Rysiek Riedel obok śląskiej baby z warkoczami

Czy zobaczymy kiedyś Ryśka Riedla w skórzanej kurtce wśród śląskich bab z warkoczami? Z Arkadiuszem Jakubikiem – reżyserem spektaklu „Skazany na bluesa” – rozmawiała Aleksandra Zmełty.

05

fot. K.Lisiak

Aleksandra Zmełty: Praca nad spektaklem „Skazany na bluesa” to chyba spore wyzwanie. Nie boi się pan?

Arkadiusz Jakubik: Boję się, no pewnie, że się boję. Gdy się boję, to czuję, że żyję. Jeśliby zabrakło tego uczucia strachu, nie byłoby stresu przed nową premierą czy innym zawodowym wyzwaniem, oznaczałoby to jedno – że trzeba już kończyć z uprawianiem tego zawodu. Nie potrafię podejść do nowego projektu w sposób chłodny, racjonalny, z profesjonalnym wyrachowaniem, traktując go jako kolejną pracę, którą mam do wykonania. Każdy stres, każdy strach powoduje to, że człowiek się spina. Dzięki temu zaczynam myśleć o czymś na poważnie, a przede wszystkim wchodzę w projekt do końca. Dla mnie praca rozumiana inaczej nie ma sensu.

A.Z.: Trudno jest zmierzyć się z legendą, jaką jest Rysiek Riedel?

A.J.: Czuję ogromny ciężar. To prawda, że próbuję się zmierzyć z prawdziwą ikoną nie tylko muzyki i kultury, ale także i samego Śląska. Nieprzypadkowo spektakl będzie można zobaczyć na dużej scenie Teatru Śląskiego, bo – krótko mówiąc – Rysiek jest stąd. Kiedy Robert Talarczyk – dyrektor teatru – złożył mi tę propozycję, wahałem się tylko przez chwilę. Głównym hamulcem był mój domatorski styl życia. To jest mój rodzaj samotności, o której śpiewał też Rysiek. Trudno wyjeżdża się z domu na dwa miesiące, gdy wokół zupełnie obce miasto i pokój hotelowy, w którym trzeba się samemu odnaleźć. Nigdy do tej pory nie zgodziłem się na realizację spektaklu poza miejscem mojego zamieszkania, czy jako reżyser, czy aktor. „Skazany na bluesa” stanowi wyjątek, ponieważ od dawna chciałem się zmierzyć z legendą Ryśka Riedla. Nie mogłem też odmówić Robertowi Talarczykowi, który jest moim największym przyjacielem jeszcze z czasów studiów we Wrocławiu.

A.Z.: Czego możemy oczekiwać w marcu?

A.J.: „Skazany na bluesa” to jest mój kolejny etap teatralno-muzycznych poszukiwań, które próbują połączyć w sobie energię pozornie nieprzystającą do siebie. Mam tu na myśli siłę spektaklu teatralnego i rockowego koncertu. Taką właśnie próbę chciałbym podjąć, by widzowie zobaczyli zarówno kawał dobrego teatru, jak i koncertu z naszym Ryśkiem w roli głównej. Aby te dwie przestrzenie się przenikały i stworzyły całość, która zasłuży sobie na aprobatę widzów.

fot. K. Lisiak

fot. K. Lisiak

A.Z.: Spektakl jest dla marzycieli, buntowników i osób, które nie zgadzają się ze współczesną rzeczywistością?

 A.J.: Przede wszystkim dla tych, którzy kiedykolwiek w życiu słyszeli chociaż jeden utwór Ryśka Riedla czy zespołu Dżem. A ponieważ chyba nie ma osoby w tym kraju, która by o nim nie słyszała, to myślę, że jest to spektakl dla wszystkich. Dla mnie jest to tragiczna historia ikony. „Skazany na bluesa” jest oparty na scenariuszu filmowym Przemysława Angermana i Jana Kidawy-Błońskiego, z tą różnicą, że będzie to adaptacja teatralna. Film rządzi się swoimi prawami, jest zupełnie innym medium. Sam scenariusz został zmieniony w dość istotny sposób. Chociażby piosenki będą prezentowane w całości. Tym, co mnie osobiście zainspirowało do tej wersji scenariusza, jest realizm, który w kinie się nie sprawdza. Głębsza metafora i świat, który nie jest do końca oczywisty. Mocno zainspirowała mnie też twórczość śląskich artystów naiwnych, czyli tak zwanej Grupy Janowskiej, te niebywałe, wręcz dziwne obrazy Teofila Ociepki czy Erwina Sówki. Wyobraziłem sobie, że spokojnie obok Marii Panny, świętej Barbary, górnika czy gołych bab z pięknymi warkoczami mógłby znaleźć się portret Ryśka Riedla.

 A.Z.: Obok samego Ryśka, kolejnym ważnym bohaterem spektaklu będzie otoczenie, w którym muzyk żył. Śląsk.

 A.J.: Zdecydowanie. Tylko praca nad spektaklem teatralnym jest podróżą w nieznane. Gdy powiem, że będzie to historia o wspaniałym człowieku i genialnym wokaliście, samotności, chorobie i uzależnieniu, to będą to słowa tak oczywiste, że aż szkoda sobie strzępić język. Przygotowując spektakl, wyruszam w podróż, by odkryć ten świat. Chcę odnaleźć w nim siebie, móc samemu sobie odpowiedzieć na pytanie, w jakim kierunku idziemy. Teatr jest takim miejscem, które daje nam wolność. Możemy go też w różny sposób interpretować. A postacie przedstawione w obrazach Grupy Janowskiej będą opowiadały nam te wszystkie historie, a to daje ogromne możliwości.

Premiera odbędzie 7 marca 2014 roku na deskach Teatru Śląskiego.