Bunt robotników buntem artysty, czyli co może sztuka? Rozmowa z Rafałem Jakubowiczem oraz Mikołajem Iwańskim

Rafał Jakubowicz przygotowuje się do odtworzenia „Płyty”. „Płyta” to określenie wieców organizowanych przez pracowników W-2 zakładów Hipolita Cegielskiego w Poznaniu, których tradycja sięga 1956 roku. „Płyta” przywołuje historię Marcela Szarego, legendarnego działacza Inicjatywy Pracowniczej w Ceglorzu i stanowić będzie platformę dyskusji nad obecną sytuacją oraz przyszłością klasy robotniczej w Polsce. – To tematy, o których trzeba mówić – zapewnia artysta.Lecz to tylko jeden z problemów, do których odnosi się projekt. Rafał Jakubowicz razem z dr. Mikołajem Iwańskim przewieźli właśnie z Poznania do Bytomia płytę Marcela Szarego, którą będzie można zobaczyć w styczniu w CSW Kronika na wystawie pt. „A Place Where We Could Go”, realizowanej w ramach „Projektu „Metropolis”.

Instalacja, którą realizujesz w Bytomiu w ramach Programu „Projekt Metropolis”, bezpośrednio nawiązuje do protestów związków zawodowych. Ale czy sam projekt można nazwać protestem?

"Płyta" po przywiezieniu do CSW "Kronika". Na zdjęciu Rafał Jakubowicz. Fot. M.Iwański

„Płyta” po przywiezieniu do CSW „Kronika”. Na zdjęciu Rafał Jakubowicz. Fot. M.Iwański

Rafał Jakubowicz: Z „Płytą” wiąże się ciekawa historia działacza Inicjatywy Pracowniczej z Poznania, Marcela Szarego. W czasach PRL-u, jeszcze jako uczeń zawodówki, należał on do podziemnej Solidarności, z którą rozstał się po 1989 roku, nie akceptując ugodowej polityki związku. W pierwszej „Płycie”, czyli pracowniczym wiecu na terenie W-2, największego wydziału HCP produkującego silniki okrętowe, uczestniczył już w 1989 roku. W 2004 roku organizował komisję zakładową Inicjatywy Pracowniczej. Był przedstawicielem załogi w zarządzie zakładów HCP. Szykanowano go za działalność związkową. W 2009 roku został skazany przez sąd rejonowy w Poznaniu na karę grzywny w kwocie trzech tysięcy złotych za zorganizowanie w 2007 i 2008 roku trzech „płyt”, na których pracownicy Ceglorza naradzali się, jak walczyć o podwyżki. Dyrekcja HCP uznała, że „płyta” to forma nielegalnego strajku, i powiadomiła prokuraturę, która w ekspresowym tempie złożyła akt oskarżenia. W roli oskarżyciela posiłkowego wystąpiła dyrekcja zakładów, która domagała się od sądu wydania Marcelowi Szaremu zakazu zasiadania w zarządzie HCP. Do odpowiedzialności karnej pociągnięto tylko Szarego, choć na tzw. „płytach” przemawiali także robotnicy reprezentujący inne związki zawodowe. W tym samym mniej więcej czasie, gdy trwał proces Szarego, zapadła decyzja o rozebraniu płyty – platformy, na której odbywały się wiece. Do tego zadania załoga W-2 przystąpiła bardzo opieszale, co stanowiło formę oporu. Robotnicy postanowili wykonać dla Marcela Szarego (oczywiście na lewo) mniejszą płytę, przenośną. Chodziło o to, żeby można było – pomimo nieprzychylnych okoliczności – kontynuować wiece. I właśnie do tej drugiej płyty odnoszę się w moim projekcie. Sądowy wyrok można postrzegać jako kontynuację represji wobec niepokornych działaczy związkowych. W czasie procesu Marcel Szary był już bardzo chory. Nigdy go nie poznałem, ale pamiętam, jak zatrzymaliśmy się z demonstracją Rozbratu 20 marca 2009 roku przy ul. Szkolnej, niedaleko szpitala, w którym leżał Marcel Szary, i skandowaliśmy jego nazwisko w nadziei, że nas usłyszy. Zmarł na białaczkę w marcu 2010 roku. Pamięć o Marcelu Szarym jest niewygodna. Rok temu prawicowi administratorzy Wikipedii usunęli wpis o Szarym, gdyż był on ich zdaniem tylko „lokalnym działaczem związkowym”. Pytanie, czy chodziło o to, że był działaczem Inicjatywy Pracowniczej czy „lokalnym działaczem”, pozostaje otwarte. Projekt „Płyta”, który właśnie realizuję, będzie miał kontynuację. Ważna jest droga „Płyty”. Została ona po kryjomu wyniesiona z Ceglorza. Trafiła do domu wdowy po Szarym. Stamtąd na Rozbrat. Z Poznania przyjechała do Bytomia. Stąd jej duplikat (w skali 1:1) wróci do Poznania już jako dzieło sztuki, rodzaj monumentu upamiętniającego Marcela Szarego.

