Bartosz Fatek
Ten cykl ma być reklamą znanych mi, a nieznanych w szerszym gronie fotografów. Promuję ich umiejętności i sposób, w jaki pokazują świat przez pryzmat swojej twórczości fotograficznej. Całkiem możliwe, że jest to ostatnia odsłona tego cyklu, jeżeli tak się stanie to sądzę, że kończę ją dobrym akcentem zdjęć Bartosza Fatka. Bartosz urodził się w ’92 roku w Gliwicach, skończył Ogólnokształcącą Szkołę Sztuk Pięknych z Zabrzu, a obecnie jest studentem historii sztuki na Uniwersytecie Śląskim.
Punkt widzenia obiektu fotografowanego przypomina ujęcia Nan Goldin. U Bartosza znajdziemy mniej krwi, łez i sexu, jego zdjęcia są subtelniejsze, jednak jest tam ta sama intymność i zaufanie jak u Goldin.Ludzie świadomi siły, jaka drzemie w fotografii stali się czujni w obecności fotografa. Starają się kreować swój wizerunek, chcą pokazać siebie takimi, jakimi chcieliby ich odbierano, a nie takimi, jacy są. Dbałość o swój wizerunek, o to by fotografia wynosiła modela na piedestał utrudniły pracę fotografów. Bartosz jednak potrafi zbudować zaufanie w relacji z modelem, co skutkuje otwarciem się i szczerością efektu w postaci zdjęcia. Zadaniem, które stawia sobie wielu fotografów jest wydobycie naturalności z osoby fotografowanej, sądzę, że Bartoszowi przychodzi to łatwo bez nadmiernego silenia się i proszenia by „nie uśmiechać się do kamery”. Fotograf z potencjałem, który podołałby tematom o wiele cięższym i krwistym, właśnie takim jak Nan Goldin, czy nawet Clark.
Uzupełnieniem do cyklu Marcina jest wywiad z Bartkiem przeprowadzony przez Bastka Łąkasa.
B.Ł. – Popatrzmy na kolejne zdjęcia. Widać, że w wielu kompozycjach pojawia się postać kobiety. Są to osoby dobrze Tobie znane, czy dziewczyny zajmujące się modelingiem?
B.F. – Kobieta jest częstym motywem, jednak są też zdjęcia, w których nie mam pojęcia dlaczego pojawia się postać. Kontakt z modelem w moim przypadku wygląda chyba dosyć specyficznie, motorem napędowym była jakaś forma uczucia w stosunku do danej kobiety. Dla mnie fotografia jest sposobem ustosunkowania się do ludzi. Uprzedzając pytanie – żadnej postawy filozoficznej za tymi zdjęciami nie znajdziesz. To ma być surowe mięso wyciągnięte z życia tych ludzi, ewentualnie mojego. Oczywiście wszystko jest zainscenizowane, pozowane, ale ma to być takim paradokumentem. Myśl stoi nie nad całością mojej pracy fotograficznej, lecz nad poszczególnymi cyklami.
B.Ł. – Dlaczego właściwie wszedłeś w to medium? Dlaczego fotografia? Ktoś Cię na początku motywował?
B.F. – Szczerze? Po zajęciach w szkole. Na początku nie miałem o niczym pojęcia, a ostatnio doszło nawet do tego, że zbudowałem własny obiektyw. Powstał, bo do jeszcze niezrealizowanego filmu, potrzebowałem obrazu podobnego do tego, który daje wizjer od drzwi.
Natomiast jeśli chodzi o początki, to akurat wtedy lekcje fotografii w szkole niekoniecznie wyglądały tak, jak sobie wyobrażałem, ale pociągnęło mnie to, że nie jest to kreacja świata wg własnego widzimisię jak w malarstwie, gdzie wszystko co widzisz możesz starać się przelać na papier i tym samym możesz wszystko zmienić.W fotografii tego co widzisz nie zmienisz – nie mówimy tutaj o photoshopie, bo nie używam go w nadmiarze – robisz taki kadr jaki jest. Możesz go wykreować poprzez kolor, formę, ale musisz to wykreować przed tym zanim zrobisz zdjęcie. Łapiesz moment. Wtedy mnie to zainteresowało i tak się zaczęło.
B.Ł. – Mówiąc o kreacji, myślimy o całej sferze wizualnej. Czy mógłbyś wytłumaczyć dlaczego bliższa jest Ci fotografia czarno- biała?
B.F. – Szczerze mówiąc, ja byłem nauczony tego – pomimo, iż żyłem już w erze cyfrowej – że mam swoją pracę fotograficzną na dany temat zmieścić w 36 klatkach. Kolor potrafi odwrócić uwagę od motywu. Są sytuacje, gdzie ten kolor pasuje i podkreśla kompozycję, ale w większości sytuacji barwa jest czynnikiem wybijającym z rytmu, więc te zdjęcia są czarno-białe. Kolorystkę dobieram na zasadzie „siedzenia” w całej kompozycji. Czasami zdarza się też, że miejsce nie pozwala na wykorzystanie i wyciągnięcie koloru. Co prawda, można ten kolor zawsze wykorzystać – o ile nie kreuje się czegoś na dokument, co jest moją główną działką. Dla mnie, fotografia czarno-biała jest bardziej liryczna. Fotografia kolorowa jest zwykle ograniczona do 2, 3 dominujących barw. O czym to świadczy? Że nie chcesz aby kolor oddziaływał na zdjęcie. Temat zdjęcia ma być ważny, a nie kolor.
