High five! Journey
Pora na kolejną piątkę ulubionych filmów naszego grona kinomaniaków! Lato to czas wyjazdów, wypadów, spontaniczności, podróży do centrum świata i na jego peryferia, ale także czas poznawania samego siebie. Dlatego proponujemy Wam pięć filmów o podróży, a ściślej – filmów drogi. Może to natchnie kogoś do poszukiwania wakacyjnych wrażeń: wyjazdu w towarzystwie przyjaciół, wypadów w nowe miejsca i spontanicznych decyzji.
fot./ materiały prasowe
Wiktorię Ficek ujął meksykański klimat „Y tu mamá también” / „I Twoją matkę też”:
Każda podróż sprawia, że nasze życie jest wzbogacone o kolejną dawkę nowych emocji. Wyprawy kształtują naszą osobowość, nadają innych znaczeń różnym elementom życia i, jak się nierzadko okazuje, nawet tym najintymniejszym. Przekonało się o tym dwóch bohaterów filmu I Twoją matkę też Alfonso Cuaróna. Młodość to okres, w którym odkrywanie nowych horyzontów i przekraczanie własnych granic jest czymś niezbędnym do odkrycia własnej tożsamości. Wiatr we włosach, rozgrzany do gorąca asfalt samotnych dróg i nieznane dotąd egzotyczne, meksykańskie krajobrazy sprawiają, że czujemy się jakby całe dotychczasowe życie nie miało znaczenia. Liczy się tylko piękna wolność i beztroska! Julio i Tenoch (wcielają się w nich Gael García Bernal i Diego Luna), którzy zostawieni bez opieki swoich dziewczyn (doświadczających właśnie uroków Europy) wybierają się w spontaniczną podróż nad wymyśle (wymyślone) jezioro o nazwie Usta Niebios. Towarzyszy im z pozoru niewinna i starsza od nich Luisa. Dzięki niej wyjazd staje się rodzajem spowiedzi. Niczym mentorka okazuje ona obłudę ich dotychczasowych przekonań i postępowania. Sielanka staję się prawdą, lekcją którą zapamiętają na długo. Wolność nabiera nowych znaczeń.
fot./ materiały prasowe
Marta Rosół widziała tyłek J.D. i bardzo się jej podobał, tak jak „Thelmie i Louise”:
Kto by pomyślał, że w latach 90. powstał feministyczny film (tak go nazywają), który przez swoją formę i tematykę aktualny jest do dziś…
Kto by pomyślał, że nakręcił go Ridley Scott…
Kto by pomyślał, że to film drogi, tak bardzo schematyczny, a jednocześnie otwarty na zmiany…
Kto by pomyślał, że tak mi się spodoba…
Ano pomyślało i to parę osób. Obejrzałam go z polecenia, słysząc zachęty: „Na pewno przypadnie Tobie do gustu”, „akurat Ty musisz go zobaczyć”. Aż wstyd się przyznać, że jako zdeklarowana feministka nie widziałam go wcześniej. Z pochyloną głową, bijąc się w pierś, przyznaję się do winy. Więcej grzechów nie pamiętam, doskonale za to pamiętam dwie główne bohaterki filmu Thelma i Louise. Różnią się charakterem, wiekiem, wyglądem, łączy ich pogoń za nigdy nieosiągalną wolnością w sensie wyzwolenia z: miejsca, w którym żyją, patriarchalnego społeczeństwa, które ich otacza, własnych ograniczeń, czy ram, jakie sobie stawiają. To piękna opowieść o kobiecej przyjaźni – trudnej oraz skomplikowanej, ale, co w przyjaźni chyba najważniejsze, trwałej. To po prostu ciekawy film drogi, oparty na dobrym scenariuszu Callie Khouri (Oscar za Najlepszy Scenariusz Oryginalny 1992), z nieoczywistymi postaciami wykreowanymi przez Susan Sarandon i Geenę Davis. No i ta moda z lat 90….