Działanie ma przewrotny, symboliczny charakter, służy nadaniu przedmiotowi odpowiedniej rangi. Jestem ciekaw, czy uda się ten projekt zaproponować Ceglorzowi jako upamiętnienie charyzmatycznego działacza Solidarności oraz Inicjatywy Pracowniczej. Szanse chyba są chyba niewielkie. Ale zawsze warto próbować. W czwartek 29 sierpnia o godz. 18 w Rebel Garden Cafe w WPKiW w Chorzowie Mikołaj poprowadzi panel dyskusyjny inaugurujący projekt, w którym będzie uczestniczyć kilku działaczy z poznańskiej Inicjatywy Pracowniczej, m.in. Jarosław Urbański, który znał Marcela Szarego i doskonale pamięta historię płyty. Magda Malinowska, autorka filmu dokumentalnego o Marcelu Szarym pt. „Płyta”, oraz poeta i muzyk, Szczepan Kopyt, który wraz z Piotrem Kowalskim jako duet Kopyt/Kowalski zagra po panelu utwory m.in. z ich najnowszego albumu pt. „Kir”. W panelu uczestniczyć będą również Krystian Szadkowski z Poznania (redaktor naczelny czasopisma „Praktyka Teoretyczna”), Stanisław Ruksza (dyrektor CSW Kronika), Marek Cienciała (członek Inicjatywy Pracowniczej oraz aktywista Federacji Anarchistycznej z Tarnowskich Gór) i Dariusz Zalega (działacz WZZ Sierpień 80, redaktor naczelny „Trybuny Robotniczej” i twórca Rebel Garden Cafe). Będziemy rozmawiać o Marcelu Szarym, a także zastanawiać się nad obecną sytuacją oraz przyszłością klasy robotniczej w Wielkopolsce i na Górnym Śląsku. Mam nadzieję, że wywiąże się ciekawa dyskusja. Płytę Marcela Szarego przywieźliśmy dziś z Mikołajem do Bytomia. Jest już w Kronice. Wykonana przez cegielszczaków płyta jest bardzo atrakcyjnym wizualnie przedmiotem. Wpisuje się w dość popularną ostatnio estetykę postminimalizmu. Nietrudno zauważyć, że zapanowała moda na odniesienia do modernizmu, która wręcz zdominowała komercyjne galerie. Piękne, dobrze oświetlone, biedne przedmioty z nieco pordzewiałej stali, ustawione w przeróżnych konfiguracjach. Tyle, że za „Płytą” – w przeciwieństwie do innych gadżetów – stoi kawał historii.

Projekt jest niewątpliwie działaniem politycznym, protestem wobec sposobu traktowania związków zawodowych i ich działaczy. Sztukę należy używać instrumentalnie – jako zasób narzędzi, które można wykorzystać w konkretnych celach.

