Byle nie zwariować
„Nagrody raczej za nią żadnej nie dostanę, ale będzie się dobrze czytać w pociągu, łóżku i na plaży”. Tak o swej książce pisze Marcin Meller — wieloletni redaktor naczelny polskiego „Playboya”, współprowadzący programu „Dzień Dobry TVN” oraz felietonista „Newsweeka”.
I trudno się tutaj nie zgodzić z autorem. Zachęcona jego słowami, postanowiłam otworzyć książkę dopiero w przedziale pociągu, nieco doczytywałam w łóżku przed snem (na plaży niestety nie miałam okazji). Efekt: utwór Między wariatami — który liczy, bagatela, 460 stron — okazał się doskonałym umilaczem czasu, a jego przeczytanie zajęło mi zaledwie kilka dni.
Książka stanowi niejako przegląd dwudziestoletniej pracy dziennikarskiej Mellera, jednakże nie tej związanej z prowadzeniem popularnego magazynu dla mężczyzn. Tych, którzy oczekują wspomnień godnych Hugh Hefnera, z błędu powinien wyprowadzić jej podtytuł: Opowieści terenowo-przygodowe. W skład tych opowieści wchodzą reportaże, felietony oraz teksty o charakterze wspomnieniowym, pisane od wczesnych lat 90. po dzień dzisiejszy. Większość z nich była już wcześniej publikowana w czołowych polskich tygodnikach, z którymi autor współpracował, czyli w „Polityce”, „Wprost” i „Newsweeku”.
Dziwny jest ten świat
Meller wiele podróżował, odwiedzał różne kraje, które jako reporter starał się przeniknąć i zrozumieć ich specyfikę, w ostateczności w każdym z nich odkrywał w końcu jakąś wewnętrzną sprzeczność. W swoich tekstach ukazuje świat wypełniony absurdami. Dowodem tego może być obraz Iranu, przedstawiony w reportażu Irańczyk z Iranką na próbę: z jednej strony jest to państwo, w którym władza ostro przeciwstawia się jakiemukolwiek przejawowi nieobyczajności, z drugiej zaś kraj szalonych balang.
Jednak Polska w tych artykułach, zwłaszcza w najnowszych felietonach, także jawi się jako bardzo osobliwe miejsce, w którym trudno nie zwariować. Meller często w sposób ironiczno-sarkastyczny pisze o sytuacji wewnętrznej w kraju, gdzie pojęcie zgody politycznej właściwie nie istnieje, z domieszką humoru zaś opowiada o tym, co najbardziej irytuje — myślę, że nie tylko jego, ale i nas wszystkich — czyli o psich kupach pozostawionych na chodnikach, ludziach rozmawiających w kinie czy o reklamach leków na wzdęcia przerywających filmy. Pojawia się również trochę nostalgii, gdy publicysta wspomina dawne bary mleczne oraz swe życie studenckie – nie mniej ciekawe niż obecne i zaangażowane politycznie.
Najlepiej jednak moim zdaniem prezentuje się pierwsza część książki, zawierająca reportaże wojenne z terenów byłej Jugosławii i Afryki. Jednocześnie są to też najmniej zabawne teksty z całego zbioru. Piekło wojenne ukazane jest z różnych punktów widzenia: dziennikarza, dla którego to nowość, cywilów, najbardziej cierpiących, ale też zobojętniałych na to, co się wokół dzieje, oraz żołnierzy odreagowujących na przykład w rytmach rock and rolla. Aby nie oszaleć w świecie, w którym normą jest śmierć, trzeba się do niej zdystansować.
Kimże jesteś, Panie Meller?
Trochę za dużo w tej książce autokreacji. Ze wspomnień, felietonów, a nawet reportaży wyłaniają się różne oblicza Marcina Mellera. Widzimy nieustraszonego dziennikarza jakby wyjętego z powieści przygodowej: będącego wciąż o krok od śmierci, potrafiącego wszędzie dotrzeć i wyjść nawet z najtrudniejszej sytuacji, a do tego zauważonego i docenionego przez samego Mistrza — Ryszarda Kapuścińskiego. Wizerunek reportera uzupełniają portrety wymarzonego syna, troskliwego ojca i jednego z nielicznych, prawdziwych patriotów. Jedynie lenistwo zdaje się skazą na idealnym obrazie.
Z uwagi na polot pisarski autora, książka może okazać się podręcznikiem dobrego warsztatu dla wszystkich zainteresowanych dziennikarstwem. Między wariatami została napisana przystępnym, niezwykle giętkim, dosadnym, a nieraz i bardzo ciętym językiem. I choć krótkie artykuły pozwalają na rozłożenie lektury w czasie, książka jest tak pochłaniająca, że niewielu pewnie skorzysta z tej możliwości.
Marcin Meller: Między wariatami. Opowieści terenowo-przygodowe, wyd. Wielka Litera, Warszawa 2013.