fot./ materiały prasowe
Bartosz Sitek podróżuje samotnie przez: „The Hitcher” / „Autostopowicz”:
Zazwyczaj zwraca się uwagę na Autostopowicza, poniekąd całkiem słusznie, przez pryzmat roli Rutgera Hauera, i thrillerowego klimatu. Przy okazji niestety niedoceniony pozostaje główny bohater – Jim (C. Thomas Howell). To jednak on, wbrew swej woli pokazuje, że piekłem może być każda droga, a gdy już popełnimy zasadniczy błąd, pędzimy ku zagładzie. Motyw drogi i spotykanego na niej obcego zna każdy z nas. Iluż to osobom ze swojego otoczenia chętnie podziękowalibyśmy za znajomość, a ci wracają jak bumerang. Tak i grany przez Hauera John Ryder pojawia się w życiu Jima, z którego nie zniknie, nim ten (tu już klasycznie) nie „uśmierci” Rydera kilka razy. Jak rzadko kiedy możemy się przekonać, że także bezdroża i wielkie przestrzenie mogą wywoływać klaustrofobiczną panikę, a ucieczka w każdym kierunku musi zawieść w ręce oprawcy.Po latach film może pod pewnymi względami trącić myszką ale nadal, jeśli zechcemy, zabiera w trudną podróż… A Ty? Czy następnym razem zabierzesz autostopowicza?
fot./ materiały prasowe
Patrycja Mucha popija wino z bohaterami filmu „Sideaways”/ „Bezdroża”:
Lubię ten film dlatego, że nie jest oczywisty. Przede wszystkim, choć jest to film drogi, to bohaterowie nie doznają nagle olśnienia, że chcą być kimś lepszym, a droga nie powoduje u nich „podróży w głąb siebie”. W tym filmie najważniejsze jest wino. I emocje. Dwóch facetów (podstarzały gwiazdor seriali i niespełniony pisarz) jedzie w podróż po winiarniach. Aktor o kwadratowej głowie ma zaraz brać ślub, więc chce przed nim poużywać sobie, ile wlezie, sypiając z każdą napotkaną dziunią. Jego kumpel tylko pije wino i zakochuje się w kelnerce. Jest fajnie, a potem już nie, bo gwiazdor dostaje po twarzy i musi uciekać nago do hotelu, a jego kolega odczuwa ciągły egzystencjalny ból. I jadą i piją. A potem wracają i… wszystko jest tak jak było przed wyjazdem. Niuanse są siłą jego filmu. Wiatr, zapach wina, słońce. I droga – odarta z ideologii.
plakat promujący film
Wojciech Sitek pompuje bicepsy dzięki „Over the top”/ „Ponad szczytem”:
W zaproponowanym zestawieniu, Ponad szczytem może uchodzić za wybór nietypowy czy nawet dość ekscentryczny. Cieszący się estymą, zwłaszcza wśród miłośników kina akcji i Sylvestra Stallone’a, film jest przecież wyraźną inwersją gatunku kina drogi, ukonstytuowanego w dobie rywalizacji pomiędzy kontestującymi rzeczywistość „gołębiami” a prorządowymi „jastrzębiami” w latach 60.
W powstałym w czasach hegemonii republikanów Ponad szczytem bohaterem jest nie poszukujący narkotycznych doznań przedstawiciel kontrkultury, ale reprezentujący prawicowe wartości „jastrząb” (nazwisko protagonisty brzmi zresztą Hawk). Za sprawą reaganowskiego przewartościowania, filmowy bohater nie ucieka od odpowiedzialności lecz próbuje odzyskać utracone zaufanie rodziny. Nie jest też buntownikiem, choć przez elity został wykluczony ze społeczeństwa. Historia ojcowsko-synowskiego pojednania podczas odbytej ciężarówką podróży przez Stany Zjednoczone, pomimo wyraźnych aspektów rozrywkowych (zawody armwrestlingu, utwory Sammy’ego Hagara, gościnne występy znanych sportowców), jest także wymownym obrazem amerykańskiego patriotyzmu lat 80.