Płyta Marcela Szarego na Skłocie Rozbrat, Poznań. Fot. R. Jakubowicz

Płyta Marcela Szarego na Skłocie Rozbrat, Poznań. Fot. R. Jakubowicz

W swoich poprzednich pracach (m.in. „Arbeitsdisziplin”, „Manifest”) często odnosiłeś się do problemów zatrudnienia. Czy „Płyta” nie jest także alegorią sytuacji, w jaką zostaje uwikłany artysta domagający się zabezpieczenia w formie podstawowych świadczeń socjalnych?

Głównym odniesieniem projektu „Płyta” są oczywiście poznańskie zakłady Hipolita Cegielskiego i historia Marcela Szarego, a także kontekst zdezindustrializowanego Górnego Śląska. Ale problemy robotników Ceglorza i robotników sztuki są tak naprawdę wspólne. Muszą tylko zostać przełamane stereotypowe, ciągle niestety aktualne, wyobrażenia dotyczące pracy w sztuce, która jest rzekomo nobilitująca. Artyści muszą dostrzec korzyści, jakie daje uzwiązkowienie (nie myślę tu o ZPAP), oczywiście ze świadomością, że nie rozwiąże to wszystkich problemów. Muszą też powrócić do języka, w którym funkcjonuje pojęcie klasy społecznej. Przywołany przez ciebie projekt pt. „Arbeitsdiszpilin” z 2002 roku dotyczył historii (uwikłania Volkswagena w II wojnę światową) oraz współczesności (pracy i wyzysku, działalności wielkich międzynarodowych korporacji w Europie Wschodniej, która stała się zapleczem taniej siły roboczej, umożliwiając koncernom cięcie kosztów). „Manifest” z kolei nawiązuje do projektu standu propagandowego autorstwa Gustava Kłucisa z 1922 roku. Był częścią wystawy „Wolny Strzelec/Freelancer”, którą przygotowała Ewa Toniak w warszawskiej Zachęcie. W październiku „Manifest” zostanie pokazany w nowej odsłonie w bytomskiej Kronice. Projekt jest wezwaniem skierowanym do artystów-robotników sztuki.

Artysta-freelancer stał się idealną figurą pracownika, jednostki kreatywnej, mobilnej i hiperelastycznej, niezwiązanej stałą umową, gotowej do darmowej lub słabo opłacanej pracy na prekarnych warunkach. Pracodawcy życzyliby sobie, żebyśmy wszyscy pracowali tak, jak pracują obecnie artyści. Czyli z ogromnym zaangażowaniem emocjonalnym, wyzyskując samych siebie i – co najważniejsze – bez żadnych oczekiwań. Dotyczy to również animatorów kultury – wolontariuszy na niekończących się stażach, które mogą sobie potem wpisać w CV.

Artysta to zawód?

Rozmawialiśmy dziś na Skłocie Rozbrat, z którego zabieraliśmy płytę Szarego, z Krzysztofem Królem z „Przeglądu Anarchistycznego”. Zwrócił on uwagę na ciekawą sprawę. Jeśli zapytasz magazyniera, co chciałby robić w czasie wolnym, to ma on wiele różnych pomysłów. A gdy zapytasz o to samo artystę, odpowie, że chętnie by popracował – w sensie: tworzył. Więc coś tu jest nie tak. Niewątpliwie artysta wykonuje pracę, która powinna zostać opłacona tak jak każda praca, co nie dla wszystkich jest oczywiste. Wielu artystów skłonnych jest pracować za darmo, co sprawia, że system wyzysku w polu sztuki ciągle działa. Liczą, że kapitał symboliczny, który zdobędą, poszerzając pole swojej widoczności, będzie w przyszłości procentował. W wielu przypadkach jest to złudne. Artyści rzadko są w stanie się utrzymać ze sprzedaży prac. Zmuszeni są więc subsydiować swoją sztukę z innej działalności (pracy w mediach czy reklamie) bądź korzystać z pomocy rodziny, a przecież nie zawsze mają dobrze ustawionych rodziców. Od roku pracuję na etacie w Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, gdzie prowadzę pracownię Sztuka w Przestrzeni Społecznej, co pozwala mi jako tako funkcjonować. W przyszłym roku, w ramach pracowni, będziemy się zajmować właśnie tematem pracy.

