę mamy przy projektowaniu kostiumów.

Iga: No, ale dach był twój.

Szymon: Tak. Robiłem kiedyś makietę, w której pojawił się geometryczny dach. Przeniosłem go do scenografii w „Gorączce czerwcowej nocy”. Bardzo cieszyłem się z tego, że on się tam pojawił. Mniej cieszył się zatrudniony przez teatr pan Heniu, który musiał uszyć potrzebną do jego budowy wielką płachtę siedząc w malutkiej salce.

Iga: Założyliśmy się nawet o to, czy uda mu się ją dobrze uszyć, bo była rzeczywiście bardzo duża. Nie wiem jak on to zrobił, ale wyszło mu za pierwszym razem!

Na waszych stronach widziałam projekty, makiety scenografii. Były inne od tego, co widzę na scenie, bardziej minimalistyczne, puste. Szymon twoje projekty – pozascenograficzne również nie są dosłowne. Czy wasza samodzielna praca wyglądałaby inaczej?

Szymon: Chcielibyśmy spróbować pracować samodzielnie i na pewno nasze działania pozascenograficzne miałby na to duży wpływ. Nie idzie postawić wyraźniej granicy i oddzielić od siebie pola „scenografia” i „inne”, pomysły pochodzą przecież z jednej głowy, niezauważalnie obie strefy mają na siebie wielki wpływ.

Jak wygląda wasz system pracy?

Iga: Najpierw jest tekst.

Szymon: Albo go nie ma.

Iga: Cieszmy się jednak gdy jest, wtedy wszystko staje się prostsze, ale jeśli go nie ma to istnieje przynajmniej jakaś ogólna koncepcja spektaklu. Rozmawiamy zawsze o niej z Remikiem, który chodząc po scenie wymyśla scenografię – mówi to będzie stało tu, a to tam. Potem staramy się to uporządkować.

fot. Maciej Stobierski

„Koń, kobieta i kanarek” fot. Maciej Stobierski

Na ile w proces projektowania kostiumu zaangażowany jest aktor?

Iga: Im aktor w nim mniej uczestniczy, tym jest lepiej.

Szymon: Zazwyczaj jest tak, że kiedy pokazujemy materiał, słyszymy opinie w stylu „ojej, ale mi w tym będzie ciepło”. Może i będzie jednak trzeba się dostosować do koncepcji plastycznej spektaklu.

Szyjecie kostiumy czy kupujecie używane?

Szymon: Trzeba dobrze wykorzystać siły teatru, wszystko zależy od tego ile masz pieniędzy, ile masz czasu, od tego jakie krawcowe tam pracują.

Iga: W Poznaniu dużo kupowaliśmy, bo było tam tylko trzech krawców, a premiera goniła premierę. Za to w Sosnowcu pracują świetne krawcowe, które bardzo szybko pracują, więc dużo szyjemy. Wcześniej nie znałam się na tym i byłam taka niespójna, chaotyczna. One miały do mnie świętą cierpliwość i zaczęły mnie uczyć różnych rzeczy. Teraz widzę już w sklepach, co jest źle uszyte.

Staracie się przez kostiumy wydobyć indywidualne cechy bohatera, czy stworzyć na scenie plastyczną zbiorowość?

Szymon: To zależy od tego jaki jest spektakl; jeśli mały to możesz podejść bardzo indywidualnie do każdego bohatera, jeśli duży – starasz się jakoś powiązać ze sobą postacie, stworzyć spójną estetykę. Tak, Iga? Ja w zasadzie nie zajmuję się kostiumami, próbuję od nich uciekać, nie lubię przymiarek.

Iga: Chociaż ostatnio Szymon nauczył się nowego słowa…

Szymon: Owerlok. Wiem, że można coś uszyć owerlokiem. I tyle.

"Korzeniec", fot. Maciej Stobierski

„Korzeniec”, fot. Maciej Stobierski

A co z „Koniem, kobietą i kanarkiem”? Stroje prawie wszystkich bohaterów są do siebie podobne, a na ich tle pojawia się Edyta Ostojak ubrana całkiem zwyczajnie – tak jakby z ulicy weszła na scenę. To kłuje w oczy.

Iga: Córka sztygara – postać grana przez Edytę – od początku miała być inna. Z jej kostiumem był duży problem, długo nie mogliśmy go zaprojektować. Chodziliśmy na próby, a ja ciągle marudziłam i pytałam Szymona, w co my ją ubierzemy. Kiedyś przyszła na próbę w spodniach i sweterku, i stwierdziliśmy, że taki normalny, prosty strój, bardzo do tej postaci pasuje. I tak zostało.

Jaka waszym zdaniem powinna być dobra scenografia i jakie pełnić funkcje?

Iga: Nie powinna przeszkadzać spektaklowi. Powinna integrować wszystkie jego elementy, a nie dominować. Marcel kiedyś powiedział, że kiedy po wyjściu z teatru mówi się tylko o scenografii, to znaczy, że spektakl był zły. Funkcjonujemy w cieniu akcji, dlatego zdziwiłam się, kiedy ostatnio podając dane do faktury zostałam rozpoznana jako autorka scenografii w Teatrze Zagłębia. Ktoś jednak zwraca uwagę na nasze tło…

Iga Słupska i Szymon Szewczyk – studenci katowickiej ASP, scenografowie, kostiumolodzy. Pracowali przy spektaklach „Zbuntowany autobus, czyli jazda bez trzymanki”, „Korzeniec”, „Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł, czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte”, „Gorączka czerwcowej nocy”, „Koń, kobieta i kanarek”. Na tegorocznym Festiwalu „Kontrapunkt” w Szczecinie otrzymali wyróżnienie za koncepcje wizualną spektaklu „Był sobie Polak, Polak…”.