Palcem po mapie. Dookoła świata w 10 utworach (z bonusem)
Założyć krótkie spodenki i wygodne buty. Spakować plecak, zostawić wszystko i pojechać na drugi koniec świata. Wakacje początkiem marca? Nie zawsze możliwe do zrealizowania. Dlatego gdy nie możesz wyjechać gdzieś daleko, wybierz się z nami! Palcem po mapie w najbardziej odległe zakątki muzyki.
Mari Boine – „Vuoi Vuoi Mu, Idjagiedas”
Szamańskie zaśpiewy prosto z dalekiej północy. Folk, jazz i elektronika w jednym. Tak w skrócie można by przedstawić muzykę, którą słyszymy na krążkach Mari Boine. Ale o Mari Boine pisze się trudno, bo trudno ją gdziekolwiek zaklasyfikować. Umyka szufladkowaniu, a wszystko to dzięki idealnemu wymieszaniu tego, co tradycyjne ze współczesnymi brzmieniami.
Natacha Atlas – „Gafsa”
Arabskie brzmienie grane przez Belgijkę, tworzące równocześnie ścieżkę dźwiękową do koreańskiego filmu. O taki zawrót głowy zatroszczyła się dla nas Natacha Atlas. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam „Pusty dom” w reżyserii Kim Ki-duka, w głowie mocno zakotwiczył mi się utwór, który przewijał się przez cały film.
Mulatu Astatqé – „Gubelye”
Kto widział „Broken Flower” Jima Jarmuscha, temu Mulatu Astatqé przedstawiać nie muszę. Kto nie widział, niech na chwilę da się porwać do Etiopii. Tajemniczy, wręcz gęsty jazz płynąc z instrumentów Mulatu Astatqé trochę niepokoi, ale nie ma w tym niepokoju niczego złego. Sama muzyka wprowadza w trans, z którego trudno się wyrwać. Warto dodać, że Mulatu Astatqé jest uważany za twórcę ethno jazzu. To nazwisko po prostu trzeba znać.
16 Horsepower – „Black Soul Choir”
Jadąc do Ameryki Północnej z myślą o muzyce folkowej, z jednej strony przychodzą mi na myśl kowboje w kapeluszach z przaśną muzyką country rodem z filmów familijnych. Z drugiej strony wpadają w ucho zespoły takie jak Sam Beam z grupą Iron & Wine. Dzisiaj wybieram opcję trzecią, podróż do Denver z16 Horsepower. I nie da się ukryć – nic nigdy nie zastąpi dźwięków płynących prosto z banjo.
Quadro Nuevo – „Paroles, Paroles, Paroles”
Zaglądając do królestwa tanga, Argentyny, prawdziwym wstydem byłoby nie posłuchać czegoś z tego gatunku. Mistrzem bez wątpienia jest Astor Piazzolla. Ze swojej strony dodam również czarujący zespół Quadro Nuevo. Zespół, który na swój jazzujący sposób przedstawia tango z domieszką flamenco.
Quarteto em Cy – „Agua de Beber”
Gdy w tle sączy się powoli ciepła bossa nova, zaczynam szukać miejsca, w którym idealnie można spędzić sjestę. Nieważna jest wówczas dla mnie pora dnia czy roku oraz pogoda za oknem. Muzyka to dla mnie wystarczający argument do tego, by uciąć krótką drzemkę i uciec na chwilę do ciepłych krajów. Tam życie płynie inaczej. Dla mnie królem gatunku już na zawsze pozostanie Antônio Carlos Jobim, ale trochę na przekór zaproponuję zespół, który ostatnio mnie oczarował – Quarteto em Cy.
Moana and the Moa Hunters – „Tihore Mai”
Na drugim końcu świata, bo w Nowej Zelandii, wraz z muzyką maoryską zamieszkuje te rejony Moana and the Moa Hunters. Moana co prawda nie zajmuje się jedynie muzyką ludową, ponieważ w swoim repertuarze posiada też pop z domieszką rapu. Przyznam szczerze, że jak muzyka ethno w jej wykonaniu zdecydowanie przypadła mi do gustu, tak do reszty twórczości podchodzę z dużą dozą sceptycyzmu. Dlatego też powróćmy na chwilę z Moaną do nowozelandzkich korzeni.
Huun Huur Tu – „Aa Shuu Dekei Oo”
Muzyka bardzo wymagająca – tak powiedziałabym o zespole Huun Huur Tu. Wszystko to za sprawą śpiewu gardłowego, z którym nie jesteśmy osłuchani. Sama byłam dość mocno zaskoczona, gdy po raz pierwszy usłyszałam śpiew Huun Huur Tu, ale było to zaskoczenie, które zamieniło się prawie momentalnie w zauroczenie. Warto też zauważyć, że zespół w czasie swojej kariery współpracował m.in. z Frankiem Zappą, Ry Cooderem, The Chieftains czy z Kronos Quartet.
Do przesłuchania, prosto z dalekiej Tuwy:
The Paradise Bangkok Molam International Band
Nazwa zespołu może złamać niejeden język, a muzyka zapewne stopi lód na sercu niejednego słuchacza. Za każdym razem gdy słucham tej muzyki, przychodzi mi na myśl ich koncert na zeszłorocznym OFF Festivalu. Bomba pozytywnej energii, która spłynęła na nas ze sceny, oszołomiła tłum, który po prostu zaczął tańczyć. I tak już zostaje – za każdym razem gdy słyszę The Paradise Bangkok Molam International Band po prostu tańczę. Myślę, że nie warto walczyć, wystarczy dać się porwać tej kolorowej muzyce prosto z Tajlandii.
I z powrotem do Polski
Na sam koniec zaproponuję dwa utwory, troszkę kłamiąc i naciągając ramy artykułu, nazywając tę część częścią bonusową. Kaszuby z pięknym, melodyjnym językiem oraz gwara śląska w aranżacji Adama Olesia. Obie płyty – zarówno „hurdu_hurdu”, jak i „Kaszebe” są dla mnie wręcz magiczne. Łączą w sobie z niezwykłą lekkością i świeżością to, co kocham najbardziej, czyli jazz i muzykę ludową. Czy jest lepsze połączenie? Dla mnie takie nie istnieje.
Adam Oleś:
Olo Walicki: