(Nie) szczęśliwe Indie
Są takie książki, których recenzji napisać nie potrafię. Mogę opisać tylko wrażenie oraz spróbować odnieść się do zjawisk i sytuacji w nich przedstawionych, które pozostają dla mnie niepojęte. Jedną z takich książek są Indie rozdarte Arundhati Roy.
Autorka jest zaangażowana politycznie i społecznie w sprawy Indii. Bezlitośnie, strona po stronie, zrywa zasłony „nowocześnie demokratycznego państwa”. W zasadzie – nic nowego: korupcja, konflikty zbrojne, bestialskie morderstwa czy zatrważające nierówności społeczne istnieją i bliżej nas. O panującej w Indiach, chyba najbardziej rozwiniętej w stosunku do innych krajów rozwijających się, kulturze gwałtu wiemy wszyscy, a to dzięki kilku ochłapom informacji rzucanym nam od czasu do czasu przez media.
Książka jest zbiorem trzech esejów dotyczących głównie operacji „Zielone Łowy”, ogłoszonej przez Ministra Spraw Wewnętrznych, której oficjalnym celem było zlikwidowanie partii maoistów chcących obalić kastowość społeczeństwa indyjskiego. Oczywiście, autorka szybko uświadamia nam, że prawda jest całkiem inna: światem rządzi pieniądz i Indie nie są tu wyjątkiem. Decydenci mają za nic rzesze głodujących i zależy im tylko na gromadzeniu coraz większych majątków. Rzecz jasna, za cenę grabienia i niszczenia ziemi – największego bogactwa biedaków.
Indie codziennie dają świadectwo tego, jak okrutna i bezmyślna okazała się kolonizacja XIX wieku. Odbija się ono nie tylko w ruinach świątyń czy na siłę unowocześnianych miast. Najbardziej widać je w oczach brudnych, bezdomnych dzieci, które nigdy nie pójdą do szkoły, a jako nastolatkowie albo wstąpią do partyzantki, albo stoczą się na dno i będą żebrać do końca życia, aż w końcu umrą, nikomu nieznane. Imperium Brytyjskie bez litości rozprawiło się z indyjską kulturą i historią, skazując ziemię Brahmy na powolny rozkład. Większość hindusów to bezmyślne marionetki poruszające się w sidłach systemu, którego nie rozumieją i nawet nie chcą rozumieć – wolą sprzedawać owoce na targowisku za dnia, a w nocy spać na tej samej ladzie.
Indie rozdarte to nie barwny, fabularyzowany przewodnik po egzotycznej Krainie Wschodu; brak w nim zabawnych opisów nieznanych czytelnikowi obrzędów czy dowcipnie streszczonych przygód autorki. Jest za to rozczarowanie, ogromne rozczarowanie, które przeszywa jak prąd i nie pozwala pozostać obojętnym.
Po co czytać takie książki? Nie są ani łatwe, ani przyjemne. Bolą. Właśnie po to, żeby bolało, bo prawda boli, a wiedza o otaczającym nas świecie, skąpanym w kłamstwie i chciwości, jest największym kapitałem, na jaki może sobie pozwolić współczesny człowiek.
Arundhati Roy: Indie rozdarte, wyd. Wielka Litera, Warszawa 2014.