High five! Halloween

Amerykanizacja społeczeństw europejskich postępuje i nie można temu zaprzeczyć. Jeszcze dziesięć lat temu w Polsce nie można było w osiedlowym warzywniaku kupić brokuła, a teraz mamy sklepy pełne produktów, które przywędrowały do nas z USA. Z całym dobrodziejstwem inwentarza przyjmujemy to co „amerykanskye”, także święta, takie jak Walentynki, czy właśnie rzeczone Halloween. Jeżeli jednak nie jesteście zwolennikami zabawy w młodych domokrążców i nie widzicie sensu wychodzenia z domu w głupim przebraniu, byle tylko zdobyć lizaka i dwa cukierki, to polecamy Wam filmy, które w klimat Halloween się wpisują, ale równie dobrze możecie je obejrzeć bez okazji. Do tego polecamy przyrządzić sobie krem z dyni, by przeżyć to święto po burżujsku!

Troll 2 materiały prasowe

fot./ materiały prasowe

Marta Rosół odkryła, że „Nilbog is goblin spelled background!” dzięki „Troll 2”:

Halloween na stałe wpisało się do kalendarza imprez Polaków, którzy zawsze znajdą kolejny powód, żeby się napić. W październikowy wieczór zachęcam do zorganizowania domówki, na której możecie zapuścić jeden z najlepszych-najgorszych filmów wszechaczasów – „Troll 2”. Ciekawostki: niewiele ma on wspólnego z pierwszą częścią, ma za to wiele wspólnego z reprezentacją piłki nożnej San Marino – profesjonalnych aktorów nie ma, bo pieniędzy nie było. Ale komu to przeszkadza? Trolli tam również nie uświadczysz.

Skoro Halloween, to trzeba było wybrać horror. „Troll 2” w dystrybucji jest uznany za ten gatunek, więc czuję się usprawiedliwiona. W rzeczywistości ma się on do horroru tak, jak piernik do wiatraka. Ilość śmiechu, która towarzyszy projekcji tego filmu wystarczyłaby na obdzielenie dziesięciu komedii. Warunek jest tylko jeden – nie można go oglądać w pojedynkę!

Nie chcę spojlerować, przybliżę tylko fabułę: rodzina Waitów zamienia się domami na wakacje (jak na lata dziewięćdziesiąte to bardzo nowoczesna praktyka). Przyjeżdża więc do spokojnego miasteczka, gdzie zamierza odpocząć od zgiełku. Nie wszystko jest jednak takim, jakim się wydaje. Tajemniczy znak koniczynki, jeszcze bardziej tajemniczy zielony napój… Przed tym wszystkim ostrzega duch dziadka, który zwiastuje niebezpieczeństwo. Nikt jednak ducha nie widzi, tylko jego wnuk – Joshua. Jego za to nikt nie słucha, bo jest mały i pryszczaty – tragedia na maxa. Jak to wszystko się skończy? Musicie mnie posłuchać: proszę, obejrzyjcie ten film!

Frankenweenie materiały prasowe

fot./materiały prasowe

Tomek Kuźniak wspomina młodzieńcze fascynacje przy seansie „Frankenweenie”:

Zacznę od wyznań – jestem wielkim fanem horroru. Mój gust filmowy ukształtowały klasyki zrealizowane przez Universal. Nigdy nawet nie marzyłem o tym, żeby zobaczyć esencję mojej wczesnej młodości w jednym filmie. A jednak tak się stało! Tim Burton wyreżyserował w 2012 roku animację „Frankenweenie”, która świetnie nadaje się na halloweenowy wieczór. Reżyser w gruncie rzeczy pyta – Trick or treat?

Pojawiają się tu ożywione małpki, wyglądające jak Crittersy albo Gremliny, a główny bohater ma na imię Victor, tak samo jak Dr Frankenstein. Kiedy chłopak ożywia swojego psa, wypowiadając znamienne słowa „On żyje!”, to ja też czuję, że żyję.

Gdyby ktoś zobaczyłby moje reakcje na „Frankenweenie” podczas seansu, pewnie uśmiałby się, że mężczyzna płacze na filmie animowanym. Ta animacja jest wehikułem czasu do momentu, kiedy odkrywałem swoją pasję. 

dom w głębi lasu materiały prasowe

fot./ materiały prasowe

Wiktoria Ficek wybiera sobie potwora z „The Cabin in the Woods” / „Domu w głębi lasu”:

Halloween to święto, które dla mnie nic szczególnego nie znaczy. Dzień jak co dzień. Nie kręcą mnie ani osobliwe maniakalno-mroczne przebieranki, ani specjalnie organizowane maratony. Każda pora jest dobra na obejrzenie horroru czy dobrego slashera, który wywoła odrobinę dreszczyku. Jeśli wam również brakuje ochoty, by „klasycznie” spędzić Halloween, to zapraszam na seanse, które zamienią koszmar w żart, grozę w groteskę, a strach w istny cyrk.

