Niefortunne połączenie – „W imię” Małgorzaty Szumowskiej

Zawiedzie się ten, kto szuka sensacji. „W imię” Małgośki Szumowskiej nie jest linearnie poprowadzoną i społecznie kontrowersyjną opowieścią o księdzu-geju, pozostającym w dwuznacznej relacji z młodym chłopakiem. To historia oscylująca pomiędzy naturalistycznym ukazaniem Polski klasy B, a symbolicznym obrazem samotności czasem pozbawionym sensu. Szumowska po raz kolejny postawiła na bohatera znajdującego się w „moralnie wygodnej” pozycji, który musi się w końcu zmierzyć ze swoimi problemami.

W imię materiały prasowe 4

fot./ materiały prasowe

Ksiądz Adam prowadzi ognisko dla chłopaków z poprawczaka w małej, zapyziałej wiosce: to dobrze znany polskim widzom świat z filmów Smarzowskiego. Życie ludzi po upadku PGR-ów koncentruje się na piciu pod jedynym we wsi sklepem alkoholowym. Miejscowe dzieciaki spędzają wolny czas biorąc udział w bijatykach. Wśród nich wyróżniają się dwie postaci: ksiądz lubiący grać w piłkę, przyjaciel przysłanych pod jego opiekę chłopców i małomówny Dynia, który ponoć spalił kiedyś jeden z domów w wiosce i błąkał się kilka dni po lesie. Szumowska wprowadza widzów w świat, którym rządzą nienaruszalne zasady przywiązania do tradycji i religii. Nie ukazuje go jednak w sposób polityczny – stroni od ocen, koncentrując się raczej na chłodnym przedstawieniu rzeczywistości, lekko ironicznym i momentami przerysowanym. Gorzki komizm wielu scen ukazujących życie tej małej wspólnoty reżyserka przeplata intymnymi fragmentami z życia księdza Adama,  skrzętnie ukrywającego przed światem swoje prawdziwe oblicze.

W imię materiały prasowe 3

fot./ materiały prasowe

Ksiądz Adam prowadzi ognisko dla chłopaków z poprawczaka w małej, zapyziałej wiosce. Został tu przeniesiony, dostał dom, w którym znajduje się też kancelaria parafialna. Widać, że nie jest tutejszy. Stara się odnaleźć, wiedząc, że pozycja księdza na wiele mu pozwala. Jak długo jednak będzie w stanie panować nad swoimi problemami z alkoholem i z własną tożsamością? Widz długo czeka, aż Szumowska zaprosi go do świata swojego bohatera. Historia księdza Adama powoli sączy się z ekranu, jak alkohol z kolejnej otwieranej przez niego butelki wódki, a to za sprawą wielu pełnych dramatyzmu scen, ukazujących osamotnienie, wątpliwości i zagubienie. Zamknięty w swoim ciasnym domu powoli upada na dno. Cały czas zachowuje jednak moralną wyższość nad otaczającymi go ludźmi. Gdy uczy swojego przyszłego kochanka pływać, wygląda, jakby go chrzcił, na materacu leży ułożony jak Chrystus w grobie. W tej skrajnie romantycznej wizji swojego bohatera reżyserka nie ironizuje, co słusznie podczas seansu budzi wśród widzów śmiech. Adam to człowiek błądzący, którego ludzie nie potrafią zrozumieć.

W imię materiały prasowe 2

fot./ materiały prasowe

Cały problem w wypadku „W imię” polega więc na nie do końca udanym zderzeniu ze sobą chłodnego spojrzenia na polską prowincję z niezwykle podkoloryzowanym obrazem bohatera. Fabuła rozpada się na dwie części – dotyczącą funkcjonowania społeczności i tę, która opisuje życie księdza Adama. Każda z nich mogłaby stanowić inny film natomiast w połączeniu nie tworzą spójnej całości. Bazując na swojej intuicji Szumowska przekazuje widzowi wiele prawdziwych i poruszających obserwacji na temat anatomii ludzkiego cierpienia, jednak w wielu momentach, przez niewyważenie sposobu opowiadania i ciężaru historii, „W imię” staje się nieco pretensjonalną pogonią za trendami obecnymi we współczesnym europejskim kinie.     

Film można zobaczyć w Cinema-City:

ccPoczujMagie_600x100

 

Mateusz Góra