Artyści buntują się po cichu, w sposób inteligentny, ale jednak nieoficjalny…

Problemem jest to, że artyści się nie buntują, bo nie są zorganizowani jako grupa zawodowa. W wielu przypadkach mają sprzeczne interesy, dlatego są słabi, niezdolni do podjęcia jakichkolwiek skoordynowanych działań mogących poprawić ich pozycję ekonomiczną. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Zapowiedzią zmiany był ubiegłoroczny „Dzień bez sztuki” czyli bezprecedensowy Strajk Artystów zorganizowany przez Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, m.in. Katarzynę Górną i Karola Sienkiewicza. Aktywnie uczestniczył w tym także Mikołaj. Do tego właśnie wydarzenia odwołuje się wystawa „Workers of the artword unite!” w Kronice, która miała się odbyć w rocznicę strajku, 24 maja, ale przez tąpnięcie musiała zostać przesunięta na październik. Ważne, żeby artyści nie walczyli nie tylko o własne partykularne interesy, ale zaczęli myśleć w kategoriach klasowych. Odpowiedzią klasy robotniczej na wysiłki kapitału próbującego zniżyć robotników do poziomu najuboższych powinno być, jak przekonywał Harry Cleaver, wspieranie walk najuboższych, czyli podnoszenie poziomu życia klasy jako całości. Część walk powinna zatem przenieść się do sfery reprodukcyjnej, w obronie warunków życia i zabezpieczeń socjalnych.

Rafale, nie masz wrażenia, że sztuka jest w pewnym sensie uderzaniem głową o ścianę?

Sztuka odnosi skutek społeczny, ale najczęściej jest to, niestety, skutek negatywny. Na przykład wpisuje się w działania inicjowane przez urzędników bądź deweloperów, które wspomagają procesy gentryfikacji. Warto przyglądać się tym mechanizmom, formułując w polu sztuki komunikaty, które je odsłaniają, rozmontowują, skłaniając artystów oraz kuratorów do podjęcia refleksji na temat konsekwencji podejmowanych działań. W Poznaniu miejscem o sporym potencjale krytycznym jest działający od roku Anarchistyczny Klub/Księgarnia Zemsta. Księgarnia działa na zasadzie spółdzielni, pokazując, że można funkcjonować bez podziału na właściciela, menedżera i pracowników. Zemsta jest przestrzenią ciekawych dyskusji organizowanych przez Inicjatywę Pracowniczą, „Praktykę Teoretyczną” oraz Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów. To także przestrzeń wystawowa. Odbyły się tam dotąd m.in. wystawy Zbigniewa Libery, Wojciecha Dudy i Grzegorza Klamana.

"Płyta" przed odjazdem do Bytomia. Na zdjęciu Mikołaj Iwański. Fot. R. Jakubowicz

„Płyta” przed odjazdem do Bytomia. Na zdjęciu Mikołaj Iwański. Fot. R. Jakubowicz

Ruch robotniczy, do którego nawiązujesz i którego rangę próbujesz przywrócić swoimi działaniem, jest w społecznej świadomości pojęciem już nieco archaicznym. Kojarzy się z buntami pracowników fabryk i hut w latach 80. Dzisiaj mamy wolny rynek, wolność zatrudnienia, możliwość zakładania własnych firm. Każdy na własną odpowiedzialność godzi się na pewne warunki. Gdzie tu miejsce na strajki?

