Wysocka opowiada Chopina

Jadąc na tegoroczny Kontrapunkt uważałem spektakl „Chopin bez fortepianu” za jedną z największych atrakcji festiwalu. Mało tego, przedstawienie to było głównym argumentem decydującym o mojej podróży do Szczecina – pisze Marcin Miętus.

fot. Natalia Kabanow

fot. Natalia Kabanow

Z rosnącą ekscytacją zająłem wybrane miejsce w Teatrze Współczesnym, w którym odbywała się część prezentowanych widowisk. Na scenie znajdował się już kwintet muzyków rozgrzewających instrumenty. Obok nich stał czarny fortepian, do którego po chwili podeszła ubrana w skromną, czarną sukienkę Barbara Wysocka, zajmując miejsce pianisty. Oklaski. Zupełnie jak w filharmonii. „Ciekawa publiczność” myślę i rozglądam się na boki. Po mojej lewej siedziały dwie młode dziewczyny, które po kilkunastu minutach spektaklu już się nudziły (zdawało mi się, że jedna z nich nawet przysnęła) a po zakończeniu wyraźnie odetchnęły z ulgą. Po prawej siedział elegancko ubrany mężczyzna po czterdziestce, którego monologi Barbary Wysockiej doprowadzały do bardzo głośnego, szczerego śmiechu i który podczas owacji dosłownie wystrzelił z fotela, by zaklaskać na stojąco. Gdzie ja się odnajduję się w tej sytuacji? Gdzieś pośrodku. Już piszę, dlaczego.

Podczas słuchania muzyki Chopina w amerykańskich produkcjach filmowych niegdyś rozpierała mnie duma. Dzisiaj targają mną raczej mieszane uczucia. Lista zagranicznych filmów, w których zostały wykorzystane kompozycje Chopina, jest doprawdy imponująca. Niestety często użytek, jaki robi się z nich w kinie, bywa przeraźliwie banalny. Jeden z najpopularniejszych nokturnów Chopina pojawia się w filmowych obrazach (nawet w serialach) w momentach bardzo dramatycznych, często obrazując smutek, melancholię czy zadumę bohatera. Chopin należy do elitarnego grona kompozytorów, którzy poprzez kino, reklamy oraz masowe media osiągnęli pokaźną publiczność, o jakiej nie mogliby marzyć za życia. Taki sukces jednak kosztuje: z bogatej twórczości kompozytora kino preferuje utwory znane i lubiane, często mocno okrojone i wykorzystywane jedynie w roli tła wydarzeń.

fot. Natalia Kabanow

fot. Natalia Kabanow

Jednym z tematów spektaklu Michała Zadary jest właśnie infantylizacja muzyki pianisty, często wykorzystywanej podczas pogrzebów, narodowej żałoby, nawet podczas pamiętnego wystąpienia Jaruzelskiego ogłaszającego stan wojenny. Reżyser próbuje rozliczyć narosłe wokół polskiego kompozytora mity, odkleić łatkę „wieszcza fortepianu”. Ucieka od szkolnych interpretacji budując ciekawy kontrapunkt (jak widać, znakomicie wpisał się w ideę festiwalu). Z wdziękiem i energią pomaga mu w tym wszechstronnie wykształcona – także muzycznie – Barbara Wysocka.

W pierwszej części przedstawienia widzowie zostają skonfrontowani z technicznym opisem charakteru kompozycji stworzonej przez polskiego kompozytora. Pojawia się spora dawka terminów muzycznych przeplatanych uwagami interpretacyjnymi oraz sposobem wykonania tego konkretnego utworu.Wysocka odkrywa przed widzem oryginalną partyturę koncertów Chopina, tyle że zamiast dźwięków fortepianu będziemy słuchać partii mówionych. Aktorka często nadaje wypowiedzi ton harmonizujący z graną przez kwintet muzyką, choć czasem na przekór jej giętki głos skręca w inne tonacje. Słowa zastępują fortepian, Wysocka dosłownie (!) opowiada Chopina. Jasne jest, że wie, o czym mówi. Twórcy przeprowadzili mnóstwo wywiadów, m.in. z pianistami, muzykologami i kardiologiem. Spektakl jawi się więc jako dzieło bardzo profesjonalne, lecz w pewnym momencie nadmiar informacji sprawia, że moja uwaga gdzieś ulatuje. Nie pomaga na pewno moje dyletanctwo w dziedzinie muzyki i muzykologii. Wytchnieniem – zarówno dla widza, jak i dla Wysockiej – stają się partie instrumentalne. Jednak zamiast całej orkiestry i dyrygenta (występujących np. w czasie pokazu na tegorocznej „Boskiej Komedii”) na scenie znajduje się zaledwie piątka muzyków.

fot. Natalia Kabanow

fot. Natalia Kabanow

Eksperyment Zadary pozwala spojrzeć na postać i twórczość Chopina z różnych perspektyw, często przez pryzmat filozofów czy wybitnych polskich artystów. Znalazło się w „Chopinie bez fortepianu” miejsce dla Nietzschego, Słowackiego, Norwida, Szymanowskiego i słynnej kwestii Nosa z „Wesela” Wyspiańskiego. W pewnym momencie miałem wrażenie, że widowiskiem targa nadmiar cytatów, teorii i odniesień. Miejscami przeintelektualizowany i zbaczający w różne kierunki performatywny wykład z oryginalnego pomysłu stał się przewidywalny, a tam, gdzie mógł posłużyć się lekką ironią, popada w pretensję. Za chybiony uważam pomysł wykorzystania kamery cyfrowej, projekcja wcielającej się we Fryderyka Chopina Wysockiej rzuconej na fortepian wydała mi się zwyczajnie niepotrzebna. Mimo moich prywatnych „ale” „Chopin bez fortepianu” jest na pewno jednym z najciekawszych monodramów (choć Zadara nie chce, żeby jego projekt tak nazywano), jakie kiedykolwiek widziałem. Jestem pełen podziwu dla Barbary Wysockiej, cenię Zadarę za nowatorski pomysł, ale jego teatr intelektualny jest dla mnie pozbawiony emocji. Czyli tego, czego tak naprawdę szukam w teatrze.

Spektakl „Chopin bez fortepianu” otrzymał na 49. Festiwalu Kontrapunkt w Szczecinie Grand Prix, czyli Wielką Nagrodę Publiczności oraz Nagrodę Promocyjną im. Kazimierza Krzanowskiego.

„Chopin bez fortepianu”
Reżyseria: Michał Zadara
Występują: Barbara Wysocka oraz kwintet Sinfonietty Cracovia
Światło oraz projekcje wideo – Artur Sienicki
Menedżerka projektu – Marta Kuźmiak
 
Produkcja: CENTRALA
Premiera: 23 marca 2013