Listy do słuchania
Po dwóch stronach sceny siedzą Melissa i Andrew. Między nimi kilka metrów pustej przestrzeni, kilometry odległości, wiele nieporozumień, miłość i strony zapisanych kartek z papeterii – o spektaklu „Listy miłosne” prezentowym w czasie 15. Wakacyjnego Przeglądu Przedstawień pisze Katarzyna Niedurny.
Pierwszy list napisany przez Andrew’a zawiadamiał o jego przybyciu na urodziny Melissy – szkolnej koleżanki. W trzecim zapytał czy zostanie jego sympatią. W kolejnych ustalili, że razem pójdą do bufetu, ale całować się nie będą. Chłopiec był trochę zawiedziony. Kto by przypuszczał, że tak narodzi się wieloletnia korespondencja. Szczególnie, że niecierpliwa dziewczyna nienawidzi pisać. Lubi za to malować – jej obrazki wyświetlane są na ekranie, stojącym za postaciami.
Bohaterzy, odgrywani przez Grażynę Wolszczak i Piotra Machalicę, żyją jakby w dwóch światach. Nie widzimy ich spotkań, odsłuchujemy relacje. Melodyjne głosy aktorów oddają emocje postaci, prowadzą widownie przez spektakl. Każdy z nich siedzi przy swoim sekretarzyku, odczytując na głos listy. Coraz starsi oddalają się od siebie: – To wszystko przez te listy, nie znam ciebie rzeczywistego, tylko to, co piszesz na kartkach – oskarża Melissa.
Andrew czuje zaś, że całego siebie oddaje na tych kartkach i nie może dać już nic więcej. Odwieczne pytanie o stopień autokreacji każdego piszącego jest mu obce.
Na pierwszym planie tej historii jest oczywiście miłość. Śledzimy relację, rozwijającą się między bohaterami, porównując marzenia małych dzieci, z ich realizacją w dorosłym świcie. Mamy okazję obserwować rozwój bohaterów na przestrzeni lat. W trakcie tych opowieści snujemy również refleksję o roli listów – medium, które zanika. Zadajemy sobie pytanie, czy przez te kartki papieru bohaterzy nie mogą zbliżyć się do siebie w realnym świecie, czy może dzięki nim są sobie tak bliscy.
Żadnego przekaźnika nie używa się przez konsekwencji.
Sam spektakl przypomina czasem słuchowisko radiowe. Przepełniony dźwiękowo, wizualnie nudzi. Kobieta i mężczyzna siedzą po przeciwnych stronach sceny, przekładają kartki, czasem on poprawi krawat, czasem ona podejdzie do sztalugi. Scenografię można również określić jedynie jako poprawną, a może trochę banalną. Obraz staje się dodatkiem do historii, być może niepotrzebnym, bo nic nie wnoszącym?
Pomimo tych wizualnych wątpliwości, półtoragodzinny spektakl nie nużył, wręcz przeciwnie, zanurzyć się można było w wybrzmiewającej na scenie historii. Aktorzy z pasją odczytywali kolejne listy, w ich głosach można było usłyszeć, jak kreowane przez nich postaci zmieniają się w czasie. Jedynie obrazy wyświetlane za ich plecami, wyglądające jak prezentacja w Power Poincie, irytowały, ale można przecież się zasłuchać z zamkniętymi oczami.
„Listy miłosne” Reżyseria: Dariusz Taraszkiewicz Tekst: Albert R. Gurney 15. Wakacyjny Przegląd Przedstawień Teatr Rozrywki w Chorzowie