B.Ł. – Czy każde zdjęcie jest wynikiem przemyślanych koncepcji, czekania na odpowiednie warunki klimatyczne itp., czy raczej jest w tym element spontaniczności?
B.F. – Każde zdjęcie jest inne. Inny człowiek, inne miejsce, inna historia. Jeśli chodzi o formę zdjęć – pole poziomego prostokąta – to wynika to z inspiracji filmem, który jest dla mnie wyrocznią Wracając do treści, przytoczę krótką anegdotka – kiedyś słyszałem o pewnym fotografie przyrody, który wymyśla sobie kadr, pasujące światło i warunki atmosferyczne, po czym wysyła w to miejsce asystenta, który siedzi w namiocie i na określone warunki CZEKA. Ja tego nienawidzę. Przyjdę do modela, modelki, jest taka i taka pogoda i takie robię zdjęcia. Wynika to z tego, że interesuje mnie człowiek i prawda o nim, a nie gówniane sesje w stylu fashion, które odzwierciedlają wieszak na ubrania. Łączy się to w sumie z moim przyszłym projektem. Wieszak na ubrania, normalny, zwykły, z doczepionym drutem w pozie fashionkowej, wiesz, same ubrania, powieszone gdzieś
w plenerze czy studiu, odzwierciedlające to, że modelki są tworem innych osób. Czasami są brzydkie nawet tylko dlatego, że chcą być wytworem mody.
B.Ł.– Czyli rozpaczliwie trzymasz się tego, żeby uwieczniać rzeczywistość?
B.F. – Rozpaczliwie trzymam się tego, żeby uwieczniać rzeczywistość i rozpaczliwie trzymam się tego, co chyba widać po zdjęciach – żeby kobieta była kobietą. Generalnie chore jest także ukrywanie ludzi z deformacjami fizycznymi. Z trochę innej beczki, lecz ciągle w lejtmotywie akceptacji społecznej – moje prace zostały porównane do dzieł Nan Goldin. Fotografkę znałem z nazwiska, foty musiałem sobie wygooglować i ok – fotografuje między innymi ludzi wykluczonych ze społeczeństwa za sprawą swojej seksualności, czy jak to często się mówi „zboczenia”. Dla mnie nie ma zboczenia. Ja fotografuję ludzi których znam, osoby często mi bliskie. Nie chcę mieć krwi, spermy i innych eksplozji – modnych tematów. Gdybym znał kogoś, kto się przebiera za pingwina i masturbuje przed koniem to zrobiłbym mu zdjęcie. Ale nie znam nikogo takiego i dlatego nie zrobię, a szkoda (śmiech).
B.Ł. – A jak wygląda proces twórczy z dziewczynami z maxmodels? Z zasady są to osoby obce?
B.F. – Najdłuższa sesja trwała 6h. Muszę mieć czas, żeby daną osobę trochę poznać, wczuć się w nią. Każda osoba przedstawia coś sobą. To truizm, ale nie chodzi o osoby z odchodzącymi tipsami. Chcę człowieka, a nie wytwór solarium czy fryzjera.
B.Ł. – Czy sam fakt tego, że istnieje sytuacja między Tobą a osobą którą fotografujesz,
to czy ta sytuacja nie wywołuje kreacji? Czyli to nie jest tak że robisz zdjęcia rzeczywistości, tylko pewnej formie?
B.F. – Kreacja jest programowo wyznaczona. Ok, niektórzy mogą uznać, że kreacja to nie jest rzeczywistość. Tyle, że to jest rzeczywistość oparta na wrażeniach z modela, modelki, stosunku emocjonalnego między nami i wrażeniach tej przestrzeni w której sie znajdujemy.
Ja muszę mieć obraz jej/ jego egzystencji. Muszę to wpasować w tło, które robię. Więc albo przyjeżdżam do niej, co jest łatwiejsze, albo ona przyjeżdża, co sprawia mi pewien problem, szczególnie, że Jezusa wykorzystałem już w sposób chyba najlepszy jaki mogłem. Czyli jego już nie będzie na nowych cyklach. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem całkiem niezłym psychologiem. (śmiech). Może i tak jest, nie mnie to oceniać.
B.Ł. – Skąd wynika ta chęć dotarcia do ukrytych przeżyć każdego człowieka?
B.F. – Chcę z ludzi wyciągnąć te cechy, które w typowym społeczeństwie byłyby z gruntu nieakceptowalne. Alkoholizm, depresja, wszelkie stany psychiczne, wspomnienia o zmarłych ludziach w ogóle – są to poniekąd tematy tabu. Nie chodzi o szastanie krwią – w moim wypadku jest to raczej subtelniejsza wersja rozgrywania tematu. Być może wynika to z moich doświadczeń, z przeżytych sytuacji których bądź, co bądź całkiem sporo było.
B.Ł. – Sam fakt, że robisz zdjecia w cyklach i nie zostawiasz ‚pojedynczych’ zdjęć wynika z „wejścia w egzystencję”? Jedno zdjecie jest niezadowalające, rażąco niepełne?
B.F. – Wynika to bardziej z chęci opowiedzenia historii, takie „zboczenie” w stronę filmu.
Zdjęcia Bartosza zobaczycie między innymi tutaj fatus.digartfolio.pl oraz www.behance.net/fatus