Za pieniądze z Unii Europejskiej…
Trudno jest pisać o spektaklu, który na festiwal przyjeżdża z łatką faworyta. Co mogę powiedzieć o przedstawieniu, które wciąż zdobywa wyróżnienia, było wydarzeniem specjalnym tegorocznego festiwalu Open’er, dostaje w Zabrzu gorącą burzę oklasków i krzyków, a jego reżyser jest zaledwie w moim wieku? Właściwie to mogłoby wystarczyć, więc będę się streszczał, bo cokolwiek napiszę, to będą jedynie słowa, a tych wiele można znaleźć w Internecie… – o spektaklu „Paw Królowej” pokazywanym na festiwalu Dramaturgii Współczesnej Rzeczywistość Przedstawiona pisze Miłosz Markiewicz.
Dorota Masłowska za Pawia Królowej otrzymała literacką nagrodę Nike. Jego tekst stylizowany jest na piosenkę hip-hopową, a język imituję polszczyznę „uliczną”. Na kilkudziesięciu kartach swojej książki raczy nas brudem i wulgarnością, z jakimi mamy do czynienia w codziennym życiu. Jej bohaterowie to nasi sąsiedzi. Nieudacznicy, którzy –z powodu braku lepszych perspektyw na życie – postanowili usiąść w fotelu i pomarudzić. Chociaż dobrze byłoby też trochę pomarzyć – o życiu w blasku fleszy, o unijnych dotacjach, o niekończącej się kasie, za którą można kupić wszystko, czego się pragnie, a już tym bardziej to, na co się nie ma najmniejszej ochoty. Któż by tak nie chciał? Życie znane z telewizji musi być przecież lepsze niż to nasze. Ale dość o Dorocie…
Na scenie Narodowego Starego Teatru w Krakowie (sic!) reżyserii tego utworu podjął się młody, utalentowany reżyser – Paweł Świątek. Wbrew obiegowym opiniom, nie jest to jego debiut. Wcześniej (jeszcze w trakcie studiów) wyreżyserował już 2 spektakle: Komedia. Szczęśliwe dni. Ostatnia taśma Krappa wg utworów Samuela Becketta w Teatrze im.J. Kochanowskiego w Opolu oraz przedstawienie dyplomowe studentów PWST w Krakowie Healter Skelter, na podstawie 44 listów ze świata płynnej nowoczesności Zygmunta Baumana. Jeżeli napiszę jeszcze, że wcześniej był asystentem Wojtka Klemma, Mai Kleczewskiej czy Renégo Pollescha, to wystarczy, aby zrozumieć, że mamy do czynienia z twórcą, przed którym stoi wielka teatralna kariera, a ci, którzy nie widzieli żadnego z jego spektakli, mogą tylko żałować (albo szybko to nadrobić). A skoro tak, to przejdźmy już do przedstawienia…
„Paw królowej” zaczyna się dokładnie tak, jak zapewne życzyłaby sobie tego autorka – niezrozumiałym bełkotem, krzykiem i jękiem. Później słowa zaczynają nabierać brzmienia, ale czy wraz z nim idzie sens? Jesteśmy zasypywani ulicznymi i telewizyjnymi sloganami, które dobrze znamy; medialną oraz postmodernistyczną nowomową, w której brak znaczenia zostaje ukryty pod płaszczykiem pseudopoważnego i pseudointelektualnego majaczenia. Czwórka rewelacyjnych aktorów w strojach rodem z kortów tenisowych (bądź pola golfowego) opowiada – i naprędce inscenizuje – historię wypalonego rockmana, Stanisława Retro, który pisze piosenki po angielsku i nie może – choć bardzo się stara – wejść do świata celebrytów i zaistnieć w szołbiznesie. Opowiadanie inscenizowanej historii mija się z celem, więc uznajmy, że tyle powinno wystarczyć.
O wiele ważniejsze jest to, że – wspomniana już – czwórka aktorów podaje tekst przez dwie godziny, bez przerwy, a ich gra pełna jest ekspresji i dynamizmu, które sprawiają, że nie możemy oderwać wzroku od sceny. Scenografia nasuwa na myśl kort do squasha – nic w tym dziwnego, skoro słowa lecą do nas z prędkością piłek tenisowych. Można ją również rozumieć jako studio telewizyjne, tzw. greenboxa, gdzie tło można dowolnie zmieniać, a nic, co widzimy, nie jest realne. Tak samo nierealna jest ta historia, która – jak się dowiadujemy – powstała za pieniądze z Unii Europejskiej. Choć chyba najbardziej zaskakującym elementem przedstawienia była jego muzyczność – aktorzy praktycznie cały czas tworzyli za pomocą własnych (od)głosów podkład muzyczny dla rozgrywanych scen, złożony z najbardziej znanych utworów popkultury. W ten sposób udało im się stworzyć wrażenie, że opowiadana przez nich historia to zaledwie teledysk, a nie „prawdziwe życie”, jak mogłoby się nam wydawać.
Spektakl ten jest doskonałą parodią (?!) współczesnego, konsumpcyjnego życia – dużo, szybko, mocno, niekoniecznie z sensem, ale ważne, że na świeczniku. Jak się jednak okazuje, język teatralny Świątka trafia do wszystkich – burzę oklasków zgotowała mu cała zgromadzona w teatrze publiczność, bez względu na wiek. A wychodząc z teatru, wielu nuciło pod nosem fragment przeboju nieistniejącego zespołu Konie: „Dużo jest opinii, jeszcze więcej poglądów…”.
Dorota Masłowska „Paw królowej”; reżyser: Paweł Świątek; dramaturgia: Mateusz Pakuła; scenografia: Marcin Chlanda; obsada: Paulina Puślednik, Małgorzata Zawadzka, Szymon Czacki, Wiktor Loga-Skarczewski; Premiera w Narodowym Teatrze Starym w Krakowie: 27 X 2013; Spektakl prezentowany w ramach XIII Festiwalu Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość przedstawiona”.