Dziwaczne historie na koniec świata
Niemal w każdym tekście traktującym o debiutanckiej prozie napisanej przez Agnieszkę Wolny-Hamkało – autorkę znaną do tej pory przede wszystkim z tomów poetyckich – pojawia się porównanie Zaćmienia do najpopularniejszego serialu Davida Lyncha. Niech zatem i tutaj zagości figura sławnego miasteczka, tym razem jednak w słowach samej bohaterki książki, która wrzucona w kolejną dziwaczną, absurdalną i lekko surrealistyczną sytuację bezbłędnie opisuje ją jako „Miasteczko Twin Peaks” produkcji chińsko-polskiej z poronionym dubbingiem.
Wypowiadająca to jakże trafne porównanie bohaterka Zaćmienia, Ewa Skalska, to była policjantka, a skoro eksglina, to (przynajmniej na pierwszy rzut czytelniczego oka) także i twardzielka, bo igranie z kalkami, schematami czy wreszcie konwencjami – tymi literackimi i nie tylko – to zabieg przeprowadzany przez Wolny-Hamkało niezwykle sprawnie i z doskonałym efektem. Na Ewie, z racji wcześniejszego zawodu i być może również z powodu dziwacznej traumy, jaką naznaczone jest jej życie (w starciu o serce ukochanego przegrała z cudowną ikoną Marii Magdaleny), najmniejszego wrażenia nie robią dziesiątki legend miejskich o rozpruwaczach i wampirach, albo przynajmniej uwodzicielach, którzy futrują ofiary tabletkami gwałtu, a potem penetrują ich przestronne wnętrza. Dzięki temu bohaterka z powodzeniem wykonuje swój nowy zawód – wyszukuje dla wydawnictwa Ósmy Cud Świata interesujące historie, niejednokrotnie podejmując kroki, których większość śmiertelników zaniechałaby w obawie o swe życie, a przynajmniej zdrowie.
Skalska jako rasowa łowczyni historii podczas swych zawodowych peregrynacji po Polsce natyka się na dziwaków, wszelkiej maści ekscentryków, a nawet wykolejeńców, którzy bardziej lub mniej świadomie dostarczają jej dobrego materiału dla wydawnictwa. W Gdańsku częstują ją inicjacyjną opowieścią o tajnym bursztynowym bractwie skupionym wokół tak naprawdę żyjącej (z konieczności w ukryciu) Anny nomen omen Jantar. Warszawa to miejsce, w którym Arnold Schwarzenegger dokonuje podwójnego wyjścia z szafy (okazuje się bowiem poetą lirycznym), a Kraków to nie tylko dostarczyciel historii rozgrywających się w zadymionych knajpianych piwniczkach, ale i świetnie sprzedających się narracji o wampirach. A wszystkie te opowieści zanurzone są w atmosferze zbliżającego się zaćmienia, a kto wie czy i nie końca świata.
Wyobraźnia Agnieszki Wolny-Hamkało nie zna granic, jej koncepty, spostrzeżenia i językowy warsztat sprawiają, że lektura jest niezwykle smaczna, bardzo zabawna, momentami groteskowa, a mimo to podszyta dziwnym smutkiem (wyżej przytoczone opowieści to zaledwie niewielka część tego, co w Zaćmieniu serwuje Hamkało). Trochę jednak zastanawia i martwi, że każda z dziwacznych i swą kuriozalnością zachwycających historii po doprowadzeniu naprędce do finału urywa się. Urywa się też nagle sama opowieść o Ewie, która wraz ze zbliżającym się zaćmieniem zaczyna się coraz szybciej starzeć, siwieć, blednąć, znikać. Może jej twardość i hardość to tylko fasada, maska przywdziana na okoliczność ścierania się z rzeczywistością, która już nie raz pokazała Ewie pazury. A zaćmienie, przynajmniej dla Skalskiej – godnej swego nazwiska twardzielki – może mieć rzeczywiście wymiar apokaliptyczny, i niekoniecznie o zagładę będzie tu chodzić, ale o odsłonięcie, zdjęcie maski i objawienie tego, co pod nią. O tym jednak za każdym razem zadecyduje czytelnik, bo niejednoznaczne i otwarte zakończenie Zaćmienia po olbrzymiej dawce zdziwień, zadziwień i niemal cudów okazuje się zupełnie normalną koleją rzeczy, wzbudzając jednocześnie chęć sięgnięcia po następną prozę autorstwa Hamkało.
Agnieszka Wolny-Hamkało: Zaćmienie, Wyd. Czarne, Wołowiec 2013.