Począwszy od 1989 roku, elity i media starały się konsekwentnie zohydzić ludziom związki zawodowe, kreując ich negatywny obraz, by bez oporu przeprowadzić katastrofalne w skutkach, prowadzące do ogromnego rozwarstwienia społecznego oraz niespotykanej wcześniej nędzy, reformy Planu Balcerowicza. Działaczy związkowych przedstawiano jako roszczeniowców, oszołomów i naciągaczy albo „sieroty po socjalizmie”. Związki zawodowe były postrzegane jako przeszkoda w drodze do modernizacji, osiągnięcia sukcesu gospodarczego, a ich działacze byli szykanowani. Władzy zależało na tym, by przedstawić związki w negatywnym świetle jako relikt minionego systemu. Do tej pory rządzący sięgają do specyficznego, negatywnie nacechowanego języka – wystarczy przywołać ostatnie wypowiedzi Donalda Tuska i Bogdana Borusewicza o obecnym przewodniczącym Solidarności, Piotrze Dudzie, który przygotowuje strajk generalny. Tusk mówił, że Duda chce „wojny z państwem polskim”, a z kolei Borusewicz zarzucił Dudzie, że gdy w czasie stanu wojennego został powołany do wojska, „był po drugiej stronie”. Jest to absurdalny zarzut zgnuśniałego kombatanta, który – jak to trafnie określił Duda – „na plecach robotników wjechał do sejmu” i teraz sam jest „po drugiej stronie”. Neoliberalny system nadal jest prezentowany jako ideologicznie neutralny powrót do normalności.

Robotnicy stali się wielkimi przegranymi procesu transformacji, zostali zdradzeni przez liderów Solidarności, m.in. właśnie takich jak Tusk czy Borusewicz. Zwróć proszę uwagę na to, że również artyści „olali” świat pracy. W latach 90. właściwie nikt nie sięgał do tematyki pracy. Owszem, istniała sztuka krytyczna, zajmowano się ciałem, płcią, religią, historią – wszystkim, tylko nie pracą. Praca jako temat była obciachem. Wszyscy ulegliśmy neoliberalnemu dyskursowi wolnego rynku. Słabe związki zawodowe nie potrafiły odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie potrafiły w porę rozpoznać charakteru przemian i w kluczowych momentach odpowiednio na nie zareagować. Związki zawodowe w dużej mierze przyzwoliły na prekaryzację pracy, upowszechnienie umów śmieciowych. Częściowo przeszły, niestety, na stronę władzy, zdradzając robotniczych sojuszników. Zgubiła je ugodowość i upolitycznienie, sojusz z liberałami. Przełożyło się to na spadek zaufania do działaczy związkowych i brak wiary w sens walki. Lewicowe hasła były postrzegane przez samych związkowców jako niepożądane. Zabrakło języka, do którego można się odwołać i którym można by opisać przemiany. Karol Marks był z wiadomych powodów w odwrocie. Dlatego związkowcy sięgali do zupełnie nieadekwatnych do sytuacji haseł antykomunistycznych, zwracając się po pomoc do Kościoła, który dbał – jak zwykle Kościół – przede wszystkim o własne interesy. Dopiero teraz działalność związkowa odżywa, m.in. właśnie za sprawą Inicjatywy Pracowniczej. Triumfalnie wraca Marks. Tyle że sprawy zaszły już za daleko. Myślę o przyjęciu przez sejm i senat ustawy, która pozwoli pracodawcom dowolnie manipulować naszym czasem pracy. Mam nadzieję, że przed 11 września największe polskie związki zawodowe, jak Solidarność i OPZZ, jednak wezmą się w garść i nie będą miały już problemu z odwoływaniem się do retoryki kojarzonej z ideologią lewicową.