Kiedy wyobrażamy horrorowy „basic”, w naszej głowie pojawia się oczywista wizja tworzących spójną całość elementów: odizolowane miejsce, np. środek lasu, dom pełen dziwnych przyrządów, brak zasięgu i kontaktu ze światem, jakiś outsider, który wyprowadzi nas manowce i oczywiście główni bohaterowie, wśród których zawsze jest napakowany samiec alfa, nierozgarnięta seksbomba, intelektualista, głupek i niewinna postać, która de facto najlepiej ogarnia rzeczywistość. „Dom w głębi lasu” to film, który prezentuje wszystkie te oczywistości. Ale nie tak prędko! Sytuacja ofiar losu wcale nie jest patowa. To oni sami nieświadomie wybrali, spośród tysiąca innych przerażających istot (nie odbyło się bez psychopatycznego jednorożca (KLIK!), że to właśnie grupa zombiaków ma wysłać ich na tę „drugą stronę”. Na początku zadajesz sobie pytanie: „O co tak naprawdę chodzi?” Ten film pokochasz albo uznasz za totalne dno, jednak nie przejdziesz obok niego obojętnie. W końcu, w którym horrorze istotną rolę odgrywa podrasowane zioło? Awesome! Jeśli jednak nie będziecie usatysfakcjonowani, to odsyłam do pozycji obowiązkowych: „Martwego zła” i „Martwicy mózgu”. Te filmy sprawią, że będziecie się trząść i płakać, ale na pewno nie ze strachu.

rec 2 materiały prasowe

fot./ materiały prasowe

Michał Twardowski ma gęsią skórkę oglądając „[Rec] 2”:

W czarną, halloweenową noc, gdy pod każde drzwi podchodzą nieznani, żądni cukierków (a może kilku kropel ciepłej krwi?) wędrowcy, najlepiej obejrzeć horror, który zagra na emocjach widza jak na strunach głosowych odsłoniętych jednym, bezbłędnym cięciem.Takim filmem jest „[Rec] 2”, który sprawia, że włosy jeżą mi się na całym ciele, nawet w miejscach, o których nie wiedziałem, że mam tam włosy.

Historia jest prosta jak pazurki Freddyego Kruegera: w odciętej od świata kamienicy oddział policjantów jest dziesiątkowany przez zmutowanych mieszkańców budynku, dotkniętych przez zarazę niewiadomego pochodzenia. Tym jednak, co straszy w „[Rec] 2”, jest forma: gdy ogląda się sceny obfitujące w krew, krzyki i nieludzkie napięcie tak, jak własną komunię na VHS (czyli w postaci amatorskiego nagrania niemal pozbawionego montażu), to można zacząć wierzyć w duchy i zombie. W filmie nie ma muzyki, więc nic nie podpowie przerażonemu widzowi, kiedy może się spodziewać mutanta wyskakującego z najbliższego pokoju. „[Rec] 2” to półtoragodzinna wieczność, w której ciśnienie krwi nie spada poniżej 180/120. I choć istnieje wiele horrorów o podobnej formie, to „[Rec] 2” ma pewną przewagę: sprawił, że mój znajomy po jego obejrzeniu potrzebował towarzystwa kilku kumpli i paru piw, bo bał się sam siedzieć w pustym mieszkaniu. Była to halloweenowa noc…

rocky horror materiały prasowe

fot./ materiały prasowe

Patrycja Mucha „trochę się cyka” (KLIK!), więc zamiast horrorów ogląda  „Rocky Horror Picture Show”:

Nie oglądam horrorów, bo się boję. Bardzo. Z wiekiem jest coraz gorzej. Co muszę, to obejrzę, bo wypada znać (takie „Lśnienie”, „Teksańską masakrę…” albo „Dziecko Rosemary”), ale sama z siebie raczej nie wybieram filmu z tego gatunku na wieczorne seanse w zaciszu mego pokoju. A High Five trzeba napisać! I co teraz?! Chciałam o  „Ghostbusters” coś tam napisać, ale nie miałam jeszcze okazji obejrzeć (tak, mówię serio!). Jednak kolega po fachu, Kuźniak, przypomniał mi, że przecież jest jeszcze „Rocky Horror Picture Show”. Tak! Genialny pomysł. Jest to film bardzo halloweenowy, bo i pastisz horroru jest, i przebieranki, i śmieszne piosenki też są. I Susan Sarandon, jeszcze młoda, choć się wiele nie różni od siebie teraźniejszej.

„Rocky Horror…” jest sztampowym przykładem kina kultu. Film ten zdobył niebywałą popularność w ramach tzw. „Seansów po północy”. Fanatycy oglądali go i sto razy. I nie ma co się dziwić. Absurd, groteska, obalenie wszelkich stereotypów związanych z płcią i seksualnością, przemieszanie gatunkowe to powody, dla których ten filmowy misz-masz jest wciąż popularny.

A rzecz się dzieje w zamku, do którego docierają szukający pomocy (Damn it!) Janet (KLIK!) i Brad. Tam wita ich parada przedziwnych postaci, włącznie z Doktorem Frank-N-Furterem, „słodkim transwestytą” (KLIK!), który próbuje stworzyć człowieka idealnego. Janet i Brad zostają wplątani we wszystko, co dzieje się w tym tajemniczym miejscu.

Zatem jeżeli tylko macie możliwość wskakujcie w obcisłe cekinowe ciuszki i róbcie domówkę, podczas której obejrzycie „Rocky Horror Picture Show”, a potem zatańczycie autorski układ choreograficzny do „The Time Warp”.