Burza w mózgu // Ula Kijak
Między ludźmi sceny a ludźmi bez sceny (tzw. widownią) istnieje sztuczny podział. My widzowie-obserwatorzy oglądamy, inspirujemy się, czytamy, zachwycamy. Oni tworzą. Jednak zawsze, obojętnie czym się zajmujemy, stajemy się w końcu ludźmi bez sceny, którzy chłoną rzeczywistość. W każdej głowie czasem dokonuje się tytułowa „Burza w mózgu”. Na pytanie: „co cię ostatnio zainspirowało?” odpowiada reżyserka Ula Kijak.
Inspirują mnie bardzo różne rzeczy – i chyba na tym to polega, że nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. Czasem jest tak, że inspiruje mnie coś ‚celowo’ – od razu wiem, do czego to mogę odnieść, zastosować, użyć. Takimi inspiracjami rzadko dzielę się z kimś, kto nie jest współtwórcą danego spektaklu. Ewentualnie opowiadam o nich po premierze. Częściej jednak gromadzę w sposób dość chaotyczny inspiracje ‚bezcelowe’ – one po prostu zostają w pamięci, w notesie, aparacie, komputerze. Nigdy nie wiem, kiedy do mnie wrócą, kiedy mi się przydadzą. Co jakiś czas przeglądam ten zbiór i wtedy się okazuje, że powstaje nowy pomysł na spektakl albo że połowa ostatnio zebranych inspiracji idealnie pasuje do tego, nad czym właśnie pracuję, tylko wcześniej tego nie zauważyłam. Oto kilka takich inspiracji ‚bezcelowych’:
-
Niedawno przez ponad godzinę oglądałam mrówki – trzy różne gatunki zbiegły się do okruchów bułki, którą jadłam. Wywiązał się konflikt i najmniejsze mrówki zabiły jedną z największych, a następnie zaczęły ją rozdzielać na części i po kawałku zanosić do jakiegoś nieznanego mi miejsca. Przestały się zupełnie interesować bułką. W tym czasie średnie mrówki, ale z największymi głowami (czerwono-brązowymi głowami) wyposażonymi w potężne szczęki, pracowicie transportowały dużo większe od siebie kawałki bułki – wyglądało to trochę jak taśma produkcyjna, ponieważ bardzo zręcznie podawały sobie te okruchy ‚z ręki do ręki’, a właściwie ‚ze szczęk do szczęk’. Największe mrówki wyglądały, jakby brały udział w konkursie na szybkie jedzenie – pożerały bułkę na miejscu.
-
W najnowszej książce Joanny Bator „Ciemno, prawie noc” znalazłam taki fragment: „Historia jest jak reportaż. Im większej liczbie ludzi udzieli się głosu, tym pełniejsza będzie opowieść, a tylko tak można dotrzeć do prawdy o tym, co się stało”.
-
Usłyszałam opowieść o Botswanie, gdzie jest bardzo dużo przestrzeni i bardzo niewielu mieszkańców, za to bardzo dużo dzikich zwierząt. Wielu młodych ludzi zajmuje się wożeniem turystów samochodami i opowiadaniem o tychże dzikich zwierzętach. Nie wszystkie historie, które przywołują są prawdziwe – wśród nich jest informacja o tym, że żyrafy, żeby się wyspać, opierają głowy na wysokich gałęziach i podkurczają nogi, i tak, wisząc na drzewach, śpią.
-
Dźwięk uderzania plastikową płetwą o powierzchnię wody – słyszany spod wody.
-
Obraz gardła mówiącego aktora, transmitowany przez małą kamerę, którą aktor wprowadził do wnętrza swojego ciała przez nos – ze spektaklu „Juliusz Cezar” Romeo Castellucciego, którego rejestrację obejrzałam na Festiwalu Malta.
Oprócz tego Philip Kindred Dick jako autor i grafiki Mauritsa Cornelisa Eschera inspirują mnie nieustannie, wracają do mnie co chwila i kojarzą mi się ze wszystkim, bez wyjątku. Ostatnio: „Druga odmiana” Dicka i „Sen (Mantis Religiosa)” Eschera mnie prześladują.
Ula Kijak – reżyserka. Debiutowała w 2004 roku spektaklem pt. „Szczur” w Teatrze Miejskim im. W. Gombrowicza w Gdyni. Od tego czasu wyreżyserowała m.in. „Zdarzenia na brygu Banbury” ( Teatr Polski Wrocław), „Edypa” ( Teatr im. Stefana Jaracza Olsztyn), „Nieskończoną historię” ( Teatr Nowy w Zabrzu). Członkini i Współzałożycielka Grupy Artystycznej TERAZ POLIŻ.KOLEJNY ZAINSPIROWANY JUŻ ZA NIEDŁUGO !
Symbolem cyklu jest fragment fotografii Pawła Szałankiewicza