Marcel Szary, mural Rozbrat - Poznań, fot. R. Jakubowicz

Marcel Szary, mural. Rozbrat, Poznań, fot. R. Jakubowicz

Mikołaj Iwański: W retoryce pierwszej Solidarności było wiele myślenia, które można by przypisać do nurtu syndykalistycznego. Nieszczęście polskich związków zawodowych polega na tym, że one nigdy nie mogły zafunkcjonować w kontekście gospodarki keynesowskiej, tego, co się załamało w połowie lat 70. Kiedy powstawała Solidarność, była od razu silnie określona politycznie, co oczywiście wynikało ze zrozumiałych powodów, niemniej utrudniało na dłuższą metę wykonywanie klasycznych zadań związków. Kiedy na początku lat 90. wdrażano model urynkowienia w stylu neokolonialnym, tego właśnie zabrakło – związkowcy stracili orientację, bo nie potrafili jasno rozpoznać właściwego konfliktu. To, co bardzo cenne i wartościowe z sierpnia, zostało złożone na ołtarzu myślenia prorynkowego. Trzeba pamiętać, że ruch związkowy w Polsce od lat 90. mimo wszystko był kilkuwątkowy. To nie był jeden mainstream Solidarności i OPZZ, była jeszcze mniej widoczna część, którą reprezentował właśnie Marcel Szary. Jak wspominał Rafał, Szary był związany z Solidarnością, ale wychodząc z niej, zbudował opozycję, tworząc w nowym kontekście rynkowym sposób funkcjonowania związkowego, który teraz jest najbardziej aktualny.

To była reakcja na skażenie związków chorobą korporacjonizmu, tj. hierarchizacji, daleko idących kompromisów z pracodawcami, jednostronnym upolitycznieniem, zapatrzeniem w procesy, które dla ludzi pracujących były zagrożeniem. Inicjatywa Pracownicza unika tego i to jest bardzo fajne i świeże. To nie jest duży związek, ale jeżeli chodzi o to, co mają do zaproponowania, to jest to niesamowita rzecz. Wiele mówi o Inicjatywie fakt, że funkcjonuje ona jako federacja komisji zakładowych, że tam nie ma ciśnienia na hierarchizację, kultu liderów, że większość komisji nie korzysta z etatów związkowych, specjalnych pomieszczeń itd. Dzięki temu mogą skutecznie domagać się jedynie tablicy związkowej, respektowania praw dotyczących zebrań, zapisów dotyczących strajków. To powrót do idei wspólnej walki o prawa ludzi pracy, która dzięki silnej tożsamości i jasnym zasadom może być skuteczna.

Artyści przyjeżdżający na Śląsk w ramach Programu „Projekt Metropolis” tworzą pewną jego wizytówkę. Jak odbierasz to miejsce?

Rafał Jakubowicz: To nie jest moja pierwsza wizyta w Bytomiu, Mikołaj jest tu pierwszy raz. W zeszłym roku w ramach projektu „Prace społeczne/Social Works” w CSW Kronika realizowałem projekt „Bezrobotny”, usytuowany naprzeciw Powiatowego Urzędu Pracy. Na pewno dostrzegam spory kontrast pomiędzy Poznaniem a Bytomiem. Poznań to szalenie nudne, mieszczańskie miasto ze zblazowanymi elitami i gładką kulturą, o czym przekonująco pisał Tomasz Polak z Pracowni Pytań Graniczych UAM. Bytom jest znacznie ciekawszy. Ludzie są tu bardziej otwarci, inaczej podchodzą do życia. Poza tym w Poznaniu nie ma tak świetnej, krytycznej i zarazem przyjaznej instytucji sztuki jak Kronika. W zeszłym roku mieliśmy okazję wspólnie ze Stachem Rukszą i Radkiem Ćwielągiem z Kroniki oraz Sabiną Cios z Miejskiego Zarządu Zieleni i Gospodarki Komunalnej w Bytomiu zwiedzić miasto, szukając lokalizacji dla „Bezrobotnego”. Wówczas nieco lepiej poznałem topografię miasta. Tym, co łączy (niestety) Bytom z Poznaniem, jest osiedle kontenerowe, czyli getto biedy. Widać je już z okna pociągu.

Opowiadasz się za pracownikami najemnymi, którzy nadal, jak w doktrynie marksistowskiej, są wykorzystywani i uzależnieni od właścicieli środków produkcji. Dlaczego poruszasz się w tej problematyce? Sam przecież jako artysta zatrudniony na umowę w pewnym sensie jesteś w komfortowej sytuacji.

