Burza w mózgu // Krzysztof Prus

Co mnie inspiruje do mojej pracy? Obawiam się, że odpowiedź wyda się zbyt prosta, krótka i mało efektowna. Ale co robić, pytanie padło, więc żeby nie kłamać, to może przynajmniej uda mi się odwlec owo nieszczęsne wyznanie. A zatem, ostatnim razem było tak… – pisze reżyser teatralny Krzysztof Prus. 

Z nadejściem wiosny, zaczęliśmy w Teatrze Nowym w Zabrzu próby do inscenizacji „Zbrodni i kary”. Za każdym razem, gdy miałem poczucie, że jako reżyser zamknąłem pomyślnie pewien etap pracy, ktoś z aktorów, dla żartu, mam nadzieję, proponował sposób, w który mógłbym ten stan ducha zepsuć. Na przykład: po zakończeniu etapu prób analitycznych, kiedy było wiadomo, w jakiej będziemy poruszać się scenicznej przestrzeni, i każdy już z grubsza wiedział, czego jeszcze nie wie o swojej roli, padła propozycja, żebym objawił zespołowi cztery ukryte do tej pory współrealizatorki, z których jedna, jako że stało się to niezbędne w teatrze „postdramatycznym”, zajmie się „dramaturgią”, druga „produkcją projekcji”, trzecia „postprodukcją projekcji”, a czwarta będzie postdramatycznie wyglądać, i wtedy osiągniemy stan kolektywnego współistnienia, prawdziwie twórczy, „ponowoczesny” ferment, gdzie może i z jednej strony nikt nie wie nic, ale za to z drugiej… Z kolei na etapie prób sytuacyjnych, gdy spod odpadających kolejno warstw potencjalnych możliwości, z wolna zaczął wyłaniać się kształt „Zbrodni i kary”, ktoś powiedział, że skoro już inaczej się nie da i przedstawienie najprawdopodobniej skończymy, to może przynajmniej założę sobie fejsbuka, by – wzorem postdramatycznych reżyserów – zamieścić na nim piosenkę, która mnie inspirowała.

Dowcip, jak sądzę, zrozumiałem kilka dni po premierze, siedząc na widowni innego teatru, w wygodniejszej, łudziłem się, roli widza. Otworzyłem program; korowód realizatorów zapląsał mi przed oczami, a na scenę weszła obsada spektaklu – dwoje aktorów – i się zaczęło: skecz za skeczem, nie żeby scenki śmieszne, ale krótkie, więc to chyba jednak coś na kształt kabaretu, tym bardziej że połowa tekstu idzie do mikrofonu, ale z kolei druga połowa idzie z „projekcji”, więc może to film taki; główna bohaterka jest podobno naukowcem, ale chodzi w jakichś wyuzdanych srebrnych butach, może więc to wszystko dzieje się w kosmosie, tym bardziej, że butów ma całe galaktyki, większość niby nie gra, ale skoro jest, to pewnie coś znaczy, aż tu na domiar wszystkiego, z głośników piosenka, i to, co mimowolnie zaczynało się układać w akcję przedstawienia zamiera, a pani w srebrnych butach porusza ustami, jakby śpiewała tę piosenkę, więc może nie oglądam science fiction, tylko jakby „Słoneczny patrol”, bo i tam w każdym odcinku leciała piosenka, a obfita blondyna w skąpym bikini także ruszała, ale nie ustami, więc dalej nie wiem…

Ale teraz już wiem! Bo pojąłem, że to właśnie ta piosenka inspirowała panią reżyser! I ten mikrofon, i te ruszające się usta! I te srebrne buty! I te stosy rekwizytów, i te korowody realizatorów, z których każdy inspirował każdego, i w każdym co innego każdego inspirowało, i w każdym co innego poruszało, więc to wszystko jednak dzieje się w kosmosie, gdzie wszyscy się poruszamy  i się inspirujemy, aż i we mnie się poruszyło, i mnie zainspirowało do opisania tej inspiracji.

Natomiast co się tyczy mojej inscenizacji „Zbrodni i kary”, to trudno, czas minął, będę szczery: zainspirowała mnie do niej „Zbrodnia i kara”.

Krzysztof Prus – reżyser teatralny, współzałożyciel Teatru Gugalander w Katowicach. Wystawił m. in. „Sen srebrny Salomei” (Katowice), „Tutam” ( Zabrze), „Gracza” ( Zielona Góra). W tym roku w Teatrze Nowym w Zabrzu odbyła się premiera „Zbrodni i kary” w jego reżyserii.

A KOLEJNYM ZAINSPIROWANYM BĘDZIE ARTUR PAŁYGA

Symbolem cyklu jest fragment fotografii Pawła Szałankiewicza.