Obecnie, jeśli przywołać koncepcje pracy niematerialnej Michaela Hardta i Antonio Negregio oraz Maurizio Lazzarato, sytuacja nie jest już tak oczywista. Pytanie brzmi: kim jest dziś robotnik najemny? Jak zdefiniować klasę robotniczą? Pojęcie „klasa robotnicza”, jak przekonywał Neil Smith, odnosi się nie tylko do najemnych robotników wielkoprzemysłowych, ale do wszystkich ludzi doświadczanych oszczędnościami, cięciami budżetowymi, kryzysem fiskalnym. Pracując w dydaktyce, również jesteś robotnikiem najemnym, sprzedajesz swoją pracę państwu. Nauczyciele są proletariuszami. Obecnie, jak zwróciła uwagę Beverly Silver, odgrywają kluczową rolę dla akumulacji kapitału, podobnie jak pracownicy branży włókienniczej w XIX wieku i przemysłu motoryzacyjnego w XX w. Mówiąc o klasie robotniczej, musimy uwzględnić także tych, którzy wykonują prace reprodukcyjne, które są niezbędne dla funkcjonowania kapitału, a które nie są opłacane ani nawet uznawane za pracę. Zanim dostałem etat na uczelni, przez dwanaście lat pracowałem w przemyśle edukacyjnym jako wykładowca, na prekarnych umowach, zwanych powszechnie śmieciowymi. Doświadczyłem funkcjonowania bez żadnych świadczeń, bez podstawowego bezpieczeństwa finansowego, w ciągłej niepewności. Nigdy nie miałem statusu bezrobotnego, ale czułem się właściwie jak bezrobotny. Tu zlecenie, tam jakieś zlecenie. A potem wyczekiwanie drobnych zaległych przelewów, które i tak na nic nie wystarczały. I nieustanny, paraliżujący strach przed wpadnięciem w spiralę długów. Wiele rzeczy, w które byłem zaangażowany, nie przynosiło – jak to praca w kulturze – żadnego dochodu, a niekiedy nawet trzeba było do tego wszystkiego dokładać.

Miałem wrażenie, że choć jestem stosunkowo zapracowany, oficjalny status bezrobotnego jest tylko kwestią czasu. Dopiero teraz, kiedy mam etat, zacząłem odnosić się do problematyki pracy i pośrednio do własnej sytuacji. Artyści raczej niechętnie mówią o tym, jak trudno się utrzymać w tej branży. Niechętnie z wielu powodów. Jednym z nich jest potrzeba trzymania fasonu, nie okazywania słabości, bo to dość specyficzne środowisko, w którym jest sporo lansu i snobizmu. Wydaje mi się jednak, że są to rzeczy, o których trzeba i warto mówić, bo temat pracy, zwłaszcza na gruncie sztuki, jest nieprzepracowany. Wszyscy jesteśmy ofiarami systemu, w którym funkcjonujemy i którego jesteśmy zarazem najemnikami. Niechętnie mówimy o mechanizmach, w których uczestniczymy, o warunkach, na które się godzimy.

Mikołaj Iwański dr ekonomii, absolwent filozofii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Krytyk sztuki, członek AICA, zajmuje się badaniem polskiego rynku sztuki. Współpracuje m.in. z „Magazynem Sztuki”, „Krytyką Polityczną” oraz „Obiegiem”.

Rafał Jakubowicz artysta, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu (Uniwersytet Artystyczny), gdzie obecnie jest zatrudniony na stanowisku adiunkta i prowadzi pracownię Sztuka w Przestrzeni Społecznej. Zajmuje się również krytyką sztuki, jest członkiem AICA.  

W czwartek 29 sierpnia 2013 roku o godz. 18 w Rebel Garden Cafe w WPKiW w Chorzowie Mikołaj Iwański poprowadzi panel dyskusyjny z udziałem artysty, a także Marka Cienciały, Szczepana Kopyta, Magdy Malinowskiej, Stanisława Rukszy, Krystiana Szadkowskiego, Jarosława Urbańskiego oraz Dariusza Zalegi. Po panelu, ok. godz. 20, zagra duet Kopyt/Kowalski.